Mazovia przed wiosną 2010

Kamil Ostrowski znajduje się ostatnio na wznoszącej fali i imponuje formą, dlatego warto zwrócić na niego uwagę. 20-letni pomocnik Mazovii opowiada nie tylko o sobie, ale także o niektórych interesujących i pewnie niejasnych dla kibiców problemach mińskiego klubu

Nadzieja na ostro

Mazovia przed wiosną 2010 / Nadzieja na ostro

- Jak myślisz, co może być przyczyną tak dobrej formy, którą prezentowałeś od początku rundy jesiennej?
- Mam swoje sekrety. Preferuję radosny futbol, tak to nazywam. Wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi.
- Pomoc to pozycja, na której czujesz się najlepiej?
- Zdecydowanie, kiedyś grałem na skrzydle, a obecnie w środku. Zresztą dobry zawodnik umie grać na każdej pozycji.
- Mecze z silnymi przeciwnikami, o ile można o takich mówić w okręgówce, mocno cię mobilizują...
- Moim zdaniem żaden klub w tej lidze nie jest mocny. Czuję się na siłach i chciałbym się sprawdzić nawet w trzeciej lidze. Potrzebowałbym tylko motywacji i dobrego treningu, bo forma szybko przychodzi, a gram też dosyć równo.
- Twoje największe piłkarskie atuty?
- Myślę, że jestem dobrze wyszkolony technicznie. Na pewno też dobre długie podanie, strzały i dośrodkowania. Ponadto ambicja i gra zespołowa, nie widzę sensu w bezsensownym kiwaniu się.
- Jak właściwie „Ostry” znalazł się w Mazovii?
- Na trening zaprowadził mnie kiedyś kolega Konrad Malejczyk, czyli popularny Kombi. To jemu, jak i duetowi trenerskiemu panów Płochockich w dużej części zawdzięczam moje umiejętności.
- Od ilu lat grasz w mińskim klubie?
- Mniej więcej od dziewięciu lat. Staram się być na każdym meczu i treningu. Swój plan dnia układam zawsze pod trening. Zacząłem pracować, więc jest trochę trudniej, ale i tak daję radę.
- Wcześniej występowałeś w drugiej drużynie Mazovii?
- Grałem w niej w poprzednim sezonie. To był mój protest przeciwko trenerowi Puchalskiemu, którego nie darzyłem sympatią. Wygraliśmy B-klasę, a Puchalski z pierwszą drużyną spadł z czwartej ligi.
- Pamiętasz swój debiut w seniorach Mazovii?
- Miałem wtedy 15 lat, graliśmy wyjazdowy mecz Pucharu Polski z Pogonią Siedlce, jeszcze za czasów trenera Czyżkowskiego. Było dla mnie olbrzymim wyróżnieniem, że trener nie bał się na mnie postawić.
- Jaka była dla ciebie miniona runda?
- Na początku sezonu myślałem, że będziemy zajmowali wysokie miejsce, na pewno w pierwszej trójce, ale pomyliłem się. Wszystko popsuło się od meczu w Małkini. Mam nadzieję, że nadchodząca runda będzie lepsza.
- Co ci nie odpowiadało u trenera Puchalskiego?
- Przede wszystkim charakter i styl bycia tego człowieka. Równie dobrze mógłby być policjantem. Próbował mnie wychować, twierdził, że jestem zdemoralizowany. Chyba chodziło mu o to, jak się prowadzę. W pewnym momencie doszło do wojny, nie wystawiał mnie w pierwszym składzie. Jeszcze przed awansem do czwartej ligi graliśmy mecz z Hutnikiem Huta Czechy, wszedłem na jakieś 30 minut. Mój pierwszy kontakt z piłką zakończył się golem. Po paru minutach strzeliłem kolejnego, prosto w okienko – aż wszyscy złapali się za głowy. Adrian Chłopik specjalnie krzyknął do Puchalskiego, a on nie zareagował, jakby to go w ogóle nie obchodziło. Nie jestem konfliktowy, z tym człowiekiem po prostu nie dało się dogadać, a z reguły trenerzy lubili mnie tak samo jak i zawodnicy.
- Jaki jest w twojej ocenie wasz nowy trener, Jerzy Milik? Myślisz, że z nim macie szansę powalczyć o awans?
- Uważam, że jest to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Może nas dużo nauczyć i sprawić, że wrócimy z powrotem do czwartej ligi.
- Sądzisz, że gdy stery w klubie obejmą nowy prezes i zarząd, wasza sytuacja się poprawi?
- Nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być gorzej, ale jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że nowym prezesem zostanie Mirosław Krusiewicz, bo to człowiek, który może dużo uczynić dla naszego klubu. W Mazovii potrzebni są ludzie na poziomie, którzy mogą pomóc klubowi w osiąganiu sukcesów, a takich póki co nam brakuje. Czas, by Mińsk Mazowiecki zaczął coś znaczyć w piłce nożnej.
 - Otrzymałeś jakieś propozycje z innych klubów?
-Na razie nic się nie pojawiło, pewnie nawet nikt nie wie, że taki zawodnik jak Kamil Ostrowski istnieje. (śmiech)
-Chciałbyś coś komuś przekazać na łamach naszego tygodnika?
- Pozdrawiam rodzinę i kolegów z osiedla oraz z Mazy, przede wszystkim Kozioła, Sławka, Endzla, Kombiego i Prezesa, czyli Marka Krupieńczyka. Chciałbym zachęcić każdego, kto siedzi bezczynnie w domu, by zaczął grać w piłkę.

Numer: 2010 10   Autor: Rozmawiała Iwona Padzik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *