Epitafium dla Haliny Cudnej-Chorobińskiej

- Nasz Mińsk Mazowiecki  bardzo się rozwija. Powstają nowe ulice i ronda, którym wymyślamy różne nazwy. Czyż nie zależałoby wówczas pomyśleć o wspaniałych, a zapomnianych osobach, które już odeszły? Jedną z nich jest Halina Chorobińska z domu Cudna - harcerka, a później żołnierz AK Obwodu Mewa-Kamień oraz członkini Związku Inwalidów Wojennych RP, o której zupełnie zapomniano - upomina się o swa koleżankę Joanna Nojszewska

Godna pamięci

Epitafium dla Haliny Cudnej-Chorobińskiej / Godna pamięci

Urodziła się 4 listopada 1924 roku w Pustelniku, gdzie jej ojciec był kierownikiem szkoły. Zamieszkawszy na stancji w Mińsku u państwa Haklów, musiała koniecznie mieć kenkartę, pozorującą pracę i pobyt na terenie miasta. Otrzymała ją od Sażyńskich, gdzie rzekomo pracowała. Szybko wstąpiła w szeregi harcerstwa, a od lutego 1940 roku została żołnierzem AK (ps. Hanka i Agata) i musiała pogodzić naukę z pracą konspiracyjną, a wkrótce zdobyła sympatie jednego z synów państwa Sażyńskich.
17 lutego 1944 roku to tragiczna data w jej życiu. Wróciła późnym wieczorem z akcji. Była już godzina policyjna, dlatego pani Stefania zaproponowała jej nocleg u siebie. Chętnie się zgodziła. I stało się - tej pamiętnej nocy została aresztowana wraz z cała rodziną Sażyńskich i 64 patriotami z Mińska i okolic. Od tej pory jej dalsze życie zostało podporządkowane skutkom Wielkiej Wyspy, zaś los na zawsze połączył ją z rodziną Sażyńskich.
Stanisław Maciejewski w swoich wspomnieniach napisał: - Przesłuchania żandarmi rozpoczęli od picia wódki dla dodania sobie animuszu. Mieli bardzo wyrafinowane sposoby bicia. (...) Na pierwszy ogień poszli mężczyźni. Później słychać było z góry niemilknące jęki kobiece. Po głosie można było poznać, że przesłuchiwana jest Halina Cudna. Nic nie powiedziała, a wiedziała dużo.
A Halina tak to wspominała - (...) mnie wywołali wieczorem. Położyli na taborku, jeden trzymał za ręce. Chyba dwa razy zemdlałam. Chłopcy w sali obok naliczyli sto uderzeń. To był mój życiowy egzamin. (...) W nocy rozległy się strzały i wybuchły granaty. Jeden z granatów eksplodował przy drzwiach wejściowych. Aniela Maciejewska została ranna w skroń i kolano. Akcja odbicia nie udała się. W niedzielę przewieziono nas do Warszawy, do akademika przy placu Narutowicza. Ja byłam w grupie na Pawiak. Ponieważ była to niedziela, zamknięto nas w łaźni na Serbii. W niedzielę nie przyjmowano do celi. Mnie zaniesiono na noszach do szpitala, gdzie byłam miesiąc. Ze szpitala też brano na przesłuchania. Ja byłam trzy razy na Szucha.
Kolejnym miejscem pobytu Haliny Cudnej był obóz w Ravensbruck. Przebywała tam razem z Janiną Maciejewską, siostrą Stanisława. W niedługim czasie przywieziono Stefanię Sażyńską.
Po Oranienburgu był  Sachsenhausen. Tu było najgorzej – głód i smród.  Chodziły odgruzowywać miasto i zasypywać leje po bombach. 15 kwietnia 1945 roku zaczęto ewakuować obóz. Po drodze strzelali do tych, którym zabrakło sił na dalszą wędrówkę. Był głód, wodę pili z przydrożnego rowu. Kiedy na noc zapędzono ich do stodoły, wówczas zauważono w jednej maszynie trochę żyta. Więźniarki go zjadły. Rano gospodarz poskarżył się. Zrobiono rewizję i wyciągnięto smutne konsekwencje. Pani Sażyńska tak osłabła, że nie miała siły iść. Wówczas esesman bił ją karabinem po plecach, a ona ciągle powtarzała, że chce umrzeć.

Przeżyły, ale powrót do Mińska był kolejnym szokiem. Wszystko było zdewastowane i okradzione  Kolejna rozpacz, rozgoryczenie, bo nie miały jakichkolwiek środków do życia. Halina dowiedziała się, że Witold i Tadeusz zostali rozstrzelani, a ich ojciec również nie żyje. Nie powiedziała o tym Sażyńskiej, ponieważ bała się, że ta się załamie. Czy  w takiej sytuacji mogła zostawić ją samą  i wrócić do rodzinnego domu w Pustelniku? Później potrafiła zrezygnować z pracy w magistracie, kiedy Stefania nie mogła sobie radzić sama w zakładzie. Potrafiła poświęcić się dla dobra osoby, z którą przeżyła tak wiele. To dzięki Halinie Sażyńska dożyła 97 lat.
Halina Chorobińska miała również inne problemy. Nigdy nie nosiła dekoltów ani nie odsłaniała pleców, zwłaszcza na plaży. Czy można się dziwić dlaczego? Miała też kłopoty z nogami. W Wigilię Bożego Narodzenia Niemcy kazali więźniarkom wyjść w lekkim ubraniu. Był wówczas duży mróz, a one musiały stać bardzo długo. Odmroziła sobie palce u nóg, które amputowano. Nie mogła nosić pantofli zodkrytymi palcami, ale o tym rzadko komu się zwierzała. To było zbyt przykre dla kobiety.
Po powrocie z Niemiec Sażyńska i Cudna były traktowane przez ówczesne władze jak czarne owce. W niedługim czasie po powrocie z obozu Halina rozpoczęła pracę w „Ekspresie Wieczornym” w Warszawie, ale w kadrach odkryto, że działa w AK. Wówczas redaktor naczelny otrzymał rozkaz natychmiastowego zwolnienia jej z pracy. Potem na siłę zabieranie zakładu fotograficznego w celu wymuszenia przystąpienia do spółdzielni, a nawet próba zabójstwa pani Stefanii. Nawet w stanie wojennym nie dano im spokoju. A ile słów wulgarnych usłyszały z powodu przeszłości...
– Nasza mama była małomówna, zamyślona i ciągle jakby się czegoś bała. Przykro nam, że była tak niedoceniana – wspominają córki. A jednak została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami w 1960 r, Krzyżem Oświęcimskim w 1990 r, Krzyżem Armii Krajowej w 1993 r i Krzyżem Partyzanckim w 1995 roku. Zmarła nagle 28 lipca 1998 i spoczywa w grobie obok Rodziny Sażyńskich na cmentarzu parafialnym w Mińsku Mazowieckim.

Numer: 2010 08   Autor: J. Zbigbiew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *