Poczet mińskich ulic

Opieka zdrowotna mieszkańców gminy należy do priorytetowych zadań samorządu lokalnego. Toteż rady gmin corocznie dokonują analizy funkcjonowania służby zdrowia na ich terenie. Tak jest i w gminie Latowicz. Tym razem styczniową sesję rady gminy zaszczycił swoją obecnością dyrektor szpitala powiatowego w Mińsku Mazowieckim Mieczysław Romejko

Kościelnej czar

Poczet mińskich ulic / Kościelnej czar

Każdy zakątek miasta, ulica lub jej część, mają swój urok, historię i związane z tymi miejscami niepowtarzalne zdarzenia. Minęły czasy, kiedy ulice, przyległe doń podwórka tętniły gwarem rozbawionych dzieciaków, a sąsiedzkie spotkania i długie rozmowy przy bramie nie były rzadkością. Blokowiska, zagęszczone tereny do granic możliwości, nie dają nawet szans poznania częstokroć współmieszkańców z tej samej klatki.
Wróćmy więc do starych, kochanych ulic. Na początek - Kościelna, jedna z najstarszych ulic w mieście. Z nazwy, zapewne z racji przyległości do świątyni i terenów kościelnych, niezmienianej chyba od początku istnienia, gdyż nawet ci, których już nie ma na świecie, nie pamiętali, aby było inaczej. Nigdy, nawet kiedy ulicę Warszawską przemianowano na Józefa Stalina, a ul. Siennicka nosiła imię Konstantego Rokossowskiego, nie próbowano drażnić Kościoła.
Starsi mieszkańcy pamiętają, że Kościelna, jak wiele bocznych ulic w mieście, przed około 60 laty, miała nie tylko jezdnię wybrukowaną kocimi łbami, ale takie też chodniki. Ale, że ulica prowadziła na miejscowy cmentarz parafialny, w kilka lat po wojnie, trakt pieszy wyłożono płytami cementowymi. Drogową grupą miejską kierował Stanisław Dzienio, a wiodącym brukarzem był Marian Giersz. W czasie prac byli ciągle adorowani przez mieszkańców ulicy, a szczególnie cieszących się dzieciaków. Toż to było niebywale wydarzenie, bo niemal gładka nawierzchnia pozwalała na jazdę „kółkiem”, czy na gry z wykorzystaniem obrysu płyt chodnikowych, już nie mówiąc o jeździe rowerem, co udaremniali, nie zawsze skutecznie patrolujący funkcjonariusze milicji. Po wykonaniu chodników, wzdłuż obydwu stron ulicy, pod kierunkiem nauczyciela biologii z Dąbrówki, Aleksandra Piwowarczyka posadzono lipy. Brali w tym udział mieszkańcy, a szczególnie dzieci i młodzież.
Niestety, niewielu drzewom udało się dotrwać do dzisiaj. Wzdłuż muru kościelnego ustawiono trzy ławki gdzie na pierwszej, tuż za kioskiem z gazetami (stoi niemal w tym samym miejscu od ponad 60 lat), codziennie od 17.00 co niektórzy mieszkańcy oczekiwali na dostawę Expressu Wieczornego, dostarczanego ciągle z opóźnieniem.
A mniej więcej o tej porze do Kościelnej zbliżała się dorożka konna z nr.1, której właścicielem i woźnicą w jednej osobie był Jan Borucki. Swój powrót oznajmiał donośnym głosem – Staśka, otwieraj bramę. Padały jeszcze słowa nazywane obiegowo dorożkarskimi i żona pana Jana otwierała bramę wjazdową na posesje, gdzie w głębi była stajnia gniadego. Działo się to tuż za obecnym Zakładem Pogrzebowym-Białkowski, a na tak donośny głos pana Jana, na ulice wychodził z kuźni kowal Franciszek Romanowski wraz z synem Aleksandrem. Była to zarazem okazja do przerwy w pracy. Kuźnia znajdowała się po sąsiedzku z posesją Boruckiego, a buchający z komina dym i ziejące ogniem, widoczne z ulicy palenisko wskazywały, że robota tam wre od świtu do wieczora.
Powrót dorożki, nie mógł jednak zakłócić głośnego warkotu motocykla, którym to wyjeżdżał z bramy kamienicy przy Kościelnej 3 Eugeniusz Ruszkowski, fotograf mający swój zakład w niewielkim pawilonie, przy zbiegu ulic Warszawskiej i Siennickiej. Pan Eugeniusz swoim Harleyem WLA w wersji wojskowej z koszem, dzisiaj wzbudziłby wielkie zainteresowanie i zazdrość miłośników starej motoryzacji. Zdarzało się niekiedy, że tuż za nim, z tej samej bramy, wyjeżdżał Tomasz Wójcicki z rodziną, na pięknym czarnym BMW (też z koszem). Skoro jesteśmy przy starej motoryzacji, to trzeba wrócić na róg Kościelnej i Warszawskiej, gdzie często parkował kolejny motocykl – NSU Henryka Książka, którym to rumakiem ścigał się on na żużlowych zawodach, jakie w powojennych latach odbywały się na stadionie Mazovii.
Przeraźliwy czasem, aczkolwiek sympatyczny zarazem warkot motocykli w bramie kamienicy wywoływał niekiedy z restauracji jej właściciela - Józefa Sakowskiego, b. wachmistrza z 7 Pułku Ułanów Lubelskich, który po odejściu ze służby wojskowej, prowadził na parterze kamienicy restaurację, z wyszynkiem oczywiście. Sumiasty wąs pana Sakowskiego wzbudzał podziw gości, a na tej części ulicy, z powodu usytuowania restauracjii kuźni zawsze niemal było pełno furmanek.
W kamienicy zbudowanej w 1924 roku na wzór warszawskich czynszowych kamienic z wewnętrznym, dużym podwórkiem, zamieszkiwało blisko 100 osób. Ale o niej, jej mieszkańcach i późniejszej Kościelnej – w kolejnym odcinku pocztu mińskich ulic.

Numer: 2010 07   Autor: Witold Kopeć





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *