To nie pierwsza szokująca historia pacjenta, który zmarł w mińskim szpitalu po odmówieniu lub udzieleniu mu niedostatecznej pomocy. Tym razem to Józef Wocial z Karoliny trzy razy prosił lekarza o pomoc, a ten odsyłał go do domu. Lekarz tłumaczy, że nie było podstaw do zatrzymania pacjenta w szpitalu, choć ten skarżył się na duszności. Doktor Bartoszczuk nie przyznał się do błędu, ale jeśli go popełnił, grozi mu kara od 3 do 5 lat więzienia
Śmierć jak loteria

Tragedia wydarzyła się w czwartek 21 stycznia po południu. We wtorek w mińskim szpitalu zmarła w wieku 51 lat żona Józefa Wociala, a przytłoczona tą tragedią rodzina nie spodziewała się, że za dwa dni umrze ojciec. I to w taki właśnie sposób – przez nieotrzymanie odpowiedniej pomocy lekarskiej, chociaż miał skierowanie do oddziału.
Piszą więc skargę do dyrekcji SP ZOZ w Mińsku Mazowieckim na lekarza Piotra Bartoszczuka pełniącego wtedy dyżur w oddziale SOR. Wyjaśniają w niej, że pierwszy raz przywieźli ojca ok. 13.00 z objawami duszności, bólem w klatce piersiowej i ogólnym osłabieniem organizmu. Doktor Bartoszczuk odmówił zbadania pacjenta i podniesionym głosem stwierdził, że nie wygląda on na osobę chorą i potrzebne jest skierowanie od lekarza rodzinnego z przychodni, w której pacjent jest zarejestrowany. Chory z zięciem pojechał do przychodni „Mariolka” w Mińsku. Tam został zbadany przez dr Annę Walczak, która po EKG stwierdziła, że wynik nie jest dobry i wypisała skierowanie do oddziału wewnętrznego, choć była oburzona faktem, że do oddziału SOR jest potrzebne skierowanie. Około 14.00 pacjent dotarł do oddziału SOR, gdzie dr Bartoszczuk (na korytarzu) zlekceważył skierowanie wypisane przez dr Walczak. Stwierdził, że pacjent jest tylko podenerwowany, podał mu tabletkę obniżającą ciśnienie krwi - Concor Cor 2,5 mg i kazał poczekać pół godziny. Po tym czasie zbadał pacjentowi puls kciukiem i powiedział, że już jest wszystko dobrze.
Nie było dobrze, bo już o 16.30 syn musiał wezwać pogotowie ratunkowe. Nie przyjechało, więc zięć zawiózł go ponownie do szpitala. Teraz już pielęgniarka wykonała badanie EKG, ale dr Bartoszczuk znowu powiedział, że wszystko jest w normie. Zlecił pielęgniarce podanie pacjentowi środka na uspokojenie w syropie. Syn i zięć chorego prosili lekarza, aby przyjął go do szpitala. W tak ciężkim stanie nie chcieli wziąć ojca do domu. Jednak ten odmówił stwierdzając, że pacjent nie kwalifikuje się do przyjęcia na oddział. Podobną adnotację umieścił na skierowaniu z przychodni i... wyszedł z gabinetu.
Gdy tylko dojechali do domu, pan Józef przeszedł kilka kroków, stracił równowagę, upadł na ziemię i dostał drgawek. Karetka przyjechała po ok.10 minutach, jednak pacjent już był nieprzytomny, a po 40 minutach reanimacji zmarł.
- Lekarz Bartoszczuk, który przyczynił się do tej śmierci, nawet nie wyszedł i nie poinformował nas o zgonie ojca, któremu trzy razy odmówił pomocy. Oczekujemy wyciągnięcia konsekwencji odnośnie niekompetentnego lekarza. Życia ojca nikt nam już nie zwróci, ale chcemy zapobiec podobnej sytuacji, bo może to spotkać każdego, kto trafi na jego dyżur Nie da się opisać słowami bólu i cierpienia, jakie obecnie przeżywamy – pisze córka zmarłego, Monika Komuda.
Tym bardziej, ze sekcja zwłok za przyczynę zgonu uznała miażdżycę, zawał mięśnia sercowego i obrzęk płuc.
– Ten pacjent nie był w stanie przedzawałowym, skarżył się tylko na osłabienie, w EKG nic nie było i nie było podstaw, żeby pana w ogóle przyjmować do szpitala – jak mantrę powtarza dr Bartoszczuk.
Ale dyrektor Mieczysław Romejko nie ma wątpliwości co do zaniedbania doktora udzielającego pomocy.
– Jeszcze w dniu dzisiejszym podejmę decyzję na temat dalszej współpracy z panem doktorem – zapowiedział po emisji reportażu w TVP Info.
Wkrótce okazało się, że mińska prokuratura na wniosek rodziny zmarłego wszczęła śledztwo. Córka pana Józefa już złożyła zeznania. Będzie też powtórzona sekcja zwłok. Jeśli zarzuty się potwierdzą, lekarzowi grozi od 3 do 5 lat więzienia. Co więcej, do naszej redakcji zgłosiły się kolejne osoby poszkodowane przez Bartoszczuka i innych mińskich lekarzy. Tak więc ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.
Numer: 2010 06 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ