Mrozy studniówkowe

Studniówka to czas radości i zabawy, pierwszy tak poważny, dorosły bal, a jednocześnie także ostatnie chwile beztroski, zanim opanuje nas przedmaturalna gorączka – w takim duchu, oraz przy dekoracjach przywodzących na myśl toskańską winnice, swoje sto dni przed ich najważniejszym jak dotąd, sprawdzianem w życiu, celebrowali uczniowie LO im. Adama Mickiewicza w Mrozach

Noc bez kucia

Mrozy studniówkowe / Noc bez kucia

Około 18.30, na co dzień sala gimnastyczna, tym razem jednak przypominająca bardziej namiot, gdzieś pośród winnych latorośli, wypełniła się szczelnie abiturientami, ich dumnymi rodzicami i nie mniej dumnymi nauczycielami. Serdecznym powitaniem wszystkich przybyłych, w roli gospodarza balu studniówkowego zadebiutowała, prowadząca ta placówkę od września, dyrektor Marianna Bogusz. Przypomniała ona, że szkoła oprócz kształcenia, ma również obowiązek wychowywać. Za niewątpliwy trud wychowawczy, podziękowała wychowawcom tegorocznych maturzystów, Krystynie Tkaczyk i Zofii Zadrożnej. Wyrazy wdzięczności za pomoc w przygotowaniu balu skierowała również w stronę jak zwykle zaangażowanych rodziców.
Chwilę po przemówieniu, balonami i tiulami na sali wstrząsnęło zdecydowane huknięcie pierwszych taktów poloneza Kilara. Trenowany tygodniami pod bacznym okiem Anny Pieniak układ choreograficzny, bogaty w wyszukane figury taneczne, słusznie nagrodzony został długimi brawami.
Przyszedł czas na podziękowania od samych wychowanków. Delegacja maturzystów na czele z Aleksandrą Bieńko i Robertem Kołakiem obok klasycznych podziękowań dla nauczycieli, wychowawców i rodziców, przypomniała żartobliwie, że jednak lepiej wspomina się te dobre chwile. A studniówka jest właśnie taką przedmaturalną nocą bez kucia wiedzy.
Część oficjalna balu zakończyła się uroczystym walcem oraz przez wielu długo oczekiwaną sesją zdjęciową. Bawiący się przy doskonale znanych rytmach, w wykonaniu zespołu Fresh, wyglądali tak beztrosko, jakby strach przed obowiązkową maturą z matematyki, zostawiali głęboko miedzy zeszytami, w zasuniętych plecakach stojących gdzieś w kącie ich domów. Tamtej sobotniej nocy liczyło się tylko tu i teraz, a w powietrzu czuć było zapach prawdziwego ducha karnawałowej zabawy.
Prawdziwej, bo najwytrwalsi studniówkowicze mieli okazję nawet pozdrowić swoich młodszych kolegów, wybierających się bladym świtem spod budynku Liceum na szkolny wyjazd narciarski. Którym wówczas było bardziej wesoło – czy tym, przed którymi malowała się wizja tygodniowego szusowania po stokach Beskidów, czy abiturientom, przed którymi teraz dobre 3 miesiące harówki z książkami?

Numer: 2010 06   Autor: Michał Gołębiowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *