Z literackimi próbkami Tadeusza Sztorca pierwszy raz zetknąłem się na stronie mińskiego koła PZN. Niedawno zaś w moje ręce trafił amatorsko i własnym sumptem, ale przy tym bardzo elegancko wydany zbiór jego poezji. By ruszyć z recenzją, muszę zacząć nieco przewrotnie – od wieszcza.
Pomnażacz widzeń

Uwielbiam „Pana Tadeusza”, ale nigdy nie przestanę żałować, że Mickiewicz nie napisał go prozą. Gdyby sagi o Soplicowie nie połamał na wersy i nie spętał rymami, wyszłaby wyśmienita, pełnokrwista powieść. Podobny żal nawiedza mnie, gdy czytam rymowanki Tadeusza Sztorca. Gdyby je uwolnić od rygorów, nad którymi poeta nie panuje, dostalibyśmy garść pysznych małych opowiadanek, szkiców, obrazków i luźnych refleksji.
Żywiołem, w którym Sztorc czuje się zdecydowanie najlepiej, jest przyroda. Strofy opiewające jej piękno autor mnoży niczym Hemingway akapity nigdy nieukończonej epopei o życiu na wyspach Golfsztromu. Ale też to ona objawia największą wartość tej twórczości, jaką jest wizyjność. Sztorc, podobnie zresztą jak Rajmund Giersz jest malarzem słów. Jego rozkwitające impresyjne poematy migocą słońcem, pomrukują burzą, ociekają deszczem, jaśnieją zielenią, płyną rzeką, czernieją nocą. To się czuje, to jest intensywne, soczyste, słowa – choć w wielu miejscach używane nieudolnie – budzą wyobraźnię.
Sztorc w swych pisaniach posuwa się też do refleksji antropologicznych. A jego człowiek wpisany jest w krąg natury. Niesamowity jest opis snu o narodzinach. Tchnie pierwotnością i organicznością. Niestety, im dalej od czystej natury, tym gorzej. W wersetach poświęconych miejscu człowieka na ziemi poeta okazuje się banalny, w satyrze – obowiązkowo politycznej – nie odkrywa specjalnie nowych prawd, zaś w tonacjach patriotycznych, jak choćby w pasażach poświęconych Powstaniu Warszawskiemu, popada w nieznośny patos.
Najbardziej jednak brak tutaj wspomnianej już pracy nad tekstem – rzeźbienia struktury, karczowania nadmiaru, samokontroli. Wylewanie swoich odczuć na papier to jeszcze za mało, by narodziła się sztuka, nawet amatorska. A w ogóle naprawdę czuć pod skórą, że autora ciągnie do prozy, tylko hamuje go mylne przekonanie, że głębia musi mieć zwrotki i rymy. Nieprawda, nie musi.
Numer: 2010 05 Autor: pod redakcją Marcina Królika
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ