Drodzy Czytelnicy

To jakaś czarna seria, czy fatum, które dotyka osób, które lubimy i podziwiamy, bo są wyraziste i niepowtarzalne... Takim był Piotr Siankowski, a także – choć w całkiem innej dziedzinie – Rajmund Giersz. Może to dziwne, ale mam wrażenie, że oni nadal żyją i tylko czekać, gdy zjawią się w moim gabinecie. Każdy w innej sprawie, ale obaj niebanalni...

Żyć to za mało

Drodzy Czytelnicy / Żyć to za mało

Zawsze w takich żałobnych okolicznościach przypomina mi się maksyma o takiej pracy, by dawała godne życie i takim życiu, by w każdej chwili móc umrzeć. Ale żal zostaje zawsze, choć mniejszy po tych, którzy coś po sobie zostawili. Co nam zostawił Rajek? – jak Giersza nazywali koledzy i przyjaciele. Od razu myślimy o obrazach i książkach, bo one łączą i wyzwalają emocje.
Nasza znajomość rozpoczęła się w 2002  roku od zwoju przepisanych na maszynie opowiadań, których nikt mu nie chciał wydać. Wydać to mało, bo trzeba było wszystko przepisać, skorygować dość luźny styl, złożyć, wydrukować i zorganizować promocję. Wszystko się udało, a oprócz satysfakcji przyszły całkiem spore pieniądze. Nie wstydzę się tego ujawnić, jak Giersz nie wstydził się malować na zamówienie. Ja też zamówiłem – portret w kontuszu, by coś zostało z moich ludowych festiwali nie tylko na zdjęciach i filmach, ale też na płótnie.
Rajmund miał trudny charakter, ale jednocześnie ujmował szczerością i jasnością umysłu. Zawsze z niecierpliwością czekał na publikację kolejnego felietonu, a motywował mnie gronem wiernych czytelników.
Tak jeszcze będzie, bo zostawił po sobie kilka opowiadań, a być może rodzina zechce powierzyć nam jego powieść, którą – mam nadzieję – skończył. Byłoby to swoiste epitafium dla tego nieprzeciętnego mińszczanina, którego – to moja następna nadzieja – docenią także mińskie władze. I niech tylko nie tłumaczą się, że miał Giersz skłonności podobne do Himilsbacha, bo sam zacznę pić i na kacu pisać wiersze czy - nie daj Bóg -artykuły. Wtedy pióro samo się ostrzy...
Życie bez twórczości to poczciwość, ale bez zdrowia i nadziei jest wegetacją. Tak od roku czuje się Dorota Sitkowska, bo czerniak to rak dotkliwy i złośliwy. Trzeba w takich sytuacjach pomagać, co też uczyniła regionalna Dąbrówka i uczestnicy charytatywnego koncertu.
Próbowaliśmy się jednak  dowiedzieć, jak bardzo byliśmy hojni, ale nie sposób. To Owsiak informuje o zebranych kwotach co do grosza, a mińscy darczyńcy mają żyć w nieświadomości? Nie chodzi tu o szczegolowe rozliczenie uzbieranej sumy, a zwykłą informację o kwocie mieszczącej się w puszce. Podanie jej to nie sprostanie jakiejś fanaberii, a zwykła uczciwość wobec darczyńców. Obawiam się, że wobec takiej postawy obdarowanych i organizatorów akcji na kolejny zryw serc nie mają co liczyć. Ja w każdym razie nie będę promował żadnej charytatywnej imprezy owianej finansową tajemnicą.
Mimo wszystko życzymy pani Dorocie powrotu do zdrowia, a działaczom z fundacji „Porozumienie bez barier” więcej odkrywania tego, co jest pozorną tajemnicą. Do tego dość naiwną, bo skazaną na jednorazowy i wstydliwy sukces.  Żyć trzeba umieć - szczególnie z darów serc.
PS. Więcej o obu poruszonych kwestiach  - w numerze, a fanów futsalu zapraszam na naszą coroczną halówkę. Kupon zgłoszeniowy na stronach sportowych.

Numer: 2010 04   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *