Idą święta… Nie pozwalają nam o tym zapomnieć ani udekorowane witryny sklepowe, czy nachalne reklamy w prasie, Internecie i telewizji. I jak tu się wyciszyć i wprowadzić w nastrój, jak prezenty jeszcze nie kupione, choinka gdzieś w lesie, karp nadal pływa w stawie, a praca i szkoła wciąż nie odpuszcza. Być może właśnie dlatego wymyślono nagle… że 17 grudnia będzie Ogólnopolskim Dniem Bez Przekleństw…
Niech to cholera...
Intencje twórców zapewne sa szczytne, bo gdyby być złośliwym, to zabraniając polakom przeklinania, niektórzy zapewne nie potrafiliby nawet sklecić zwyczajnego zdania. Przeklinamy często, czy to potrzebne, czy nie, z wyjątkową lekkością rzucając wulgaryzmy na ulicach, czy w miejscach publicznych, gdzie słuchają tego dzieci, które z kolei uważając to za normę, beztrosko uzupełniają własne słowniki o nowo usłyszane terminy. To wszystko nie sprzyja przecież atmosferze świątecznego skupienia, ale jednak…
Patrząc na to nieco przewrotnie, zabraniając nam przeklinania w ten jeden dzień, można nagle uzmysłowić sobie wewnętrzne usprawiedliwienie dla soczystego wygarniania całej żółci jaka w nas siedzi, w każdy inny dzień w roku. Ponadto, psychologowie twierdzą, że niewielkie zwymyślanie (nie mam tu bynajmniej na myśli chamskiego bluzgania, które jest oznaką zwykłego prymitywizmu i braku kultury) kogoś lub czegoś, skutecznie wyzwala nas od gniewu i stresu, a o to chyba chodziło ustanawiającym to „święto”.
Tacy to już specyficzni jesteśmy, że nie wszystkie zachodnie wynalazki znajdują uzasadnienie w naszej pokrętnej, polskiej logice. Ale oprócz tego mamy w swojej naturze również, wykształcony przez wieki, wrodzony dewotyzm. Dlatego zawsze znajdzie się ktoś, kto wykorzysta podobne okazje, aby obnosić się ze swoim nieprzeklinaniem. Szkoda tylko, że w większości, jedynie raz do roku.
Numer: 2009 51 Autor: (MiGo)
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ