Ogrody kultury
Mirosław Chyliński jest artystą nader oszczędnym – tak pod względem wystawiania własnej osoby na publiczny świecznik, jak ilości wystaw czy pokazywania nowych dokonań. Na szczęście w samym malarstwie bynajmniej sobie nie folguje, o czym do połowy grudnia można przekonać się w galerii Zielony Domek. A kontakt z jego pracami może wciągnąć.
Poprawiacz świata
Obrazy Chylińskiego nie są premierowe. Jeżeli ktoś dotąd nie miał okazji oglądać ich w Mrozach, mógł z jego twórczością zaznajomić się na poświęconej malarzowi stronie internetowej chylinski.com.pl. Zstąpienie z wirtualnych ram dobrze im jednak zrobiło – ekran komputera, choćby o najlepszej rozdzielczości, nigdy nawet w połowie nie odzwierciedli ich dynamicznego, soczystego, pełnego ekspresyjnej pasji koloryzmu, który stanowi najwymowniejszy chyba znak rozpoznawczy skromnego samouka.
Obcując z jego malarstwem, fundujemy sobie nienajgorszy przeskok percepcji. Jego styl plasuje się w rejestrach realizmu magicznego. Efekt magiczności uzyskuje on nie tylko poprzez intensyfikację barw, ale również dzięki nadawaniu swoim wizjom dramaturgii. Niby się to zna, niby widziało się to choćby z okna autobusu, a jednak Chyliński potrafi wycisnąć ukryty sens czy metaforykę.
Sypiąca się chałupina gdzieś na opłotkach Cegłowa, która mogła rozlecieć się do reszty w kwadrans po tym jak ją zobaczył, po przejściu przez sita jego wyobraźni zamiast odrażać, napawa melancholią mijania. Krzyż w taki sposób rzuca cień, że prawie słychać jak toczony od środka próchnem trzeszczy. Łąka i niepokojące niebo ponad nią nie pozostawiają wątpliwości, że lada chwila rozpęta się burza. Miński kościół NNMP przeglądający się w smętnej czarnej kałuży emanuje dziwnym światłem kontrastującym ze spiętrzonymi nad wieżami deszczowymi chmurami.
Banalnie na tym tle wypada niestety kilka wetkniętych tu i tam kompozycji kwiatowych. Oko cieszą, ale wydają się wobec reszty odrobinkę wtórne – sprawiają wrażenie dobrych bo dobrych, ale jednak wprawek, ćwiczeń pędzla i chcemy wierzyć, że znalazły się na ekspozycji przypadkowo.
Mirosław Chyliński podkreśla, że maluje najzupełniej intuicyjnie, bez nawiązywania do jakichkolwiek nurtów i szkół. Intuicyjność nie każdemu artyście wychodzi na zdrowie, niemniej w jego wypadku broni się warsztatem i brakiem charakteryzującej wielu artystów po godzinach ckliwej naiwności – nawet jeśli zbywa mu odwagi do mieszania farb.
Twórczy instynkt Chylińskiego działa niczym program do retuszu zdjęć i dobrze, że nie uległ pokusie prostego kronikarstwa, przekładania rzeczywistości na sztukę w proporcjach jeden do jednego. Nie moglibyśmy wówczas doświadczyć jej ukrytych wymiarów. A czyż nie o to w sztuce chodzi?
Numer: 2009 50
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ