- Miałem 15 lat, byłem harcerzem. Sadziłem z kolegami i koleżankami drzewa, z których wyrósł później park miejski w Sulejówku. Pamiętam jak dziś, że z wielką pieczołowitością wtykałem w dołki i obsypywałem młode dęby, buki, jesiony. To były moje dzieci - wspominał Jerzy Szeląg, niemal 80-letni mieszkaniec Sulejówka, pokazując zmasakrowane przez piły motorowe pnie drzew
Wycięli mu dzieci

Od 45 lat mieszka tu na Głowackiego. Patrzył na nie z okna. Spacerował pod nimi. A teraz wszystko zrównali z ziemią. Pan Jerzy nie ukrywa łez, które napływają mu do oczu. Pokazuje setki pniaków po drzewach wycinanych od początku lutego bieżącego roku. Pniaki mają średnicę od około 50 centymetrów do przeszło metra. W sumie około 300 drzew.
Kto zadał taki cios temu terenowi leśnemu, a przez to pośrednio ludziom emocjonalnie i sentymentalnie związanym z drzewami w parku miejskim? Z dokumentów jakie ma pan Jerzy, wynika, że tą działką zarządza od pięciu lat na podstawie 30-letniej umowy dzierżawy spółka Warmus Investment z Falent koło Raszyna. Prace tegoroczne rozpoczęli pod wzniosłym i pięknym celem budowy Domu Spokojnej Jesieni zleciła wycinkę drzew firmie EWTA ofiarowując jej hojnie ścięte drzewa w zamian za uprzątnięcie terenu. Podstawą do wycinki jest informacja Nadleśnictwa Drewnica a dokładnie podleśniczego Krzysztofa Krupniewskiego z Leśnictwa Wola Grzybowska o niezbędnej „trzebieży sanitarnej” w pasie do 30 mb od dróg publicznych. Z pisma jakie otrzymał pan Jerzy od zastępcy burmistrza wynika, że na wniosek właśnie Jerzego Szeląga, legalność i przebieg wycinki był monitorowany przez pracowników referatu środowiska i rolnictwa Urzędu Miasta Sulejówek, funkcjonariuszy policji oraz pracowników nadleśnictwa. Nie stwierdzono uchybień.
Zdaniem pana Jerzego wycięcie drzew z całej powierzchni działki to nie trzebież sanitarna, a ostateczna i całkowita. Według niego nic w tej sprawie nie zmienia decyzja dyrektora Lasów Państwowych w Warszawie o wyłączeniu opisywanej działki z produkcji leśnej. Uważa, że od takiej decyzji powinna się cała ta historia zaczynać a nie kończyć. I do tego powinny dojść konsultacje z ludnością oraz ekologami, gdyż wycięte drzewa były miejscem gniazdowania wielu gatunków ptaków a w poszyciu żyły liczne drobne zwierzęta. Ale to już przepadło. Biorąc pod uwagę, że ludzie przysypywali piaskiem pniaki po ściętych drzewach, obsypywali je liśćmi, aby zamaskować ich istnienie, Szelag podejrzewa, że któregoś dnia przyjadą koparki i wywrotki, usuną pniaki, a całe zamieszanie będzie przedstawiane jako wymysł starego człowieka.
W tej sytuacji aż się prosi zapytać, czy postęp cywilizacyjny i nieuchronna urbanizacja dzikich jeszcze terenów musi odbywać się według tejże zasady, że cel uświęca środki. Czy dążąc do maksymalnego utylitaryzmu terenu, jakim dysponujemy, musimy przekreślać dorobek i wysiłek poprzednich pokoleń, niszcząc wszystko co oni wytworzyli? Czy nie można było zostawić części drzewostanu dla seniorów, którzy mają tam zamieszkać, aby nie czuli się wyalienowani z natury? I wreszcie, czy nasi potomkowie wybaczą oprawcom wszystkie rzezie przyrody?
Numer: 2009 49 Autor: Tomasz Szmajda
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ