Miłoszowe szukanie formy bardziej pojemnej towarzyszy pałacowemu przeglądowi poezji śpiewanej w zasadzie od początku. Ale dopiero teraz wydaje się, że organizatorom zaświeciło światełko w tunelu. Szczęśliwie zerwali z fikcją świec – zapalonych albo płonących, tak czy inaczej archaicznych – i zwrócili się ku patronatowi niejako narzucającemu się samoistnie
Znajomi z piwnicy

Choć w rzeczywistości nie pierwszy poetycki, w tym roku po raz pierwszy nosił imię Piotra Skrzyneckiego. Wprawdzie założyciel Piwnicy Pod Baranami spędził w Mińsku Mazowieckim mniej czasu niż Himilsbach, a Kraków ma do niego większe prawa, niemniej oddanie przeglądu pod jego pelerynę wybornie wpłynęło na odświeżenie jego wizerunku, zaś w dalszej perspektywie może, miejmy nadzieję, podnieść prestiż.
Nowe otwarcie zostało przypieczętowane zaproszeniem jednego z piwnicznych artystów, Leszka Wójtowicza, który nie tylko objął przewodnictwo jury – obok niego zasiadła w nim Małgorzata Sulewska i Robert Zapora – ale też zamknął przeglądową dwudniówkę swoim recitalem. Ponadto, w myśl zmodyfikowanego regulaminu każdy występujący musiał obok dowolnego utworu przygotować jeden z piwnicznego repertuaru, co – jak w kuluarach przyznawali niektórzy uczestnicy – sprawą łatwą bynajmniej nie było.
Liczby, trzeba przyznać, zmaganiom nie sprzyjały - konkursowe przesłuchania odbyły się w piątek 13 listopada i wystartowało w nich 13 uczestników. Jednak ze wszelkich potknięć pomagał wybrnąć Wójtowicz, który dawał młodym adeptom estrady cenne warsztatowe wskazówki, zaś tremę rozładowywał sypanymi jak z rękawa dykteryjkami o interpretowanych przez nich artystach –.na przykład o Osieckiej i jej pierepałkach z cenzurą, bo w pierwotnej wersji „Okularników” napisała nie o polskich, lecz o marnych dwóch tysiącach.
O pechu z pewnością można mówić w kategorii dorosłych, która nadal cierpi na poważną niedoreprezentację. Rozdwojenie jaźni Dariusza Kulmy właściwie nie miało konkurencji i musiało się obejść smakiem wyróżnienia honorowego.
Za to młodzież, zwłaszcza gimnazjaliści, sprawili jurorom, a w sobotę również publiczności, która przyszła na finałowy koncert, nielichą niespodziankę. Być może nie okazali się zbyt odkrywczy pod kątem doboru materiału – Demarczyk, Stachura, Ziemianin, Osiecka – jednak poziom wokalny i muzyczny, biorąc rzecz jasna poprawkę na wiek, mógł zadowolić nawet wybredne ucho.
Większość objawiła kawał głosu połączonego ze scenicznym sznytem. Fakt, w przypadku Maćka Walewskiego czy Sylwii Łobody rolę bez wątpienia odgrywa obycie z mikrofonami, ale nawet ci, co dopiero zaczynają, też nie stroili szarych myszek. Dzisiejsze 14-16-latki to pokolenie „Idola” i „Jak oni śpiewają”, które wie jak się pokazać, z czego bynajmniej nie należy im czynić zarzutu. Ich odwagę zresztą docenili i pochwalili również jurorzy.
W kategorii gimnazjalnej pierwsze miejsce „Okularnikami” i „Takim krajem” Pietrzaka wyśpiewała Aleksandra Kamińska z Wesołej, a za nią ex equo uplasowali się siedlczanka Dominika Ratyńska z piwnicznym „Piotrem” i „Graj mi świecie” Bajora oraz nasz Maciek Walewski wieszczący za SDM „Triumf sprawiedliwości”. Trzeciej nagrody komisja nie przyznała, w zamian wyróżniając macierzankową Alicję Bąk z jej przejmującym wykonaniem „Do Marka Aurelego” i „Szewczyka”.
Wśród uczniów szkół średnich zwyciężyły Siedlce w osobie Anny Przedlackiej, która rozsnuła tkwiącą korzeniami w folklorze „Balladę o próżności” Piotra Roguckiego, a serce uciszała z Magdą Umer. Druga lokata przypadła sulejóweckiemu Nastrojowemu Triu za piwniczne „Gruszki i róże” oraz stachurową „Jesień”, a trzecia macierzance Sylwii Łobodzie za „Zapominam” Bajora i „Poezję” z Piwnicy. Nagrodę specjalną ufundowaną przez Roberta Zaporę otrzymała również Anna Przedlacka.
I jeśli na coś można utyskiwać, to na widownię, która jak zwykle nie dopisała, a ci, którzy jednak oderwali się od telewizorów, nie szczędzili żartów o… żołnierzach. Było to do przełknięcia podczas konkursu, na obronę niech będzie wczesna godzina, ale zignorowany koncert laureatów to zniewaga wymagająca krwi. Problem kulturalnej absencji jest jednak znacznie bardziej złożony i wymaga osobnego omówienia.
Pozostaje liczyć, że Piotr Skrzynecki spuści z niebiańskiej piwnicy na organizatorów nieco łask i da odwagę, by odpowiednie dać rzeczy słowo i mylący „przegląd” zastąpić właściwym „konkursem”. Póki co jest nadzieja, że za rok imprezę odwiedzi kolejna piwniczna gwiazda i, że z czasem stanie się to jego tradycją.
Numer: 2009 47 Autor: Marcin Królik, zdjęcia - J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ