Gierszolandia

Trudne czasy nastały nie tylko dla odbiorców, ale przede wszystkim twórców sztuki. Nieliczni zaglądają do galerii albo do pracowni artystów, na brak zainteresowania nowościami książkowymi narzekają wydawcy, a świecące pustkami sale koncertowe ograniczają repertuar. Czyżby ludzie nagle oślepli i ogłuchli? Otóż nie!

Wernisaż z bidą

Gierszolandia / Wernisaż z bidą

Ludzie są zdrowi jak dawniej, może odrobinę bardziej nerwowi i zalatani! Nabrali kredytów na własne mieszkania i domy i teraz latają z fuchy na fuchę lub w poszukiwaniu tejże. Ogólna sytuacja ekonomiczna, lepiej znana jako kryzys, straszy wszystkich i zupełnie zniechęca do korzystania i zaspokajania potrzeb natury estetycznej. Ale ponieważ kilka lat nie miałem wystawy, potrzeba wyjścia z pracami do ludzi, obsesyjnie mnie nachodziła.
I właśnie teraz hotel Sofitel-Viktoria zaproponował mi wystawę mojego malarstwa. - Sam tego chciałeś Dyndało! – przypomniała mi się klasyka. Wystawić kilkadziesiąt obrazów to inwestycja na kilka tysięcy złotych! Sama oprawa jednego obrazu, to koszt 250-300 złotych. W czasach koniunktury można było na bank ryzykować. Na wernisażu kilka obrazów znalazło nabywców a potem jeszcze kilka, a teraz? Można mieć tyły trudne do odrobienia. Satysfakcja i kilka zdjęć z vipami jest niestety niewymienialna na nasze siermiężne złotówki.
Mimo wszystkie obawy propozycję przyjąłem i kilka miesięcy szykowałem się do wystawy. Coś trzeba było domalować, coś zmienić, albo odstawić przodem do ściany – niech się sam maluje – jak mawiał mistrz Cezanne.
Zaproszenia rozesłałem w liczbie kilkudziesięciu, kierując się złudną nadzieją, że ludzie którzy – co widać gołym okiem – nie są biedni, zaszczycą swoją obecnością wernisaż mojej wystawy i w zamian za doznania estetyczne, zrewanżują się aplikacją posiadania mojego obrazu. Kilkanaście zaproszeń rozesłałem wśród mińszczan, moich rodaków, według wyżej przedstawionego klucza. Powiedzieć, że spotkało mnie rozczarowanie, to byłby eufemizm! Klapa! Tylko jeden, słownie - jeden pan mecenas, stały bywalec mińskich wystaw zjawił się ku mojej radości. Pozdrawiam i dziękuję.
Mimo obciachu ze strony moich rodaków, sala wystawowa hotelu nieomal się wypełniła. Witałem wśród gości, panów profesorów z Akademii Sztuk Pięknych - Magnera i Wieczorka, których mam honor być przyjacielem, zjawił się były mińszczanin kolega, Stasio Fijałkowski znakomity architekt – projektant Biblioteki Narodowej, wiele osób obcojęzycznych i kilku admiratorów mojego malarstwa z Warszawy. Otwarcia dokonała pani z dyrekcji hotelu, jedna galernica, a ja wprowadziłem zebranych w esencję tematyczną mojego malarstwa. Hotel wyasygnował środki na tzw. catering i wino, kelnerzy usługiwali obecnym, słowem wszystko zagrało!
A biznes? Nie bez powodu jęczałem na wstępie o ogólnej bidzie. Jeden Anglik podtrzymał zachodnioeuropejski fason i zarezerwował, a potem kupił obraz, jeszcze przed  uroczystym otwarciem wystawy. Dobre i to!

Numer: 2009 47   Autor: Rajmund Giersz





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *