Ogrody kultury

Dziś mamy trochę niezłej poezji i laureatkę tegorocznego literackiego Nobla. Choć traci on na znaczeniu – coraz bardziej upodabnia się do innych prestiżowych nagród w rodzaju Booker Prize czy Pulitzera – wciąż zachowuje resztki godności. W minionych latach decyzje Szwedów bywały kontrowersyjne, a nawet – jak w przypadku Dario Fo – kazały powątpiewać w zdrowie psychiczne szacownych akademików. Tym razem jednak nikt nie sarkał, wybór był trafny

Malowane liście

Ogrody kultury / Malowane liście

Już się śmieją, że w tym roku czarne aż dwa razy dostało Nobla. Chodzi, ma się rozumieć, o prezydenta USA i wydawnictwo Czarne – jedynego w Polsce wydawcę Herty Mueller. A to się Stasiukowi i Sznajdermanowej zdarzyło! Noblowska fala niesie księgarzy i czytelników co najmniej do końca roku, nakłady podskakują nawet kilkunastokrotnie, a na odsprzedaży praw można nieźle zarobić.
W uzasadnieniu wyboru – śledząc je na przestrzeni lat, można odnieść wrażenie, że mogłyby być samoistnym i odrębnym gatunkiem literackim – podano, że nagradzają Hertę Mueller za to, że „z poetyckim wyczuciem i bezpośredniością prozy ukazuje losy wywłaszczonych”. Marta Mizuro, jedna ze znamienitszych rodzimych krytyczek docenia gest Szwedów, choć uważa, że wyrządzili jej krzywdę, sprowadzając ją do roli rzeczniczki wypędzonych.
Nie da się jednak ukryć, że tegoroczna laureatka to pisarka opętana jednym głównie tematem. A jest nim system opresji, który za nic ma i bez skrupułów niszczy jednostkę. Mueller – ani, jak sama o sobie mówi, do końca Niemka ani Rumunka doświadczyła kleszczy totalitaryzmu na własnej skórze pod krwawymi rządami Nicolae Ceausescu. Jak każdy reżim, także i ten nie tolerował inności. To określiło ją już na zawsze. Wykuło groteskową i surrealistyczną poetykę jej literatury.
Aby się o tym przekonać wystarczy sięgnąć po niewielką objętościowo, ale naprawdę ciężką do przełknięcia powieść Dziś wolałabym siebie nie spotkać. Mowa w niej o kobiecie przez lata wzywanej na przesłuchania do rumuńskiej służby bezpieczeństwa. Zawiniła, bo do szytych na import ubrań wkładała, niczym rozpaczliwe listy w butelce, matrymonialne propozycje. Jednak wkrótce dochodzi oskarżenie cięższego kalibru – odrzucony przez nią kolega z pracy mści się, preparując kolejne kartki opatrzone napisem: Pozdrowienia z dyktatury. Mimo iż dowody są dyskusyjne, w państwie Ceausescu to wystarczy, by oskarżyć ją o zdradę i prostytucję. Najdotkliwszą karą nie jest jednak więzienie, lecz pranie mózgu – Securitate sprawia, że bohaterka bez przerwy maglowana może już myśleć tylko o tym, na co jej pozwoli major Albu.
Jedyne lekarstwo na teraźniejszość to cofanie się do przeszłości. Choć i ona u Mueller daleka jest od sielskich arkadii. W Sercątku znajdziemy opis jak w czasie podróży Słońca Karpat przez kraj pierwsze żółknące jesienne liście barwione są na zielono, a dobrze odżywione krowy podstawia się na coraz to nowe łąki. Zupełnie jakby dyktator ukradł ludziom nawet widok z okien – konkludują Piotr Kofta i Patrycja Pustkowiak.
Dla Mueller te sprawy wciąż są żywe. Choć już całe lata temu wyrwała się spod promieni Słońca Karpat, nawet zwykły rzemienny uchwyt na rękę, jakie spotyka się w autobusach, jej kojarzy się z pętlą, na której powieszono niegdyś jej przyjaciela.

Sporo mówiło się ostatnio o koniunkturalizmie Akademii i o tym, że aby zyskać jej przychylność, najlepiej być lewakiem. Jednak ten rok przywrócił jej nieco splendoru. Bo przecież, choć proza Herty Mueller tak bardzo nurza się w coraz bardziej dla nas egzotycznych realiach, jej diagnozy wcale nie są od naszej rzeczywistości dalekie. Wystarczy popatrzeć na kamery na ulicach albo prześledzić reakcje konsumentów na nowy model komórki, który trzeba mieć.
Totalitaryzm zawsze totalitaryzmem pozostanie – choćby włożył rękawiczki z najszlachetniejszej skórki. I, jak zdaje się konstatować Hera Mueller, jest wieczny.

Numer: 2009 42   Autor: pod redakcją Marcina Królika





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *