W mińskim szpitalu

Sześć lat ciężkich studiów, specjalizacje, kursy, pot i stres na sali operacyjnej, pół doby codziennej pracy z nieustannym patrzeniem na ludzkie choroby... Trzeba mieć nerwy jak postronki, by to wszystko wytrzymać, ale są też takie sytuacje w pracy lekarza, kiedy musi być politykiem i to dość populistycznym

Chore maniery

Laboratorium i rentgen to tradycyjne centra diagnostyki. Nowsze USG cieszy się jeszcze większym wzięciem wśród pacjentów, którzy chcą wręcz natychmiast poznać swój stan zdrowia. Tutaj popyt znacznie przewyższa możliwości mińskiego ZOZ-u, więc trzeba poczekać w kolejce tydzień, dwa, a niekiedy i kilka miesięcy. Niektórzy nie mogą wytrzymać i płacą po 50-100 złotych w gabinetach prywatnych. Biedniejsi lub bardziej ufający bezpłatnej służbie zdrowia żyją nadzieją, ale jej efekty nie zawsze są przyjemne.

Na USG w Mińsku Mazowieckim czeka się około 3 miesięcy i przy odrobinie szczęścia można je wykonać. Ale USG piersi nie jest takie proste, można, jak my, czekać na nie od grudnia 2004 roku – piszą kobiety, które po pół roku czekania były zapisane na badania 18 lipca. Najpierw był kwiecień i nici z USG, bo dr Tomczaka oddelegowano do komisji wojskowej. Nikt ich o tym nie poinformował, a przecież straciły dzień, jadąc kilkadziesiąt kilometrów, by tylko przeczytać tę kartkę.
Czara goryczy przelała się 18 lipca, kiedy o 13.00 przyszedł dr Tomczak, ale zaraz wyszedł z gabinetu nr 2 i – jak pamiętają kobiety – burknął do nich, że USG nie będzie wykonywał. Mimo pytań, nie odpowiedział z jakiego powodu. Nie uzyskały też informacji od „gniewnej pani” siedzącej w gabinecie, ani od dyrektora ZOZ, bo go nie było.
– Czy w XXI wieku wobec priorytetów NFZ walki z chorobami nowotworowymi można tak nas traktować? – pytają kobiety, sugerując przy okazji, że dr Tomczakowi w jego prywatnym gabinecie USG nic nie przeszkadza w wykonaniu badań. Dlatego są oburzone, a jednocześnie bezsilne. Nawet nie mogą się podpisać w obawie o własne zdrowie, gdyż w każdym momencie jego zagrożenia są zdane na miński szpital.
Już podczas rozmowy telefonicznej dyrektor Janusz Sobolewski potwierdza zaistniały przypadek, ale też wyjaśnia, że to nie wina jego lekarza, a sprzętu. Po prostu zawiesił się komputer, z którym nie mógł sobie poradzić dr Tomczak. Stąd jego decyzja o odwołaniu badań. Powiedział też pacjentkom, że sekretarka przepisze je na inny termin. Dyrektor zdaje sobie sprawę, że lakoniczna informacja nie musiała zadowolić pacjentek, ale nie wszyscy lekarze są wylewni. Doktor Tomczak należy do lapidarnych, ale trudno mu z tego powodu czynić zarzuty, że kogoś zignorował lub wpędził w chorobę.
Rzeczywiście, wizja lokalna potwierdziła słowa dyrektora. Wyjaśniła też pewne szczegóły. Otóż feralnego 18 lipca tą „gniewną panią” była szefowa RTG i USG – dr Ewa Tomczak, prywatnie żona dra Tomczaka. Ona też nie potrafiła uruchomić komputera, ale zaręcza, że odesłane z kwitkiem kobiety zostały zbadane za tydzień. Oprócz jednej, która zapewne napisała tę skargę. A dyrektor Sobolewski nie rozumie, skąd to całe zamieszanie, skoro USG piersi na całym etacie prowadzi dr Małgorzata Buda i do niej kolejki wcale nie są takie długie.
– Być może pacjentki uparły się na wizytę właśnie u dra Tomczaka – żartuje z tego wręcz kuriozalnego zajścia. Poza tym zaprzecza, jakoby pośpiech w mammografii czy USG piersi był najważniejszy. Na tysiąc prześwietleń RTG i 700 ultrasonografii rocznie rzadko mają do czynienia z nagłymi przypadkami, które zawsze załatwiane są poza kolejnością.
Doktor Jarosław Tomczak jest chirurgiem, a USG wykonuje doraźnie, także podczas dyżuru na oddziale. Przyznaje, że czasami bywa pokręcony emocjonalnie przed lub po operacji, ale przecież na nikogo nie krzyczał, a tylko powiedział, że nie może wykonać badań. Gdyby złożył winę na komputer, może nie byłoby tej skargi. Do komisji wojskowej też nie idzie na ochotnika, ale przecież nie będzie o tym przymusie informował wszystkich kobiet w powiecie. Przyznaje jednak, że choć USG wykonuje od 8 lat, pierwszy raz trafił na taką reakcję pacjentek. To jeden z licznych przykładów na brak dostatecznej informacji i chore maniery. Kultura to też telefon odwołujący wizytę, a jeśli jest za późno – zastępstwo lub szczere usprawiedliwienie z przeprosinami. Pacjenci nie są głąbami – zrozumieją i wybaczą – dla własnego dobra.

Numer: 2005 33   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *