Ogrody kultury – Cień wszeteczny
A Roman Polański? Wielkim reżyserem jest. Jak zaś u każdego wybitnego twórcy życie spotyka się w nim ze sztuką w zadziwiający sposób. Ba, pokuszę się wręcz o stwierdzenie – mało oryginalne (w medialnym ferworze ostatnich dni ktoś już pewnie na nie wpadł) – że mógłby z powodzeniem stać się postacią z jednego ze swoich filmów.
Za granicą mroku

No bo czym on tak naprawdę się zajmuje? Co stanowi temat obsesyjnie powracający w jego dziełach? Otóż, jest nim przekraczanie granic dopuszczalnego. Krzysztof Kłopotowski oddał to ostatnio bardzo trafnie, powołując się na końcowe sceny z Dziewiątych wrót, gdzie Dean Corso odbywa stosunek płciowy z wcielonym w kobiecą postać diabłem na tle płonącego zamku. Niech wszystko pali się i wali, niech szlag trafia całą tradycję, kulturę i filozofię – liczy się ostre rżnięcie i orgazm o sile wybuchu atomowego, choćby i z samym szatanem.
Tak naprawdę zaczął już w łódzkiej filmówce. Już jego studenckie etiudy nosiły piętno zatracenia w mroku. W półtora minutowym Morderstwie osobnik w ciemnym płaszczu wchodzi do pokoju i zabija nożem śpiącego tam człowieka. Niemy Uśmiech zębiczny opowiada o podglądaczu śledzącym nagą kobietę, potem zaś również nagiego mężczyznę. A przecież są lata 50! Gdy spadają anioły, dyplom Polańskiego, a zarazem jego pierwszy film barwny, to historia babci klozetowej, która patrzy w sufit toalety i nie może się nadziwić jak to się stało, że jest tym kim jest.
Nóż w wodzie zbulwersował rodzimą opinię publiczną wczesnych lat 60 do tego stopnia, że młody reżyser zdecydował się wyjechać. Dlaczego? Ponieważ ukazywał hedonizm, który bycia hedonizmem się nie wstydzi, co w polskiej ukształtowanej przez zaściankowy katolicyzm mentalności jest nie do pomyślenia. Chłopak, który się buntuje, też raczej nie należy do tolerowanych przez społeczeństwo Tolków Bananów – jest bezczelny, wyzywa los, a ponadto przeciwstawia się ustawionemu antagoniście, bo w gruncie rzeczy pragnie zająć jego miejsce i pieprzyć jego kobietę.
Za żelazną kurtyną Polański poczynał sobie jeszcze odważniej. We Wstręcie młoda dziewczyna zamknięta w czterech ścianach jest dręczona przez demony umysłu. W Lokatorze, w którym sam Polański zagrał emigranta polskiego pochodzenia, to sąsiedzi doprowadzają biednego Trelkowskiego do utraty osobowości, także tej płciowej. W Śmierci i dziewczynie kobieta dręczy swojego dawnego prześladowcę. Komediowi i dekadencko wystawni Nieustraszeni zabójcy wampirów też mają posmak sadyzmu.
A słynne Dziecko Rosemary? Tu po raz pierwszy autor Pianisty otwarcie romansuje z diabłem. A efektem tego zbliżenia jest urodzenie przez główną bohaterkę Antychrysta. Tutaj ponownie powołam się na wypowiedź Kłopotowskiego, który stwierdził, że gdyby Rosemary miała trochę oleju w głowie, powinna ukręcić temu piekielnemu pomiotowi łeb. Nie zrobiła tego jednak. Instynkt matki? A może uwiedzenie przez wszeteczny urok czystego zła.
Szkoda, że Polański nie poszedł za radą Flauberta i nie wyszalał się do cna w sztuce, by życie móc wieść nudne i spokojne. Gdyby to zrobił, dziś nie miałby kłopotów, a ja nie musiałbym leczyć złamanego przez Zanussiego serca.
Numer: 2009 41 Autor: pod redakcją Marcina Królika
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ