Gdzie młodzież z miejscowości położonych przy torach kolejowych spędza czas po zajęciach szkolnych? Na peronach i podziemnych przejściach. Z pozoru są to dość nieprzyjazne miejsca, czasem bez poczekalni, tylko z ławką i małym daszkiem, lub z unoszącym się zapachem moczu. Lokalizacje peronów też nie są najszczęśliwsze. Na peronach nie ma żadnych atrakcji i do tego są one widoczne z każdej strony. Dlaczego więc aż tak przyciągają młodzież?
Kluby na peronach
Jeszcze przed wielkim remontem obu peronów mieli gdzieniegdzie poczekalnie, ale tam warunki do swobodnych rozmów nie były najlepsze. Zwłaszcza, że często wchodzili tam różni ludzie i można było spotkać się z ich dezaprobatą. A oni nie chcieli słuchać pouczeń, że powinni się uczyć, pomagać rodzicom a nie przesiadywać całe dnie na poczekalni i zajmować się głupotami. Trzeba było koniecznie wymyślić coś intymniejszego. Padło na tunele, a gdzie ich nie ma - na perony.
Czas zlotów zależy od pogody i godzin wolnych od szkoły, chociaż one nie są regułą. Gdy tylko nadejdą cieplejsze dni, można się spodziewać wokół dworców rzesz młodzieży. I tak aż do jesieni.
Niektórzy interpretują to zjawisko jako brak odpowiedzialności ze strony rodziców, a młodzież jako tych, którzy nie dbają o własną przyszłość i lekko traktują swoje życie. Jednak nie wydaje się, by do końca była to prawda. Młodzi twierdzą, że tylko na peronie mogą odreagować codzienny stres. Bez przeszkód można dowolnie wyrazić swoje niezadowolenie z życia i z codziennych wydarzeń szkolnych. Efekty nietrudno zauważyć - pomazane ściany, powybijane szyby, pełno szkieł po butelkach i mnóstwo brzydkich słów o nielubianych ludziach.
Perony nie służą jedynie do poprawy nastroju. Jest to świetne miejsce do zawierania nowych znajomości i przyjaźni. Każda grupa z peronu tworzy coś w rodzaju luźnej wspólnoty. Można odejść, kiedy się tylko ma na to ochotę. Są tacy, którzy mogą pochwalić się poznaniem swojej drugiej połowy właśnie na peronie. Wszyscy widują się na co dzień w szkole, ale dopiero tutaj mogą naprawdę pokazać, jacy są naprawdę. Ktoś, kto w szkole jest cichy tu ma pole do popisu i może pochwalić się swoimi talentami. Tutaj może być kimś ważnym.
Większość ludzi przechodzi obok nich obojętnie, a nawet szybko, aby jak najprędzej opuścić miejsce, gdzie koczują peronowe łobuzy. W ten sposób bywalcy peronu są przypisani patologicznej kategorii i na tym się kończy. To jednak stereotyp. W szkole trzeba być grzecznym i pewnie w większości domów też, a tutaj można zrobić wszystko, co jest zabronione. Jednak nawet taka wolność nie daje im zupełnej satysfakcji. Wielu nudzi się złe zachowanie i kolejnym etapem są rozmowy na temat muzyki, filmów i innych poważnych problemach, nawet o polityce.
To nic, że nie zawsze udaje się znaleźć konsensus. Szczera rozmowa zupełnie wystarczy. Można pokiwać głową i z czymś się zgodzić, albo zbagatelizować całą sprawę. Wtedy problemy oddalają się, stają się mniej straszne i łatwiejsze do pokonania. To pozytywna strona peronowego klubu dyskusyjnego, ale niestety, nawet tutaj zawsze znajdzie się ktoś, kto zacznie szydzić z takiej szczerości i to zwykle oznacza koniec dyskusji.
Peronowe towarzystwo jest przeważnie w wieku gimnazjalnym, a więc w dosyć trudnym okresie rozwoju. Chce już być dorosłe, a przede wszystkim wolne. Są też osoby z rodzin patologicznych, gdzie młody człowiek może liczyć tylko na siebie i ewentualnie kolegów. Dla nich szkolny psycholog nie istnieje, bo dorosły nie potrafi niczego zrozumieć. Jeszcze trudniej mu zaufać. Najłatwiej jest zwierzyć się komuś, kto przeżywa podobne rozterki, z kim można swobodnie porozmawiać. Tak jest na peronach.
Oczywiście, władze gminne starają się jakoś zorganizować czas młodzieży i między innymi w tym celu powstają domy kultury. Nie dla nich. Tam nie ma swobody i kojarzą się z drugą szkołą, gdzie można tylko grzecznie coś pooglądać, a nie rozładować frustracje.
Sytuacja jest trudna i taką pozostanie, dopóki cele kultury oficjalnej będę się rozmijać z potrzebami i marzeniami trudnej młodzieży. A może tylko trudnej inaczej, bo nikt nie pomyślał, by jej dogodzić.
Numer: 2009 40 Autor: J. Zbigniew Piątkowski, współpraca - Luiza Makowska
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ