Na koniec lata

Mińskie Towarzystwo Muzyczne pożegnało lato z fasonem. A to za sprawą bydgoskiego Triumphal Brass Quintet, który w ostatnią letnią niedzielę koncertował w MSzA. Artyści zafundowali melomanom prawdziwą jazdę przez czas, od której mogło się zakręcić w głowie

Karuzela z ustnikami

Na koniec lata / Karuzela z ustnikami

Zespół istnieje od ośmiu lat. Tworzą go najlepsi muzycy Opery Nowa i Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy – Janusz Bobiński, Jacek Wieczorek, Jarosław Klekotko, Paweł Kalicki oraz Robert Bartoszewicz. Kwintet ten z dużym powodzeniem występuje zarówno na scenach krajowych jak i zagranicznych, a w swoim repertuarze ma utwory od baroku aż po szeroko pojętą współczesność.
Panowie, mimo iż wychowani jak najbardziej klasycznie, bynajmniej nie stronią od motywów rozrywkowych. Taki też był ich niedzielny występ. Zaczęli od barokowego Andrei Gabriellego, by poprzez Purcela, Bacha, Beethovena, Pucciniego i Bizeta przeskoczyć do Gershwina. Od niego zaś już prosta droga do muzyki filmowej, gospel czy jakże skocznej rosyjskiej „Kalinki”, która – jak zdradziła słuchaczom prowadząca koncert Anna Błażewicz-Poczęta – przechodziła wiele mutacji aż w końcu jej znaną do dziś wersję kanoniczną ustalił chór Armii Radzieckiej.
Tak więc obok „Habanery” ze zmiażdżonej w chwili premiery, a docenionej pół wieku po śmierci kompozytora „Carmen” i wzruszającej „Arii na strunie G” usłyszeliśmy wywodzący się od czarnych niewolników hymn „Amazing Grace”. Motywowi z serii o agencie 007 i filmu o różowej panterze towarzyszyły fragmenty z „Porgy and Bess” zwanej operą ludową, a włoski standard „Funiculi Funicula” przeplótł się w naszych małżowinach z wylansowanym przez Franka Sinatrę „My way”, które bydgoscy muzycy dopieszczeni żywiołowym aplauzem zaprezentowali na bis.
Ich niedzielny koncert można by w pewnym sensie porównać do mandali usypywanych przez buddyjskich mnichów, gdyż – jak zapewniła konferansjerka – każdorazowo repertuar układają inaczej, a to co płynie ze sceny nie zawsze do końca zgadza się z listą zamieszczoną w programie. I tym razem rzeczywiście również tak było.
Czyż nie tkwi w tym jakaś nauka dla naszych instrumentalistów?

Numer: 2009 39   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *