Plastyka to jedna z najpierwotniejszych, a zarazem bodaj najmniej medialna dziedzina sztuki, zaś uprawiający ją – poza nielicznymi wyjątkami – zwykle nie prą na afisze. Skutkuje to często środowiskowym rozproszeniem. Dyrektor mińskiego MDK Zofia Hanna Markowska postanowiła temu zaradzić. Tak właśnie powstało Mińskie Towarzystwo Plastyczne
Gusta wyrobione
Markowska jest malarką, więc doskonale rozumie potrzebę środowiskowej integracji i mogącą z niej płynąć siłę. Mówi, że zawsze irytowało ją, iż w mieście takim jak Mińsk Mazowiecki – z tradycjami i zdolnymi ludźmi - gdzie funkcjonuje liceum plastyczne, a wcześniej było studium reklamy, brak organizacji skupiającej ludzi pędzla i dłuta. Tym bardziej, że – jak podkreśla – większość z nich zna się ze szkół, wystaw lub innych działań kulturalnych.
Skupiać ich wokół domu kultury próbowała od samego początku, gdy tylko zaczęła w nim pracować, czyli już blisko czternaście lat. Zaczynała od organizowania pojedynczych wystaw, wychodząc z iście pozytywistycznego założenia, że przede wszystkim należy ludzi przyzwyczaić, iż właśnie tu, w Pałacu Dernałowiczów, jest odpowiednie miejsce, gdzie można pokazać swoją twórczość. Ale też podpatrywać innych, uczyć się i wymieniać doświadczenia. Wreszcie w ubiegłym roku wykrystalizowała się idea towarzystwa, którego narodziny przypieczętowała pierwsza wrześniowa wystawa. Nieprzypadkowo za patrona postanowili obrać Andriollego – wszak, przypomina dyrektor Markowska, dziewiętnastowieczny ilustrator „Pana Tadeusza” był nierozerwalnie związany z Mińskiem, więc na pewno nie poskąpi swym ziomkom duchowej opieki.
Bardziej niż mianem organizacji Zofia Markowska woli określać Towarzystwo jako przyjacielskie przedsięwzięcie. Obok MDK-owskich plastyków takich jak ona sama, Elżbieta Dunajewska, czy Joanna Wilczak, do współpracy udało jej się złowić również Krzysztofa Rusieckiego, Wiolettę Izdebską, Katarzynę Milewską, Wojciecha Cichonia, Katarzynę Onisk oraz wielu innych, którzy z najróżniejszych powodów rozminęli się ze sztuką, a działalność w Towarzystwie to dla nich najlepsza szansa powrotu na jej łono. – Nie ma nic gorszego niż zerwanie łączności z muzami – wyznaje założycielka, która mimo nawału dyrektorskich obowiązków za stracony uznaje każdy dzień bez, choćby, chwili przy sztalugach. Sztuka to najlepsza forma terapii, odskocznia. Najlepiej zresztą świadczy o tym wiszący w jej gabinecie wspaniały biały koń, który wygląda jakby wycwałował wprost z kart mitologii.
A w przyszłości – oczywiście plenery, zarówno lokalne jak i wyjazdowe. Mińsk Mazowiecki jest artystycznie zaprzyjaźniony z wieloma miastami, do których będzie można wysyłać tutejszych twórców mogących nas godnie reprezentować. Ale najważniejszym celem, jaki przyświecał dyrektor Markowskiej podczas powoływania Towarzystwa, było stworzenie nad Srebrną silnej kadry ludzi o wyrobionym guście. Dlaczego – pyta retorycznie – mają działać w podziemiu, skoro są warunki, by wychodzili ze swoją pracą na światło dzienne? Jest u nas takie dziwne przekonanie – podsumowuje założycielka MTP – żeby się broń Boże nie wychylać poza szereg. Trzeba to koniecznie zmienić.
Wystawy MTP można oglądać jak dotychczas w galerii pałacowej i Zielonym Domku – nowo odrestaurowanym i zaadoptowanym dla potrzeb domu kultury obiekcie stojącym w parku od strony ul. Chełmońskiego. Nie było czasu na huczne jego otwarcie. Ograniczyli się zatem do kameralnej inauguracji, bez pompy i mediów.
Galeria w Zielonym Domku jest o wiele bardziej zaciszna, a jako że, póki co, nie ma tam tłumów, bo domek jeszcze nie rozgościł się na dobre w świadomości łowców kultury, pejzaże można podziwiać w maksymalnym skupieniu. A przecież jego właśnie obraz bezwzględnie wymaga.
Numer: 2009 39 Autor: Marcin Królik
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ