Ogrody kultury

Dobry obyczaj nakazuje, bym zaczął od powitania. Witam więc wszystkich Czytelników w tym nowym okienku, które częściowo pokryje przestrzeń naszego tygodnika. Będziemy się tu spotykać każdego tygodnia, by nieco odetchnąć i zażyć zwodniczych owoców myśli

Okno na ogród

Pierwsze pędy
Walka o zasadzenie tego ogródka trwała sześć lat. Właśnie wtedy, pewnego słonecznego wrześniowego piątku po raz pierwszy zjawiłem się w redakcji Cs?, by zaproponować redaktorowi Piątkowskiemu utworzenie dla mnie specjalnej kolumny. Byłem początkującym pisarzem, który koniecznie chciał się gdzieś wybić. Pukałem do New Yorkera, ale tam kolumnistów mają w brud.
Nie od razu okoliczności – także, a właściwie głównie ekonomiczne – ułożyły się tak, bym mógł pozwolić sobie na swobodne bujanie w obłokach. Rzeczywistość wymaga kompromisów, a lokalna gazeta ma swoje prawa. Po nieudanej próbie felietonistycznej wyjechałem na dłużej, by jakiś czas temu powrócić mądrzejszym o parę sążnistych kopniaków. Zająłem się dziennikarstwem, które w wielu wypadkach stanowi prolog do prawdziwej literatury, niemniej pomysł kolumny poświęconej sprawom szeroko rozumianej kultury zawsze we mnie tkwił. Teraz, częściowo również dzięki przyjaznemu klimatowi, jaki wokół takich inicjatyw wytworzyła Fundacja Mivena nadarzyła się sposobność jego zrealizowania.

Czym będziemy się zajmować?
W dużej mierze stanowi to niespodziankę nawet dla mnie. Powiem więc nieco może mętnie: To rzeczywistość zdecyduje o zawartości naszego małego ogrodu sztuk. Na pewno przesadzę tu drzewko mojej Królikomanii, które od czasu do czasu zieleniło się na łamach Cs?, niekiedy przyprawiając czytelników o słabszej odporności o wstrząs anafilaktyczny. Chciałbym oczywiście mieć pod lupą sprawy lokalnej kultury – pokazywać ciekawe zjawiska, przedstawiać osobowości, omawiać (a czasem chlastać) ich twórczość. Ale nie odmówię sobie też od czasu do czasu wypraw w – by odwołać się do tytułu jednej z książek mistrza poezji znad Niewiarzy – dalsze okolice.
Dobry dodatek kulturalny, cięty, pobudzający do dyskusji felieton, esej wgryzający się pod podszewkę świata to atuty każdego ambitnego periodyku, nawet jeśli ukazuje się tylko w obrębie regionu. Hołubiony przeze mnie New Yorker to też pismo w gruncie rzeczy lokalne, a jednak przed jego piórami drżą najtęźsi zawodnicy. Tak jak ongiś Cs?, zaczynamy skromnie, ale kto wie, dokąd zajdziemy. Mam nadzieję, że przynajmniej część z Was będzie mi towarzyszyć w podróży stąd do… no właśnie, dokąd?
Tak więc widzimy się w każdy czwartek przy porannej kawie.

Numer: 2009 39   Autor: pod redakcją Marcina Królika





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *