Stanisławowskie dożynki 2009

Niedzielny poranek przywitał nas deszczem. Siąpił rzadko, jakby zastanawiał się, czy warto padać. Słońce nie świeciło, za to przed południem boisko świeciło pustkami. Jedynie loteria fantowa przyciągnęła nieco ludzi. Losy były po 3 złote i każdy wygrywał.

Kogel z moglem

Stanisławowskie dożynki 2009 / Kogel z moglem

Uroczystość zaczęła się przed dwunastą, kiedy na cmentarzu kościelnym zaczęły się zbierać delegacje poszczególnych wsi z wieńcami. W samo południe na spotkanie zebranym wyszedł dziekan stanisławowski  Henryk Drożdż i wikary Paweł Cudny. Prałat krótkimi słowy zaprosił wszystkich do wnętrza kościoła, nie zapominając pochwalić się nowym, góralskim ornatem. Starostowie dożynek - Jadwiga Milewska z Czarnej i Kazimierz Rasztawicki z Zalesia zostali zaproszeni na honorowe miejsce przy ołtarzu.
Nabożeństwo odprawiane było w intencji wymienionych z nazwiska zmarłych. Msza w intencji parafian odbyła się godzinę wcześniej. Kazanie na temat chleba i jego roli w życiu człowieka wygłosił odprawiający mszę dziekan. Wspomniał o najważniejszym chlebie chrześcijan – eucharystii. W tym czasie w kościele robiło się coraz jaśniej, aż na posadzce zatańczyły plamy słonecznego blasku, co szczególnie uradowało wójta Wojciecha Witczaka. Przemarsz na boisko prowadziła orkiestra, dalej delegacje z wieńcami. Tych najważniejszych podwieziono bryczkami.
Na boisku wójt z prałatem i starostami dożynek przywitał zebranych, odczytał program święta i podzielił się chlebem z tegorocznych zbiorów
Zaraz przystąpiono do oceniania wieńców, a sceną zawładnęła stanisławowska orkiestra dęta. Grali stare i nowe przeboje. W komisji brał udział wójt, sekretarz, dziekan oraz starostowie dożynek i Jan Dźwigała. Po naradzie pierwsze miejsce i nagrodę 700 zł wziął wieniec Stanisławowa, drugie i 500 zł - wieniec Sokóla, a trzecie i 300 zł – z Lubomina. Pozostałe cztery wieńce - z Pustelnika, Rządzy, Wólki Czarnińskiej i Kolonii Stanisławów otrzymały nagrody pocieszenia po 150 zł. Publiczność różnie reagowała na ten werdykt, ale o gustach się nie dyskutuje.
O loterii również, choć trafienie głównej wygranej to kwestia szczęścia. Większość nagród to drobiazgi – batony, smycze, ołówki... ale był także solidny, drewniany komplet ogrodowy – stół i dwie ławki, trochę elektroniki użytkowej – ciśnieniomierz, miniaturowe radia i urządzenia komputerowe, dawno przeczytane książki, bibeloty i tradycyjnie gołąbki, króliki i inna drobna zwierzyna. Trafił się kozioł i koziołek. Sporo było tekstyliów, a dochód został przeznaczony na urządzenie placu zabaw dla dzieci, znajdującego się nieopodal dzwonnicy.


Bieg uliczny zdominowali mińszczanie. Za zwycięstwo Damian Jędrusiński otrzymał puchar, medal i 300 zł, drugi Mariusz Wieczorek - 200 zł, a trzeci Ryszard Jagliński - 100 zł. Mariusz Wieczorek jako najszybszy biegacz z gminy Stanisławów  otrzymał piłę, Elżbieta Wójcicka - puchar i dużą wieżę, najmłodszy Przemysław Nagraba – lampkę, Angelika Murawska – wazon, Patryk Kielak - plecak ze słodyczami, Magdalena Wytrykus wygrała prostownicę i telefon, Michał Gajc - puchar i golarkę, a najstarszy Andrzej Madziar - koszulkę i zestaw kosmetyków do pielęgnacji samochodu.
W przeciąganiu samochodu z pełnym obciążeniem bojowym na równej drodze długości około 10 m najlepsi byli strażacy z Pustelnika i zajęło im niecałe 19 sekund. Trochę wolniejszy Stanisławów i SKL Sokóle.
Najstarszym uczestnikiem dożynek była Władysława Gromadowska, a najdalej mieszkającym – Zbigniew Żarnowski z Nowego Jorku.
Konkurs na potrawy regionalne wygrała faszerowaną kaczka najmłodsza gospodyni, - Agnieszka Milewska. Drugie miejsce zajął kozi ser produkcji pani Zofii Kowalczyk, a trzecie - kiszka kartoflana Zofii Zdanowicz.

Nie tylko konkursami stały dożynki. Na scenie odbył się pokaz sprawności karateków ze stanisławowskiego koła. Dzieci bawiły się niezapomnianymi wierszami Jana Brzechwy, dorośli – występami Marleny Drozdowskiej i Elżbiety Jodłowskiej. Gwiazdą wieczoru był Łukasz Zagrobelny z licznymi fankami. Tradycyjnie, z boiskiem sąsiadowało wesołe miasteczko, była grochówka i stragany z rozmaitym dobrem. Ugotowano ponad 700 litrów zupy, a dla wszystkich nie starczyło. Można było przelecieć się motolotnią i napić piwa. Jednak największą atrakcją było spotkanie z dawno niewidzianymi kolegami i znajomymi, nawet z dalekich stron.
Na podst. relacji Tomasza Zdanowicza

Numer: 2009 36   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *