Mezalians oświatowy

Te spośród placówek oświatowych powiatu mińskiego, które odpowiedziały na naszą ankietę, zgadzają się, że szkolnictwo wymaga stałego ulepszania, jednak w najbliższej przyszłości nie spodziewają się znaczącej rewolucji – nawet w obliczu przyjęcia sześciolatków. Nie przeraża ich też zbytnio niż demograficzny. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że w szkole tuż przed pierwszym dzwonkiem panuje duch kontynuacji i pracy organicznej

Zmiany do szkoły

Integracyjny odpływ
Jeśli kogoś niepokoi niż demograficzny, to z pewnością jest to Specjalny Ośrodek Szkolno–Wychowawczy w Mińsku. Liczba uczniów zmniejsza się systematycznie ze względu na powstawanie klas integracyjnych w szkołach masowych. Nie ma w związku z tym konieczności przekształcać jednozmianowego toku nauki ani rozbudowywać kadry nauczycielskiej. Nie będzie też przyjęć sześciolatków. W nowy rok Ośrodek wkroczy jedynie z bieżącymi remontami, ale również z siedemnastoma kołami zainteresowań.
Piękny rozwój
W szkole na Pięknej najbliższe lata upłyną pod znakiem wdrażania nowej podstawy programowej. Innowacje zamierzają wprowadzać stopniowo, wsłuchując się przy tym w życzenia samych uczniów oraz ich rodziców. Demograficzne przepowiednie mówiące o malejącej liczbie uczniów, którzy w nadchodzącym czasie trafią do gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych, dla Pięknej oznaczają jedynie tyle, iż być może nie wszyscy kandydaci będą na podobnym poziomie. Jesienią ma nastąpić rozstrzygnięcie wniosku o unijne dotacje, jaki szkoła złożyła na budowę nowej dużej hali sportowej. Dobrze wpisuje się to zresztą w kontekst zmian w programie, które wreszcie docenią traktowany dotychczas po macoszemu nieszczęsny wf. Szkoła nie planuje włączyć się w coraz powszechniejszy nurt integracyjny, ale w zamian może pochwalić się prężnie działającym wolontariatem, dzięki któremu już od kilku lat organizuje Powiatowe Mikołajki Integracyjne.
Mega Budowlana
Miejskie GM-2 im. Jana Pawła II czeka pracowity rok. Ze względu na stale rosnące zainteresowanie rodziców i uczniów spoza rejonu od września rusza aż siedem klas pierwszych, co daje w sumie 28 klas i 550 uczniów. W związku z tym szkoła pracować będzie w niepełnym systemie dwuzmianowym, przy czym jednak powiększenie kadry nie jest przewidziane. Ale czy nie ma obaw, że tak duży przyrost młodzieży może nieść wzmożenie zjawisk patologicznych? Szkoła zapewnia, że z przejawami patologii walczy na bieżąco i skutecznie – każda klasa korzysta z fachowej opieki dwóch wychowawców, ponadto w placówce funkcjonuje efektywny zespół psychologiczno-pedagogiczny. Nadchodzący rok to na Budowlanej również kontynuacja zapoczątkowanej rok temu, dzięki przychylności rodziców, drogi integracji. Trzeba tu odnotować, że jak dotąd GM-2 to jedyne w Mińsku Mazowieckim gimnazjum, w którym klasy integracyjne istnieją. Zapewne należy to przypisać osobie patrona, który zobowiązuje wyjątkowo.
Kałuszyn odroczony
SP w Kałuszynie będzie musiała zmierzyć się z dostosowaniem sal lekcyjnych dla sześciolatków, ale w tym roku mają to jeszcze z głowy. Póki co szkoła została rozbudowana o nowe skrzydło, zyskała 3 nowe sale lekcyjne z zapleczami, a odnośnie sześciolatków w planach jest plac i specjalna sala do zabaw, na które w ramach projektu „Radosna szkoła” już wystąpili z wnioskiem do MEN. O klasach integracyjnych na razie nie ma mowy, choć budynek jest już w niewielkiej mierze przystosowany dla potrzeb niepełnosprawnych.
Gminne nadzory
Lokalnym samorządom również zadaliśmy kilka pytań. Odpowiedzi były zróżnicowane, co oczywiście należy przypisywać specyfice poszczególnych gmin, przewrotu jednak nie będzie. I tak np. Jakubów nie widzi konieczności żadnych reform, Mrozy przeprowadziły reorganizację pięć lat temu i jest to stan docelowy, zaś Dębe Wielkie zwraca uwagę głównie na rozbudowanie bazy lokalowej (zarówno ze środków własnych jak i dotacji) oraz możliwość przekazania pieczy nad mniejszymi szkołami stowarzyszeniom. W Siennicy zmiany mają raczej kierunek redukcjonistyczny – projekt likwidacji szkół w Nowej Pogorzeli i Nowym Zglechowie – ale póki co kuratorium jest na nie. Wiele gmin na przestrzeni ostatnich trzech lat odnotowuje też spadek ilości składanych wniosków o wsparcie dzieci w zakresie zakupu podręczników i dożywiania, choć oczywiście przyczyn nie należy upatrywać w nagłym wzbogaceniu się mieszkańców – dla przykładu w Dłużewie z dożywiania korzysta wszystkich 36 uczniów podstawówki – to raczej sprawa niżu.
Radość w półcieniach
Program „Radosna szkoła” budzi wiele niepokoju u rodziców. Spróbowaliśmy zatem wyjaśnić kilka najczęściej podnoszonych kontrowersji. A więc przede wszystkim pojawia się dylemat czy zapisać sześciolatka do zerówki czy od razu do pierwszej klasy? Raczej do pierwszej, gdyż zgodnie z nowymi wytycznymi to właśnie tam rozpocznie się właściwy proces edukacyjny, w tym nauka pisania i czytania. Rodzice boją się też, że dyrektor bez ich zgody może cofnąć dziecko z pierwszej klasy do zerówki w wypadku trudności w aklimatyzacji. Niepotrzebnie. Urzędnicy ministerialni kontrują również głosy o swoistej dyskryminacji uzasadniając, że przed wprowadzeniem marcowego rozporządzenia również istniała możliwość, by sześciolatki zaczynały naukę z dziećmi starszymi. Ponadto nowa podstawa programowa wychowania przedszkolnego z 2008 roku podkreśla indywidualizację kształcenia i stymulowanie indywidualnego rozwoju. Z konieczności to oczywiście tylko nieliczne zagadnienia, ale nie ma co dłużej dywagować – i tak przecież wielkie słowa zweryfikuje życie, oby na korzyść najmłodszych. Przekonamy się o tym za rok.
Dyslektycy bez ulg?
Według szacunków MEN dysleksję ma 15 procent polskich uczniów, w tym 3 do 4 procent cierpi na głęboką dysleksję rozwojową. Tylko w minionym roku poradnie psychologiczno-pedagogiczne wydały sto tysięcy zaświadczeń. Ale mimo iż w perspektywie ostatnich pięciu lat liczba takich zaświadczeń spadła, dyslektycy powodują podczas egzaminów nadmierne rozwarstwienie. Dlatego na Alei Szucha zastanawiają się właśnie nad usunięciem z arkuszy sprawdzianowych kwadracika, który zakreśla uczeń z orzeczoną dysleksją. Zamiast tego MEN  rozważa wydłużenie czasu pisania egzaminu dla wszystkich bez wyjątku. Ma to – jak w jednym z niedawnych wywiadów prasowych stwierdził wiceminister prof. Zbigniew Marciniak – wyrównywać szanse, bo dzięki temu każdy uczeń, również dyslektyk, będzie miał tak samo dużo czasu na wyrugowanie błędów. Prof. Marciniakowi zależy szczególnie na maturach. Mówi, że tu miara musi być taka sama dla wszystkich, bo przecież egzamin abituriencki to także bilet na studia. Wielu psychologów jest jednak odmiennego zdania – uważają, że pozbawienie dyslektyków prawa do odczytania im tekstu na głos przed egzaminem tylko ich skrzywdzi. Cóż, sprawa trudna do rozstrzygnięcia, ale wielu przypadków tzw. dysleksji z pewnością można by uniknąć, gdyby droga młodzież odłożyła komórki i laptopy, a zajrzała do starej poczciwej książki. Warto!
Liczbowstręt
Od przyszłego roku matura z matematyki będzie obowiązkowa, więc coraz głośniej mówi się o nowej bolączce polskiego ucznia – dyskalkulii. Humanitarni psycholodzy z Centrum Metodycznego MEN rozpisali ostatnio ankietę, by przebadać skalę problemu, której wyniki miały być ogłoszone pod koniec września, ale ministerialne góry wstrzymały badania, bo nie widzą ich potrzeby. Prof. Marciniak, matematyk z wykształcenia, uważa, że dyskalkulia to naukowy humbug. Pojęcie to zrodziło się w latach 30 ubiegłego wieku, gdy przypuszczano, że jest w mózgu obszar, w którym koncentrują się zdolności matematyczne i jego uszkodzenie powoduje wrodzoną niemożność uczenia się tego przedmiotu, ale ta teoria nie została nigdy potwierdzona – uzasadnia wiceminister. Niezależnie więc od efektów analiz Centrum Metodycznego MEN nie ma zamiaru łagodniej traktować maturzystów z dyskalkulią. Na maturze nie będą uwzględniane żadne zaświadczenia, nie przewiduje się żadnych ulg.
Uczniowskie diabełki
Cieszę się, że w końcu ktoś pomyślał o kręgosłupach uczniów. Szkoda jednak, że nie wszyscy z tego skorzystają. Nie ma większego sensu w noszeniu książek, których się nie używa. Na języku angielskim nauczycielka przynosi stosy kserówek, po co więc książki? – pyta stanowczo uczeń liceum. Wiele jego koleżanek i kolegów myśli zresztą podobnie.
W gruncie rzeczy to strata pieniędzy - komentują. Zdarza się również, iż spis książek nie jest do końca aktualny. A to ćwiczenia niepotrzebne, a to czegoś brak. Jeśli szkoły podchodziłyby do takich drobiazgów z odrobinę większą atencją, nie narażałyby rodziców i uczniów na stres. Brak książki czy zeszytu to obecnie ocena niedostateczna. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, bo nauczyciele stawiają negatywne oceny za zachowanie, a brak pod nie podpada.
A ciekawe po co jest dziennik uwag? Mogłabym tak wymieniać błędy szkół w nieskończoność – skarży się Daria. – Tylko po co? Nikt przecież nie nauczy samych nauczycieli szacunku do ucznia, radzenia sobie w trudnych sytuacjach na lekcji, gdzie potrafią firanki spaść. Jednak, aby być choć trochę obiektywną, muszę powiedzieć, że uczniów też trzeba nauczyć samokontroli. A z tą ostatnio ciężko. Jednak gdyby nauczyciele wyciągali konsekwencje od wszystkich uczniów, tak samo ich traktowali, to sporów byłoby mniej.
Tak więc jak jednoznacznie wynika z tej błyskawicznej wiwisekcji uczniowskiej duszy, nie można wprowadzić zmian bez ulepszenia samych nauczycieli, później pójdzie gładko. Oby.

Numer: 2009 35





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *