Czy gigantyczna kolejka ustawiająca się w każdą środę przy ulicy Warszawskiej przy sklepie meblowym i walka o najlepszy towar to powrót do czasów PRL-u? To zjawisko jest raczej przejawem nowej kultury zwanej second hand, a tłum przed drzwiami to oznaka nowej dostawy towaru

Bitwy o ciuchy

Popularność lumpeksów rośnie z dnia na dzień, szczególnie wśród osób, które pragną mieć swój własny styl. Tu zawsze ma się pewność, że nikt inny nie kupi takiej samej rzeczy. Poza tym można wyszperać markowe, czasem nowe ciuchy za cenę nie przekraczającą 20 złotych. Wiele osób korzysta ze sklepów z drugiej ręki z powodu globalnie dotykającego wszystkich kryzysu. Są jednak wśród klientów tacy, którzy kupują i polują ze względu na smak wygranej i dobrej zabawy. Wielu ludzi zapoznaje się stojąc w kolejce i traktuje ten czas jako formę rozrywki i spotkania towarzyskiego. Gdy już drzwi się otwierają i tabun dobiega do wieszaków, wita wszystkich bogaty asortyment. Przechadzając się między wieszakami można spotkać najróżniejsze ubrania. Od starych szlafroków, przez bieliznę, stroje karnawałowe dla dzieci aż po torebki i paski. Na tak zwanej dostawie zawsze jest dużo osób i każdy chce znaleźć coś wyjątkowego dla siebie, co często skutkuje przepychankami i awanturami. Mniej ambitni przychodzą w innych dniach gdzie spokojnie mogą coś wyszperać.
Dzisiaj lumpeks to nie sklep ze starymi ubraniami, w niczym nie przypominającymi rzeczy, w których chodzi się na co dzień. Teraz w porządnym second handzie można się ubrać nie tylko tanio, ale też modnie. Lumpeksy, szmateksy czy przeszpery przeżywają swoje odrodzenie, są coraz bardziej znane. Zaczynamy powoli naśladować zachodnią modę, gdzie noszenie rzeczy z drugiej ręki nie jest już zjawiskiem niezwykłym. Wielu sławnych ludzi utrzymuje, że w swoich szafach mają używaną odzież. Osoba ubrana w lumpeksie uchodzi tam za kogoś, kto ma styl i nie boi się wyróżniać z tłumu.

Numer: 2009 34   Autor: pod redakcją Olgi Graboś