Życie pokazuje, że mogą fascynować nie tylko momenty filmowe (słynne z „60 minut na godzinę”), ale również historyczne. Może dlatego, że historia jako nauczycielka życia lubi się powtarzać. Mimo cierpienia i przelanej krwi, mimo nauczki, że powinniśmy unikać fałszywych przyjaciół i liczyć tylko na siebie...
Gra w życie
Nawet w kanikułowej mizerii naszych telewizji można trafić na smaczny kąsek. W ubiegłym tygodniu „Dwójka” powtórzyła „Gry uliczne” K. Krauze. Od nakręcenia tego arcydzieła minęło prawie 10 lat i... nic się nie zmieniło, a kto wie, czy nie jest jeszcze gorzej niż za czasów Pyjasa – studenta UJ zamęczonego przez ubeków rękami wynajętych zbirów. Bohater filmu odkrył całą prawdę, a szczególnie zleceniodawców i... dlatego musiał zginąć. Jak Pyjas, który domagał się sprawiedliwości, tylko że dziennikarz ginie na oczach turystów zwiedzających krakowski rynek i nikt po nim nie urządził czarnej procesji.
Przyszły takie czasy, że coraz więcej wśród nas bezimiennych i nie mających szans na decydowanie o własnym losie. Grają więc ich życiem spece od socjotechniki, a czasami i brudnej roboty – niekoniecznie ze śmiertelnym skutkiem.
W poniedziałek, 18 lipca kilka kobiet czekało w mińskim szpitalu na USG piersi. Czekały cierpliwie kilka miesięcy, więc gdy przeczytały, że gabinet będzie czynny od 13.00, uzbroiły się w dodatkową cierpliwość. Ale gdy o pierwszej przyszedł lekarz i oświadczył, że dzisiaj USG nie będzie, zdecydowały się na radykalne działania. Nie pozwolą sobą pomiatać, tym bardziej, że ów doktor ma własny gabinet i nic mu nie przeszkadza, by tam prześwietlać bez ograniczeń czasowych i finansowych. Kto przed laty dał pieniądze na aparat USG, może sobie teraz pluć w brodę, bo tak to już jest, że zdrowie państwowe będzie zawsze wyproszone i z łaską, a prywatne na żądanie i bez zobowiązać. A swoją drogą, kim jest lekarz, który igra ze zdrowiem pacjentów? Już za tydzień odkryjemy jego nazwisko i powody ignorancji, jeśli opisane przez kobiety zdarzenia są prawdą.
Czy również ignorantem był radny Grasiak usuwający z publicznego widoku wyborcze reklamówki konkurentów Miklaszewskiego? Można mieć kogoś w najgłębszej pogardzie, ale nie wolno łamać prawa, bo procedury wyborcze obowiązują w gminie Cegłów już od 22 lipca. Są też nowe fakty, tj. lista pewnych kandydatów. Oprócz Mirosława Walasa, który już organizuje spotkania (w ostatnią niedzielę odwiedził 7 wiosek na południu gminy) startuje Krzysztof Miklaszewski, Trojanowski, Chmielewski i... Karbowiecki. O innych nie słychać, a Lichomskiemu się odechciało, choć ponoć go usilnie namawiano. To tak ciekawe, jak pytanie zadane Walasowi, czy się nadaje na wójta. Nikt takich pytań nie zadawał przed trzema laty Trzeciakowi i Janasowi, więc skąd teraz taka wiwisekcja? Mówią, że to efekt zbyt częstych wizyt śmoka, który – jak już wiemy – węszy i knuje w całym powiecie.
Chyba jakiś ze śmokowych psich uroków padł na Stanisława Szepietowskiego, który zrezygnował z kandydowania do Sejmu RP i to z czwartego miejsca. Inni by się cieszyli, jak młody Rafał Kulig (też z Mrozów) umieszczony jako dziesiąty na liście SdPL, ale nie Szepietowski, który złożył rezygnację 19 lipca z powodu takich wartości jak lojalność, bezinteresowność i przyjaźń. Inaczej mówiąc, chodzi o Józefa Oleksego, który – zdaniem pana Stanisława – został niesprawiedliwie potraktowany przez władze SLD. Jego obecność na liście wyborczej dawała szansę na uzyskanie przynajmniej jednego mandatu, a tak szansa uciekła.
Przemijają też szanse atrakcyjnego uczczenia heroizmu kombatantów. Nie dość, że nie powstaje medialne archiwum, to na rocznicowych spotkaniach nie ma wciąż młodzieży. A tak by się chciało ożywić historię, by młody mińszczanin, jak jego kolega ze stolicy, mógł szczerze wyznać, że on też poszedłby bez wahania bić się za Polskę, za Mińsk Mazowiecki (...), przeciw układom, korupcji, drogowym imbecylom, arogantom, podgryzaczom, opluwaczom... etc, etc. Nie ma szans, grając w życie miałkimi rozrywkami.
Numer: 2005 32 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ