Drodzy czytelnicy

Będąc w Kątach i Cegłowie zastanawiałem się, dlaczego Mińsk Mazowiecki jest przekleństwem dla organizatorów imprez. Gdyby mi ktoś opowiedział, też bym nie uwierzył, że na zwykłej wsi za stodołą sołtysa można zgromadzić wielotysięczne tłumy. Podobnie w Cegłowie za urzędem gminy. W Mińsku Mazowieckim nawet Madonna nie miałaby takich szans, a cóż dopiero promocja mleka z tracącym złoty blask zespołem

Mińsk nie prowincja

Drodzy czytelnicy / Mińsk nie prowincja

Gdy Darek Sokół - sołtys Kątów - zapraszał mnie z zespołem Kurpie od Myszyńca na występ, myślałem o bardziej kameralnym pikniku niż kilkutysięcznym festynie. Zdumiałem się już podczas mszy polowej, a gdy ok. 14.00 wyjechaliśmy z Kątów do Cegłowa, drogi były wręcz oblepione ludźmi. Szli jak zahipnotyzowani, choć na żadnym płocie nie widziałem zachęcających plakatów. Fakt, wielu tuż po wejściu na plac było bardziej zainteresowanych ogródkami piwnymi niż sceną, ale nie bądźmy okrutni – żołądki to także dość zmysłowe organy.
W tym roku postarał się również Cegłów. Scena była utkana sponsorami, a przed nią ustawiono choć trochę krzeseł, by starsi nie musieli korzystać z jedynych siedzisk pod piwnymi parasolami. A wieczorem były już niepotrzebne, bo i tak – jak policzył sam wójt Miklaszewski – plac był wypełniony 5-tysięcznym tłumem. Mińsk Mazowiecki na taką frekwencję poczeka do dwóch wrześniowych sobót – do festynu poświęconemu Himilsbachowi 6 września i do V Festiwalu Chleba 12 września. Ale i tak nie dorówna prowincji, bo proporcjonalnie do liczby mieszkańców plac przed kinem musiałby pomieścić co najmniej 15-20 tysięcy osób. A to jest niemożliwe, dopóki nie będziemy mieli amfiteatru.
Ciekawe, jak mińszczanie zareagują na pierwszy po wielu dekadach wyścig kolarski. Czy rzeczywiście na dwukilometrowej rundzie trasy kryterium ulicami Kościuszki – Wyszyńskiego – Piłsudskiego i Konstytucji 3 Maja będą szpalery kibiców. I czym będą pozdrawiali kolarzy, gdy organizatorzy nie wyposażą ich w chorągiewki z herbem i flagą Mińska?!
Najbardziej jednak żenującą sprawa jest fakt, ze patron wyścigu nie ma w swoim grodzie nie tylko ulicy, ale nawet ronda. Gdyby potomkowie Feliksa Rawskiego (jeśli są) byli małoduszni, na pewno przed decyzją rady o uczczeniu ich przodka nie pozwoliliby na tak bezczelne wykorzystywanie swego czempiona do promocji Mińska, którego władze o nim zapomniały. A tymczasem radni dyskutują o bzdurach, międląc w kółko nieudane inwestycje, zmowy wykonawców bądź – co najprostsze - nieudolność burmistrza i jego urzędników. Pamiętają o szczegółach, pomijając fakty kształtujące historię i promujące miasto czy powiat. To kolarz Rawski, a nie mecenas Mizikowski wart był uhonorowania rondem, by w przyszłości właśnie na nim zawracali po medale przyszli czempioni urodzeni w mińskim szpitalu. A tak zawracają tam wróble przykrej, a nawet hańbiącej historii.
Pogońmy naszych wybrańców do słusznych inicjatyw uchwałodawczych, a siebie... na imprezy. Nawet chociażby z tak medialnego powodu, jak pamiątkowe zdjęcie w naszym tygodniku. Będzie na pewno wyraźne i przetrwa kilka pokoleń. Błahy to może argument, ale zawsze lepszy od nieobecności, która zniechęca organizatorów do kolejnych inicjatyw. Byłoby ich szkoda, bo przecież nie samym chlebem i telewizorem żyjemy.

Numer: 2009 33   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *