Mińska Mazowieckiego chirurgia ma nowego ordynatora – Bogdana Adamskiego, który wygrał konkurs ze Zbigniewem Pielichowskim. Teraz obaj prowadzą oddział i wszystko wskazuje, że osiągną sukces. Już wykonują operacje, o których wcześniej pacjentom się nie śniło. Tak trzeba, bo – jak twierdzi Adamski – chirurgia to nie tylko zestawianie połamanych kości. To także zabiegi na miękkich narządach ludzkiego ciała
Miękka na twardo

Bogdan Adamski ma 44 lata i pochodzi z Białegostoku, gdzie skończył medycynę. Już jako chirurg przenosi się do szpitala wojewódzkiego w Siedlcach, gdzie pracuje aż 16 lat. Gdy jednak nadarza się okazja awansu, wybiera lubuskie Drezdenko, gdzie przez 3 lata kieruje miejscowym szpitalem. Tam nie do końca dogaduje się z samorządem, więc konkurs w Mińsku Mazowieckim na ordynatora chirurgii staje się dla niego wyzwaniem. Tym bardziej, że w Mrozach jest do kupienia dom, a on i rodzina mają już dość tułaczego życia.
- Tak wszystko się szczęśliwie zbiegło – mówi z rozbrajającą szczerością. Zgoda doktora Pielichowskiego na bycie zastępcą to także powód do zadowolenia, bo przecież o lepszego pomocnika nie tak łatwo.
Wszystko więc zaczęło się pomyślnie, dlatego nie bardzo chce wracać do tego, co tu zastał. Zaczynamy od 54 łóżek, którymi dysponuje mińska chirurgia. Muszą na siebie zarobić, a to oznacza, że oddział nie będzie hotelem dla rekonwalescentów. A zdarzało się, że wcześniej niektórzy pacjenci leżeli nawet 4,5 miesiąca. Oprócz skrócenia czasu pobytu do niezbędnego minimum, dr Adamski stawia na operacje planowe, bo to one są najbardziej opłacalne.
Trzeba mieć jednak kogo operować, a to oznacza zwiększenie oferty oddziału o małe, szybkie zabiegi. Już w tym roku stanowiły większość z 750 operacji. Nie tylko, bo mińscy chirurdzy nie boją się poważniejszych wyzwań. Ostatnio na przykład przeprowadzili pierwszą w Mińsku Mazowieckim przednią resekcję odbytnicy z użyciem staplera. Można było w ten sposób wycinać komórki rakowe już wcześniej, ale specjalistyczny sprzęt zalegał na szafie w gabinecie ordynatora. Zdążył się nawet nieźle zakurzyć.
- Takie operacje to nie odwaga, a konieczność, żeby się liczyć na rynku – twierdzi ordynator. I od razu dodaje, że lubi chirurgię gastro-enterologiczną, czyli operacje żołądka, dwunastnicy czy jelita grubego. Nie stroni też od laparoskopii, a pierwszym wyzwaniem dla Adamskiego jest powrót do operacji tarczycy.
Braki sprzętowe to zmora niedoinwestowanych szpitali. Nie inaczej jest w Mińsku, gdzie najbardziej odczuwalny jest brak diatermii elektrycznej do polipektomii, czyli wycinania polipów. By zaś z leczeniem połączyć szybką i celną diagnozę niezbędny jest duodendoskop do badań endoskopowych dróg żółciowych. No i jeszcze jeden kolonoskop do badań jelita grubego.
Lista byłaby dłuższa, ale trzeba pamiętać, że szpital ma długi, a chirurgia to nie jedyny jego oddział. Zresztą wystarczy spojrzeć na windę, do której ordynator boi się wchodzić. Tak naprawdę norm nie spełnia ani układ szpitalnych oddziałów (endoskopia jest na internie, do której wciąż brak bezpiecznego przejścia), ani też sam blok operacyjny. Dwie sale są za małe, za niskie, a drogi brudne krzyżują się z czystymi. Można tylko pomarzyć o wydajnej wentylacji, a o klimatyzacji lepiej w ogóle nie myśleć. To cud, że nie dochodzi do masowych zakażeń.
A jednak ordynator Adamski jest optymistą i powoli zaraża swą nadzieją dyrektora Romejkę i całą chirurgiczną brać. Zaraża na miękko i planowo, bo – póki co – taka polityka daje szpitalowi najwięcej pieniędzy. Czy równie zadowoleni będą pacjenci – pokaże czas.
Swoją drogą nikomu nie życzymy spotkania z żadnym chirurgiem. Nawet z powodu najczęstszej u kobiet kamicy nerkowej czy równie pospolitej przepukliny pachwinowej u mężczyzn.
Numer: 2009 32 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ