Śmierć wybitnych ludzi, zwłaszcza gdy (jak dzieje się ostatnio) przybiera postać masowego exodusu, skłania do refleksji, że kończy się jakaś epoka. Daje też pretekst do pochylenia nad architektami życia społecznego i kulturalnego, zarówno tymi na wielką skalę, jak i lokalnymi. Bo choć często niedostrzeżeni lub docenieni zbyt późno, stanowią duchową elitę. Są – jak kiedyś w pociągu z Krakowa do stolicy ujął pewien szalony grafolog – kardynałami w kosmicznym Kościele
Bilet na parnas
Katalog osobowości
Organizując konkurs „Osobowości powiatu” dyrektor biblioteki publicznej w Cegłowie Danuta Grzegorczyk nie miała ambicji stworzenia lokalnego panteonu. Nie zamierzała nikogo koronować, namaszczać czy ustalać jakiejś hierarchii ważności. Chodziło jej raczej o wyciągnięcie z niebytu ludzi, którzy na to zacne miano w pełni zasługują.
Oczywiście wielu kandydatów na tutejszy Parnas już od dawna funkcjonuje w powszechnej świadomości, tym niemniej – jak już wielokrotnie zdążyła się przekonać – żyło i wciąż żyje wśród nas mnóstwo ciekawych osób, szczególnie artystów tworzących w ciszy, o których nikt nie wie. Konkurs pomoże im wyjść z cienia. Danuta Grzegorczyk chce, by jego plonem stała się jak największa internetowa encyklopedia, w której zajmą należne im miejsce.
Przewiduje, że uczestnicy będą wybierać swoich bohaterów przede wszystkim według klucza bliskości, szukać w najbliższej sobie okolicy i środowisku. Potwierdza to zresztą już jedna z pierwszych konkursowiczek – dziewczynka z Cegłowa, która na razie nie chciała zdradzić szczegółów przygotowywanego projektu. Dyrektor Grzegorczyk nie wątpi, że dzięki tym poszczególnym ziarenkom powstanie barwna mozaika.
Nie da się jednak ukryć, że pytanie o osobowość zawsze ma gdzieś w podtekście również ukryte zagajenie o autorytet.
Kuglarze i wodzowie
Między osobowością i autorytetem nie sposób oczywiście stawiać znaku równości, choć często bywają one ze sobą mylone. W wyniesionym przez współczesną popkulturę i media na piedestał kulcie osobowości kryje się element jarmarczny, który niesie niebezpieczeństwo spłaszczenia i zbanalizowania przekazu – przypadek Jana Pawła II, bądź – jak ma to miejsce w wypadku gwiazd ekranu – namaszczenia na wzorce ludzi płytkich, byle jakich, a nierzadko po prostu głupich.
Bez wątpienia jednak osobowość może dla autorytetu stać się swoistą platformą, która wyniesie go w przestrzeń. Doskonale rozumiał to np. Jezus, który przecież nie przemawiał do uczonych w piśmie, lecz do pospólstwa, a jeśli wierzyć przekazom ewangelicznym, nie raz uciekał się wręcz do kuglarskich sztuczek, by zyskać uwagę. Nie przeszkodziło to, by jego nauczanie stało się przedmiotem teologicznych i filozoficznych dysput, tudzież inspiracją dla milionów ludzi. Również Karolowi Wojtyle, jako urodzonemu aktorowi, nieobce były zabiegi rodem z telewizyjnego show.
Właściwie wszyscy wielcy przywódcy: od Martina Luthera Kinga, Lecha Wałęsy czy dalajlamy, aż po Fidela Castro, Breżniewa, a nawet Hitlera, mieli w sobie coś z showmanów.
Rozproszeni
Opisywana chóralnie przez socjologów i szukające tematów na sezon ogórkowy media, dewaluacja autorytetów wiąże się ze zmierzchem klasycznego dyskursu uznającego istnienie prawd obiektywnych, niepodważalnych. Dominujący we współczesnej kulturze – także tej w wersji pop – dyskurs ponowoczesny usunął twarde jądra z zeczywistości, przez co negacji uległy wszelkie holistyczne (całościowe) wizje świata.
Jesteśmy przeto niejako skazani na autorytety cząstkowe (środowiskowe, rodzinne, koleżeńskie), które poza swoją grupą niewiele w sumie znaczą. Wiadomo, że w kwestiach historycznych odwołamy się do publikacji prof. Pawła Wieczorkiewicza albo Janusza Tazbira, względnie Pawła Jasienicy. Ale raczej nie zadamy im pytania jak żyć, i to nie tylko dlatego, że dwaj z nich przebywają już na łonie Abrahama. Zwolennicy o. Rydzyka bez mrugnięcia okiem oskórują czytelników „Gazety Wyborczej”. Nawet autorytet zmarłego papieża – zdawałoby się niekwestionowany, przynajmniej w Polsce – jawi się bardziej jako prestiżowy, bądź sentymentalny niż faktyczny.
A już sztandarowym przykładem tej przemiany jest nasz stosunek do polityków, którzy z mężów opatrzności zmienili się w dzieci dokazujące w piaskownicy.
Umoczeni
Nie od dziś wiadomo, że z autorytetem polityków jest krucho. W powszechnym odczuciu są oni obciążeni kłamstwem, karierowiczostwem i chciwością. Tak jest zarówno na szczeblu centralnym, jak i na szczeblach lokalnych. Widać to nawet na naszym politycznym podwórku, choćby w radach miast i min. Układy, zmienianie partii i poglądów jest na porządku dziennym, choć oczywiście wszyscy zgodnie twierdzą, że robią to wyłącznie dla dobra gminy i jej mieszkańców. Wśród lokalnych decydentów na pewno można złowić ciekawe osobowości, wyróżniające się temperamentem, nietuzinkowym zachowaniem, a niekiedy nawet inteligencja. Rzadko jednak godne naśladowania. Niestety, jest to najsłabsza strona polskich polityków, a może raczej politykierów. U kogo jak u kogo, ale u parlamentarzystów i radnych wzorów postępowania doprawdy trudno się doszukać.
Makiawelliczni
Kto ma władzę, ten ma pieniądze. Czy można jednoznacznie stwierdzić, że ma też autorytet? Przyglądajac się wyborom na wójtów, burmistrzów czy też do władz samorządowych odpowiedź nasuwa się samoistnie: ci, którzy po raz kolejny utrzymali stanowiska lub którym powierzono mandaty radnych mogą czuć się autorytetami. Czy na pewno?
Władzę można utrzymać faktycznie poprzez bycie osobowością i autorytetem na skalę lokalną, ale także można ją zachować stosując rzymską zasadę devide et impera, czyli dziel (stanowiska) i rządź (nimi). A kto spośród włodarzy w naszym powiecie jest lokalnym autorytetem? Odpowiedź na tak postawione pytanie może nie być obiektywna. Jednak za autorytet można uznać wójta mroziańskiej gminy Dariusza Jaszczuka. Takim autorytetem jest także dla wielu Wojciech Witczak, Grzegorz Zieliński czy Bogdan Świątek.
Nie należy zapominać o Jolancie Damasiewicz oraz Hannie Wodnickiej. Są to autentyczne żelazne damy. Bezkompromisowe, zdeterminowane, choć nie pozbawione także kobiecości.
Blask koloratki
Bezdyskusyjny autorytet kapłana to już przeszłość – zarówno w miastach, jak i na wsiach, gdzie nieodwołalnie skończyła się era całowania księdza w rękę i klękania, gdy przechodził drogą. Wierni, podobnie jak w przypadku dobieranych wybiórczo prawd wiary, stawiają raczej na konkretnych charyzmatycznych księży mających coś ciekawego do zaproponowania, niż na kapłańską instancję jako taką.
W jednej z parafii powiatu mińskiego jest ksiądz znany z uczynności i doniosłych kazań – kapłan z prawdziwego powołania, jak mówi o nim lokalna społeczność. Wierni, zarówno z jego parafii jak i z ośrodków ościennych, chętnie przychodzą na celebrowane przez niego nabożeństwa i słuchają pouczających kazań. Niejednokrotnie i w sprawach czysto ziemskich przychodzą do niego po poradę i w zaufaniu przedkładają mu swoje kłopoty i bolączki. Ksiądz nigdy nie odmawia nikomu pomocy. Twierdzi, że to powinność kapłańska każe mu służyć ludziom, bo z ludu wyszedł.
Swoim postępowaniem wzbudza zaufanie i uznanie. Jeden z jego parafian zauważa, że czasem ludzie to i sołtysa, wójta czy policjanta nie usłuchają, ale proboszcza dobrodzieja – zawsze. Dlaczego? To proste, bo mówi prawdę i – co najważniejsze – sam zgodnie z nią postępuje.
W samym Mińsku Mazowieckim również działają niebanalni księża. Dla sporej części parafian osobistością jest ks. Jan Byrski z parafii św. Antoniego, dla innych - proboszcz parafii NNMP Dariusz Walicki. Z kolei młodzi niemal jednomyślnie wskazują na ks. Konrada Hasiora. To wyjątkowy radykał – mówią – ale w dobrym znaczeniu. Niewielu z pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków głosi tak zdecydowane, bezkompromisowe poglądy.
Nad-redaktor
W czasie gonienia za tanią sensacją są jednak na lokalnym rynku medialnym gazety, dla których tzw. newsy są jedynie ciekawym dodatkiem. Tak postrzegany jest tygodnik Co słychać? i jego naczelny J. Zbigniew Piątkowski.
- Można redaktora nie hołubić, ale trzeba przyznać, że gazetę robi dobrze. Utrzymać się tyle lat na takim rynku, jak Mińsk Mazowiecki to nie tylko sztuka. Dla mnie to jest gość – mówi jeden z klientów kiosku. – No i nie boi się walić jak trzeba i komu trzeba – wtóruje mu drugi kolejkowicz. Obaj oczywiście proszą o asz tygodnik.
Takich głosów można usłyszeć więcej. W większości rozmów redaktor Piątkowski uważany jest za autorytet. Jest bezkompromisowy, ale i obiektywny w swoich ocenach, a sam tygodnik uważany jest za najbardziej obiektywne medium na lokalnym rynku. Niejednokrotnie porównywany jest nawet do ogólnopolskich tygodników opinii. – Zazdroszczę panu Zbyszkowi tego, że mu się udało. A do tego wydaje książki i organizuje ogólnopolskie festiwale - mówi jeden z mińskich vipów. – Z jego głosem, i to nie tylko prasowym liczy się wiele ludzi – kończy.
Nie tylko lokalnie
Danuta Grzegorczyk ma nadzieję, że przyszła encyklopedia, choć tematycznie związana z regionem mińskim, będzie miała dzięki internetowi zasięg uniwersalny. Pozwoli to nie tylko wypromować na własnym podwórku tych, którzy na to zasługują, ale wielu z nich – pisarzom, malarzom, rzeźbiarzom, czy muzykom – być może da szansę na wyrwanie się z lokalnego sioła. Internet to dziś potężne narzędzie kreacyjne, a jego zasoby w poszukiwaniu talentów regularnie przeszukują wydawcy i agenci sztuki. Już teraz zdarza się, że do pani Danuty dzwonią organizatorzy wystaw z Warszawy zainteresowani twórcami, którzy dzięki niej zaistnieli w cyberprzestrzeni.
Kto otrzyma bilet do nieśmiertelności? Utrzyma się dotychczasowy parnas, czy może zostanie jednak solidnie przetrzebiony? Dowiemy się tego już wkrótce. Niewykluczone, że czeka nas kilka zaskoczeń. Także lokalnych.
Numer: 2009 31
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ