- Przydałby się nam Norman Davis – zauważył jeden z uczestników spotkania kombatantów w 61. rocznicę wyzwolenia Mińska. Mimo licznych wspomnień i opracowań parahistorycznych, tylko niektórzy są zdania, że 30 lipca 1944 roku miasto nad Srebrną wyzwolili akowcy
Oczy historii
- (...) Mińsk Mazowiecki został wyzwolony w ramach akcji „Burza”. Oddziały AK wkroczyły pierwsze do miasta, przed jednostkami Armii Czerwonej – czytamy w oficjalnym opracowaniu dziejów Mińska. Z kalendarium dowiadujemy się, że było to 30 lipca 1944 roku, kiedy to koszary zdobył pluton „Jeleń”, burmistrzem został Hipolit Konopka i tego samego dnia do miasta wkroczyły oddziały sowieckie. Radość była krótka, bo już rankiem następnego dnia sowieci zrzucili bomby na ludzi wychodzących z dziękczynnej mszy (podobno omyłkowo), a po tygodniu rozpoczęły się represje NKWD i podporządkowanych im pepeerowców.
Rozpoczęli obchody tradycyjnie – od mogił akowców na mińskim cmentarzu. Kwiaty ozdobiły też nagrobki tych, którzy zginęli z rąk czerwonych oprawców. Mimo kopy lat, nikt nie zna prawdziwego miejsca spoczynku Lubicza, jeśli w ogóle go pochowano. Zamiast sztandarowego pochodu do najbliższego kościoła pw. NNMP, kombatanci pojechali na mszę do św. Antoniego. Tam raczej mówiono o sierpniu trzeźwości niż pamięci historii. A tych, którzy mają prawo do wiarygodnych wspomnień, jest z roku na rok mniej. Nie wszystkim udaje się utrwalić przeżycia i odchodzą po cichu, w zapomnieniu. Czesław Olczak zdążył tuż przed białaczką, która okazała się cięższa od syberyjskich łagrów. Nikt o nim nie wspomniał, choć jeszcze za życia był żywą historią. Wielu za to zachwycało się Normanem Davisem. Jest kimś, bo gdyby nie ten Anglik, Zachód nigdy by się nie dowiedział, że oprócz powstania w gettcie, było to najkrwawsze – polskie. Gdybyśmy mieli takich Anglików wtedy, to może Stalinowi by tak łatwo nie poszło.
Davis otworzył oczy Ameryce, a kombatantom Barbara Kamińska ps. Krystyna wspominając grę Sowietów po odhitleryzowaniu Mińska. Zaprosili wtedy dziewczęta z Wojskowej Służby Kobiet na całkiem kulturalną „randkę”, ale wspólne wyzwalanie Warszawy nie doszło do skutku. Pani Barbara przypomniała również Jadwigę Łojewską z d. Zawadzką, która była akowską wtyczką w sekretariacie gestapo. To ona m.in. udaremniła powiadomienie Warszawy po udanym zamachu na Schmidta, dzięki czemu mińszczanie uniknęli hekatomby.
Janusz Kuligowski z TPMM nie tylko zachęcał do pisania wspomnień, ale tym razem odniósł się mińskiej akcji „Burza”. Zadaniem oddziałów AK było opanowanie terenu przy jak najmniejszych stratach i witanie Rosjan w roli gospodarza. Drewniany wówczas Mińsk Mazowiecki nie wytrzymałby walk. Inaczej było w Radzyniu, Łukowie i Siedlcach, gdzie akowcy razem z czerwonoarmiejcami wyzwalali miasta. Siedlce np. po tygodniowych walkach... i dzień później od Mińska.
W stołówce Kopernika nie było atmosfery do wspomnień, choć powiatowy szef kombatantów zachęcał do otwierania szufladek pamięci. Wasilewskiemu marzy się kombatanckie centrum przy mińskim muzeum, gdzie o historii mogłyby opowiadać nie tylko książki. Płyty z nagranymi wspomnieniami, a nawet filmy to przecież żadna trudność przy obecnym poziomie techniki. Leszek Celej powinien o takiej historycznej filmotece jak najszybciej pomyśleć. Za jakiś czas będą to rarytasy.
Wystawa kilku zdjęć dzisiaj już nie wystarczy. Oglądając Muzeum Powstania Warszawskiego czy plenerowe walki w rocznicę jego wybuchu aż żal, że u nas nie ma nawet namiastki ożywienia nie tak znowu dalekiej historii.
Numer: 2005 32 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ