Sokół tygodnia

Poetka Anna Janko twierdzi, że jeśli coś czytasz namiętnie, to znaczy, że tym właśnie jesteś. Lektury zdradzają nasze myśli, pragnienia, potrzeby emocjonalne. Najważniejsze jest jednak by w ogóle czytać. Katastrofalne statystyki, którym zarzuca się metodologiczne wypaczenia, mogą dowodzić nie tyle ogłaszanego od czasu powstania radia upadku czytelnictwa, co jego gruntownej przebudowy. Ma więc słowo pisane szansę
w multimedialnym świecie, a może tym razem faktycznie ciągnie ostatkiem sił?

Książki pod lupą

Siła promocji
Mińscy księgarze nie są zgodni co do faktycznego stanu sprzedaży książek. Mniejsi zwracają uwagę na wyraźne obniżenie obrotów, przez co by wyjść na swoje zmuszeni są urozmaicać ofertę, obok literatury pięknej sprzedają więc coraz więcej albumów, poradników – zwłaszcza dla rodziców – czy materiałów piśmienniczych. Giganci nie narzekają - w Cass Filmie książki wespół z grami i filmami od lat idą jak świeże bułeczki.
Oczywiście i tu i tu wyznacznikami są literackie mody. Za sprawą filmu „Anioły i demony” do łask powrócił Dan Brown, niezmienną popularnością cieszy się wśród mińszczan Katarzyna Grochola i Monika Szwaja, a już czwarty rok
z rzędu zamawiane są dodruki „Cienia wiatru” Carlosa Ruiza Zafona. Coraz lepiej sprzedaje się też Małgorzata Kalicińska – wkrótce na podstawie jej sagi o Rozlewisku powstanie serial – i Dorota Masłowska – znów za sprawą ekranizacji.
Na tym tle nasza literatura regionalna niestety wiedzie żywot marginesowy. Największym powodzeniem cieszą się przewodniki po Mińsku Mazowieckim i okolicach. Lokalni autorzy nie znajdują zbytu nie tylko z uwagi na słabą promocję, ale częściowo również dlatego, że – jak zdradziła nam jedna z księgarek – nie mają nic szczególnie ciekawego do zaoferowania stanowiącym gros klienteli młodym czytelnikom.
Wśród nastolatków – którzy wbrew pozorom czytają, choć niekoniecznie to co życzyliby sobie poloniści – króluje wampiryczno-romansowa seria „Zmierzch” autorstwa Stephanie Meyer. Dobry marketing czyni cuda. Ale nawet najskuteczniejsza strategia reklamowa raczej nie odwróci ducha czasu, który sprawia, że księgarnie sukcesywnie pustoszeją.

Na przecenę
Dlaczego kupuje się mniej książek? – pyta retorycznie Marek. – Bo są za drogie. Piątka, czy Dzido wolę kupić za 5 - 10 zł w podziemiach niż iść do księgarni, gdzie zapłacę 20, 30. Poza tym handel książkami coraz bardziej przenosi się do internetu, gdzie masowo powstają witryny takie jak księgarniawarszawa.pl (rabat 20%), czy Gandalf oferujące je po niższej cenie. Istnieje też sporo portali – choćby BiblioNETka – na których czytelnicy dyskutują i polecają sobie najlepsze tytuły.
Wschodzącym rynkiem są też książki elektroniczne – eBooki. Ich produkcja jest dużo tańsza – odpada papier i druk – co oczywiście skutkuje atrakcyjniejszą ceną. Co prawda w najbliższym czasie nie należy spodziewać się w tym sektorze gigantycznych obrotów – mentalnie nie jesteśmy jeszcze gotowi na książkę na ekranie, twierdzą właściciele celującego w nowe technologie edytorskie wydawnictwa Novae Res – ale za 10 lat może nastąpić prawdziwy e-boom. Trwa on już w Europie Zachodniej i USA. Flagowym przykładem jest pod tym względem opowiadanie Stephena Kinga „Jazda na kuli”, które niechciane przez jego papierowego wydawcę, w sieci przyniosło 2 miliony dolarów zysku.
Na lokalnym podwórku najskuteczniejszymi stymulatorami czytelnictwa są bez wątpienia gminne i miejskie biblioteki.

Nowoczesne książnice
Współczesna biblioteka, również mała gminna, to coś znacznie więcej niż wypożyczalnia książek. Coraz częściej pełni ona także funkcję centrum multimedialnego i kulturotwórczego. W bibliotece publicznej należącej do gminy Mińsk Mazowiecki znajdują się 3 stanowiska z bezpośrednim dostępem do internetu dla czytelników, podobnie w Bibliotece Miejskiej – wraz z filiami ogółem 10 stanowisk.
Pozostałe biblioteki gminne także są skomputeryzowane. Pod tym względem wyróżnić należy zwłaszcza Mrozy, które posiadają katalog książek online oraz Cegłów, którego biblioteczna witryna zadowolić może najwybredniejsze gusta – znajdziemy na niej nie tylko przyjazny dla użytkownika interaktywny katalog, ale również wyczerpujące informacje o samej placówce, sprawozdanie z jej działalności, galerię zdjęć z lokalnych imprez, nagrania wideo oraz próbki poetyckiej twórczości Cegłowian. A wszystko podane w bardzo przyjemnej szacie graficznej.
Na brak zainteresowania nasze książnice nie narzekają. Średnia wieku zapisanych użytkowników sukcesywnie rośnie mniej więcej do 45 – 50 roku życia. Z obserwacji bibliotekarek wynika, że najczęściej przychodzą młodzi, przy czym niekoniecznie wypożyczają lektury – pod tym akurat względem frekwencja spada, zapotrzebowanie załatwiają bryki, internet i ekranizacje na DVD. Gusta czytelnicze pokrywają się z danymi księgarnianymi – panie biorą głównie Danielle Still, Norę Roberts i rodzime specjalistki od wzruszeń, panowie – Cobena, Blooma i Krajewskiego – a poza tym nieśmiertelny Coelho, Murakami i tytuły, które w ostatnim czasie zgarnęły jakąś ważną nagrodę, np. Nike czy Nobla.
Wszyscy kierownicy bibliotek z którymi rozmawialiśmy, zapewniali, że starają się być na bieżąco z nowościami, w czym wspierają ich samorządy lokalne, ze współpracy z którymi są zadowoleni. Tylko w Mińsku Mazowieckim w ubiegłym roku na zakup nowych pozycji wydano z bibliotecznego budżetu ponad 90 tys. zł, a z dotacji ministerialnych 42 tys. Wprawdzie nie udaje się spełnić ideału, aby księgozbiór był gruntownie wymieniany co osiem lat, ale choćby w Mrozach bywają miesiące obfite, kiedy zakupów dokonuje się i trzy razy.

Uczniowska nieczytelność
To, że uczniowie nie czytają, jest nieustającą bolączką nauczycieli. Ale – jak już zauważyliśmy – nie jest to do końca prawda. Wśród gimnazjalistów i licealistów – potwierdzają to biblioteczne statystyki – najpopularniejsza jest literatura fantasy. „Zmierzch” cieszy się – zwłaszcza u dziewcząt gimnazjalnych – kultem równie wielkim jak niegdyś wśród studentów polonistyki Marquez czy Cortazar. Blamażem jest go nie znać, a im kto dalej zabrnął, tym jaśniejsza bije wokół niego aureola wtajemniczenia.
Ale co w takim razie z nieszczęsnymi lekturami? Czy rzeczywiście Mickiewicz, Kochanowski i Prus przegrają z wampirem Edwardem?
Większość lektur – komentują sami zainteresowani – jest staroświecka i nudna. A jeśli nawet coś się komuś spodoba, to nauczyciele potrafią to skutecznie obrzydzić.
W szkole nie wolno samodzielnie interpretować tekstów, trzeba iść po linii podręcznika, bo inaczej dostajesz gałę i jeszcze od tumanów potrafią cię wyzwać. Nie wolno ci powiedzieć, że według ciebie taki Roland czy Kordian byli frajerami, tylko, że bohatersko walczyli za ojczyznę. A przecież czytanie ma podobno uczyć myślenia. Tylko że po co myśleć, jak dostaje się za to po łapach?
To nie jest takie proste – kontrują pedagodzy – przecież każdy utwór istnieje
w kontekście epoki, w której powstał i ten kontekst musi być uwzględniony podczas jego interpretowania. Barierą do zrozumienia literatury przez uczniów jest ponadto stale zawężające się ich pole poznawcze, zatrważający brak obycia kulturowego i historycznego.
Ale do lektur szkolnych zawsze można wrócić po maturze. Tak zrobił Damian, który dopiero parę lat po liceum sięgnął po „Małą apokalipsę” i był nią po prostu zahipnotyzowany. Nauczycielom zaś radzi, by nie flekowali upodobań uczniów – raczej by je wykorzystywali kontestując klasyczne dzieła z Harrym Potterem i innymi bohaterami młodzieńczej wyobraźni.

By ożywiać
W stymulowaniu lokalnego czytelnictwa znów rolę przewodnią odgrywają biblioteki. Nie tylko przez wieczory autorskie z pisarzami – większość z nich, jak spotkania z Ewą Chotomską i Dorotą Gellner, skierowana jest do dzieci – ale również poprzez zachęcanie samych czytelników do dyskutowania o literaturze i własnej pracy twórczej.
Przy gminnej bibliotece publicznej w Jakubowie organizowane są kilka razy do roku warsztaty literackie dla młodzieży i dorosłych prowadzone przez tamtejszą poetkę Stanisławę Gujską. Cegłowska książnica ma własne koło literackie pod kierunkiem Marii Osińskiej, którego członkowie spotykają się popołudniami
w ostatni wtorek każdego miesiąca. Imponującym katalogiem ubiegłorocznych imprez może pochwalić się biblioteka z Dębego Wielkiego Wielkiego – spotkanie z aktorką i pisarką Laurą Łącz, czy autorką książek dla dzieci Ewą Nowak Również mińscy bibliofile, i to nie tylko za sprawą biblioteki, nie mieli powodów do narzekania – promocje tomików Gujskiej i Szczypiorskiego, wieczory z Aleksandrem Kościowem, Wojciechem Kuczokiem i Martą Obuch, możliwość zaprezentowania swoich strof podczas Pierwszej Miveny.
Jeśli na coś można tu narzekać, to na brak odwagi bibliotekarek w zapraszaniu gwiazd literatury naprawdę wielkiego formatu. Gellner i Chotomska wiosny nie czynią. Dlaczego nie zaprosić Myśliwskiego, Tokarczuk, Pilcha? Wiemy, że chęć odwiedzenia Mińska Mazowieckiego wyraził Paweł Huelle. Strach przed pustymi krzesłami? Nie zawsze chodzi o frekwencję. Sam fakt, że w którejś z bibliotek pojawił się ktoś z górnej półki, może stać się zarzewiem kulturalnego fermentu.

Przekłuty balon
Ale z drugiej strony – zapytują forumowicze portalu literackiego Fabrica Librorum – czy tak naprawdę literatura kiedykolwiek była sprawą powszechną? Czy w mitycznych czasach czytelniczej prosperity, gdy nie istniała obrazoburcza telewizja ani demoniczny internet, a języka nie psuły SMSy stronice wybitnych dzieł poślinionym palcem przewracał z równą atencją szlachcic, rycerz zaciężny i pańszczyźniany chłop?
Publicysta „Newsweeka” Piotr Bratkowski w artykule „Pisarze na marginesie” zauważa, że w Polsce byt słowa pisanego sztucznie napompował najpierw wywodzący się z romantyzmu paradygmat poety wieszcza i przewodnika narodu, a później reżim komunistyczny wydający w gigantycznych nakładach sprzyjających mu literatów i prześladujący twórców opozycyjnych. Stworzyło to fałszywe poczucie niebotycznego znaczenia książek.
Efekt – „dzieła” poprawne politycznie szły na papier toaletowy, bo nikt ich nie kupował, a ich autorzy i tak dostawali od państwa dacze, wczasy i samochody, z kolei buntownicy – równie mało czytani bądź z uwagi na zakaz druku, bądź przez niską artystycznie wartość swych wyrobów – wyrastali na męczenników. Oczywiście po obu stronach zdarzały się wyjątki – Tyrmand, Iwaszkiewicz – ale to za mało, by potwierdzić regułę.
Wolny rynek obnażył słabości papierowego Parnasu, zweryfikował mity i z hukiem przekłuł wiele literackich balonów.

Numer: 2009 27





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *