Powiat sesyjny

Gdyby nie związki zawodowe nauczycieli, powiat miński nie miałby żadnych widocznych gołym okiem problemów. Gdyby nie taksówkowe eskapady inspektorów, oklaski dla inspektor Boruty nie byłyby tak anemiczne. Gdyby wreszcie nie radny Wróblewski, nie byłoby w powiecie kłopotu z dzikimi kopalniami piasku. A gdyby nie obecni na sesjach dziennikarze, to w ogóle nikt o niczym nie miałby pojęcia

Sypcy jak piasek

Powiat sesyjny / Sypcy jak piasek

Zaczęło się całkiem sympatycznie – od prezentacji siatkarek Tęczy, które z trenerem Bogusławem Milewskim wygrały tegoroczną licealiadę. Odpowiadająca za stan sanitarny powiatu dr Dorota Boruta oceniła go na coraz lepszy, ale znowu nie potrafiła do końca wyjaśnić, dlaczego inspektorzy jeżdżą drogimi taksówkami, a nie tańszym własnym samochodem, na który sanepidu wciąż nie stać. Może po przejęciu PSSE przez powiat wszystko znormalnieje, a przy okazji elewacja zabytkowej siedziby sanepidu stanie się godna nowo budowanej biblioteki.
Tymczasem związki nauczycieli nie zamierzają ustępować polityce oświatowej zarządu powiatu. Po sesyjnej scysji w sprawie dodatków, teraz domagali się prawa wnioskowania o nagrody zarówno dla nauczycieli jak i dyrektorów szkół. Prezes Jaguścik tym razem stanowczo zaprotestował przeciwko pomijaniu ZNP w regulaminie nagradzania, w czym poparła go Danuta Kubacka z oświatowej Solidarności. I znowu na sali znaleźli się skonsternowani radni, a Kazimierz Prus domagał się wręcz odłożenia projektu do ponownego opracowania. Wystarczyła przerwa na spotkanie komisji oświaty, którą tym razem dowodził Stanisław Woźnica. Według niej uprawnione do wnioskowania o nagrodę dla dyrektorów mogą być rady rodziców i związki zawodowe, na które z kolei nie zgodził się zarząd powiatu. I tak zostało, choć wyniki głosowania (11 za, 8 przeciw i 3 wstrzymujących) mogą świadczyć o oświatowo-związkowym rozdwojeniu rady.
Przy podejmowaniu uchwały o nadanie CKP imienia Mariana Benki też nie wszyscy byli jednomyślni, ale ten dysonans był już tylko wart ironicznych uśmiechów.
O ile aspiracje związków zawodowych nie znalazły w radzie zrozumienia, o tyle wyjaśnień starosty Tarczyńskiego na temat nielegalnych kopalin radni słuchali z uwagą. To efekt kolejnej interpelacji radnego Janusza Wróblewskiego z Mrozów, który domaga się kontroli eksploatacji złóż pisaku i żwiru. Jednak starosta konkrety, tj. wyniki kontroli kopalni w Wólce Wiciejowskiej odłożył na kolejna sesję, a radnym opowiadał o zatrudnieniu geolożki, która obecnie odpowiada za koncesje i nadzoruje ich realizację. Według Tarczyńskiego trwają wciąż intensywne weryfikacje złóż, a sprawy recydywistów przejęła prokuratura.
Kto nimi jest – jeszcze nie wiadomo. Pewne zaś jest, że sprawa kopalni  w Wólce Wiciejowskiej nabiera prawnych i medialnych rumieńców. To za sprawą Włodzimierza Zatorskiego, który od roku informuje starostwo o przekroczeniach eksploatacyjnych swego sąsiada – Jana Okrzei. Okazało się – co udowodniła kontrola urzędu górniczego – że poza koncesją zostało wybrane w 2007 roku 3.300 m3 piasku, za co właściciel działki nie został ukarany. W skierowanym do komisji rewizyjnej piśmie Zatorski pyta, kto wydał zgodę na eksploatację bez uregulowania należnej opłaty za 2007 rok i czy w ogóle była ona naliczona. Według skarżącego, opłata ta powinna wynosić ok. 400 tysięcy zł, a kary za przekroczenie norm koncesji – ponad 2 miliony złotych.
- Spodziewam się, że niedługo usłyszę, że pan Okrzeja jest biednym emerytem i nie posiada środków finansowych na opłaty geologiczne – konkluduje Zatorski, donosząc przy okazji, że tandem Okrzeja – Wocial wciąż wywozi kruszywo z Wólki Wiciejowskiej drogą nieutwardzoną w kierunku Barczącej. Może więc mają nową zgodę na eksploatację kopalni? Tylko kto ją wydał – nowa geolog czy odesłany na emeryturę szef wydziału rolnictwa…

Numer: 2009 25   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *