Wydaje się, że testy na koniec szkoły podstawowej i gimnazjum wpisały się już na stałe w krajobraz polskiej edukacji. Stały się one, na równi z maturą, w życiu młodego człowieka. Nic więc dziwnego, że wielu rodziców wybierając szkołę dla swojego dziecka, kieruje się wynikami uzyskanymi przez absolwentów danej placówki w minionych latach. Jak zatem widać, profesjonalizacja wkrada się w nasze życie coraz wcześniej
i nic raczej nie powstrzyma tego pochodu
Sposoby na wiedzę
Po trzykroć trzy
Pani Bożena odwiedza kolejne szkoły. Potem rodzina usiądzie i wspólnie zadecyduje do których trzech Karolina będzie zdawała. Dlaczego do tylu? Bo na to pozwalają przepisy, a dziecku trzeba dać szansę – tłumaczy pani Bożena.
Atmosfera wyścigu udzieliła się wszystkim dobrym uczniom w klasie Karoliny i ich rodzicom. Ci nawet je podsycają bieganiem na dni otwarte i relacjonowaniem w domach co zobaczyli i usłyszeli. Ten kto „obstawia” tylko jedną, traktowany jest jednoznacznie jak odmieniec. Trwa więc szkolna giełda, co jeszcze pogłębia stresy związane ze zmianą szkoły i z testami na koniec gimnazjum.
Monika Werwicka, szefowa poradni pedagogiczno-psychologicznej w Warszawie twierdzi, że ten problem dotyczy ludzi z wielkich miast. Gdzie indziej nie ma takiego wyboru, szum informacyjny wokół szkół średnich jest więc mniejszy. Jej zdaniem nawet jeśli dziecko zdaje do trzech szkół, należy do egzaminów podchodzić rozsądnie. Dziecko musi wiedzieć, że rodzice są z niego dumni, gdy ma ambicję. Ale nie powinni też zachowywać się tak, by czuło się zbyt bezpiecznie – nawet gdy poniesie porażkę.
Ale z czym tak naprawdę Karolina i jej rówieśnicy z powiatu mińskiego startują w bój o świetlaną przyszłość?
Pułapki wyboru
Nie sposób zaprzeczyć, że wyniki egzaminacyjne są pewnego typu informacją o jakości nauczania w szkole, niemniej jednak prosta ocena placówki na podstawie „zeszłorocznej średniej” wydaje się mocno niesatysfakcjonująca. Może się ona okazać krzywdząca dla wielu doskonałych szkół, ale też może stworzyć fałszywe i niezasłużone wrażenie, że jakaś placówka pozytywnie wyróżnia się na tle innych. Sytuacja staje się szczególnie skomplikowana, w przypadku szkół niepublicznych.
Dzieciom i młodzieży trzeba pozwalać samodzielnie dokonywać wyboru szkoły - twierdzi psycholog, Agata Rusak. Ilu uczniów słyszy od rodziców, że nie liczą się ich zainteresowania? Tu młody człowiek może się jeszcze bronić i obstawać przy swoim. Gorzej, gdy usłyszy: zainwestowaliśmy w ciebie, miałeś korki z biologii i chemii. Dziecko staje się bezradne wobec takiej perswazji, a i w rodzicach rośnie frustracja.
Rodzice powinni jednak zadbać o to, by dziecko nie ulegało przy wyborze tylko chwilowym emocjom i spontanicznym impulsom – dopowiada Monika Werwicka. - Jeżeli piętnastolatek uwielbia jazdę konną,
w przyszłości chce hodować konie i uparł się na naukę w technikum hodowli koni, to nie sprzeciwiajmy się kategorycznie. Poprośmy dziecko, by zebrało na temat wymarzonej szkoły jak najwięcej informacji. Dopiero wiedząc to wszystko, może podjąć decyzję.
Rodzice i uczniowie niestety z reguły za bardzo skupiają się na samym egzaminie, a za mało na celu, do jakiego prowadzi.
Plaga odtwórczości
Wiosną do obowiązkowych części egzaminu w naszym powiecie przystąpiło blisko dwa tysiące gimnazjalistów. Jak należało się spodziewać, znów jesteśmy lepszymi humanistami niż matematykami i przyrodnikami.
W części humanistycznej z ogólną średnią wyników 0,68 uplasowaliśmy się w nienajgorszej, drugiej grupie ze stratą 0,03 punktu do dzierżącego palmę pierwszeństwa we wszystkich tabelach powiatu warszawskiego. Radość psuć może jednak fakt, że o ile łatwość czytania i rozumienia tekstu pisanego delikatnie wzrasta, względnie utrzymuje się na niezmiennym poziomie, o tyle umiejętność tworzenia tekstów własnych pozostawia wiele do życzenia – amplituda między nimi wynosi aż 0,12 punktu. Wartość ta spada zresztą dość systematycznie co, jak nietrudno wywnioskować, nauczyciele przypisują oddziaływaniu kultury obrazkowej, pauperyzacji języka i zawężaniu się horyzontów poznawczych.
Podobnie zresztą rzecz ma się z przedmiotami ścisłymi, gdzie przy średniej 0,56 lokującej nas w grupie trzeciej najmniej kłopotu zdającym sprawiało wyszukiwanie informacji, ale już prawdziwym łańcuchem Himalajów było ich wykorzystanie oraz kreatywne i samodzielne posługiwanie się wiedzą zintegrowaną.
Języki bez niespodzianek
Ranking popularności języków obcych także był łatwy do przewidzenia: angielski (1708 zdających), niemiecki (128 zdających), rosyjski (52 zdających) i elitarny – na 43 powiaty zdawano go tylko w ośmiu – francuski (15 zdających). Średnio najlepsi byliśmy z mowy Balzaka, a najsłabsi – ze śpiewnych zakrętasów Tołstoja. A jak plasujemy się w kontekście całego województwa mazowieckiego? W angielskim i niemieckim jesteśmy mocnymi średniakami, w rosyjskim ciągniemy się w ogonie, we francuskim zaś – zajmujemy pozycję tuż za podium.
Szkolne radości
Grzegorz Wyszogrodzki, dyrektor mińskiego GM 2 ma na koniec tego roku przynajmniej kilka powodów do dumy. Pozycja placówki ugruntowała się na mapie oświatowej powiatu, dzięki czemu już od września chce tam uczęszczać aż 112 uczniów spoza regionu, co niewątpliwie świadczy o dużym zaufaniu społecznym. Gimnazjum otrzymało przez MEN
i tygodnik „Głos nauczycielski” tytuł „Szkoły na medal”, a Dariusz Kulma został uznany „Nauczycielem Roku”. Uruchomili laboratorium językowe wyposażone w tablicę interaktywną. Wyszogrodzki chwali też swoich uczniów. Artur Komuda był drugi w biegu na 100 m w wojewódzkich igrzyskach lekkoatletycznych. Sylwia Łoboda i Maciek Walewski zdobyli wiele nagród muzycznych (także w konkursach ogólnopolskich), a szkolny teatr „Pod spodem” zdobył „Kulturamonidło 2009”. Kamil Wieczorek został wyróżniony w ogólnopolskim konkursie fotograficznym, a i gablota z pucharami sportowymi znacznie wzbogaciła swoją zawartość. Słowem – podsumowuje dyrektor – dziennikarze ze szkolnej gazetki mieli o czym pisać.
Również kilka szkół z miejscowości ościennych podzieliło się z redakcją swoimi radościami. Małgorzata Naborowska, dyrektor szkoły podstawowej im. Marii Konopnickiej z Brzózego odnotowuje, że jej placówka uzyskała w tym roku najwyższy w swojej historii średni wynik egzaminów końcowych. Także średnia kierowanej przez Katarzynę Karwowską SP z Nowej Pogorzeli imponuje tym bardziej, że – jak podkreśla Karwowska – jest to mała szkoła gminna.. Owszem, były słabe lata, ale w tym roku nie narzeka. Z kolei Roma Piłatkowska z ZS im. Rodziny Wyleżyńskich w Wielgolesie chwali Sebastiana Antosiewicza, który, jako jedyny w całej szkole, uzyskał maksymalny wynik z matematyki. Mały Einstein – podsumowuje pani dyrektor.
Z drugiej strony cena, jaką dzisiejszy uczeń płaci za dobre wyniki, jest często bardzo wysoka. Ceną tą są traktowane jak zło konieczne korki, bez których obecnie trudno wyobrazić sobie proces edukacyjny, o zdaniu egzaminu nie mówiąc.
Przymusowa nauka
Daria twierdzi, że korepetycje są jej potrzebne, gdyż na maturze będzie musiała zdawać również matematykę. Przez to nie ma ochoty chodzić do szkoły, bo po powrocie do domu czekają ją jeszcze korki. To za dużo. Trudno przez niespełna dwa lata przygotować się do tego egzaminu, mając trzy razy w tygodniu matematykę w klasie o profilu humanistycznym.
Wielu przyszłorocznych maturzystów jest podobnego zdania. Mało prawdopodobne, by urodzony humanista szukał szczęścia na politechnice. Bez sensu zmuszać uczniów do zdawania najważniejszego egzaminu
w życiu z przedmiotu, którego nie zdążą się nauczyć. Nauczyciele wymagają za dużo. Na lekcji zrobimy połowę materiału, a praca domowa obejmuje cały. To bez sensu – mówi z irytacją 18 – letni Tomek. Dlatego korepetycje są niezbędne, a co za tym idzie portfele rodziców stracą na objętości.
Czy przymus ów przyniesie jakieś skutki w postaci zwiększenia liczby umysłów ścisłych? A może to pieniądze wyrzucone w błoto?
Korkowa bezsilność
Nauczyciele patrzą na to inaczej. Wyobraźmy sobie taką idealną sytuację – snuje wizję jedna z mińskich nauczycielek – w której szkoła już na samym początku da dziecku gwarancję powodzenia. Korepetycje przecież tak naprawdę są dowodem na to, że mamy szkoły niedoskonałe. Dziecko i rodzic, którzy wkraczają w próg tej placówki, to w końcu klienci. Trzeba ustalić czego oczekują, zdiagnozować dzieci, zaspokoić potrzeby uczniów o różnych stylach uczenia i w miarę możliwości oddziaływać na wszystkie rodzaje ich inteligencji.
Każdy może zostać mistrzem. Trzeba tylko pomóc mu w to uwierzyć, wyposażyć go w motywację, chęci i umiejętności, które pozwolą odnieść sukces. Oczywiście w procesie tym powinno się uwzględnić 4 elementy: rozwój osobisty (nie tylko ucznia, także nauczyciela), rozwijanie umiejętności życiowych, uczenie się jak uczyć i jak myśleć oraz nauczanie wiedzy przedmiotowej. Już z tego wynika, że nauczyciela i ucznia powinna łączyć chęć uczenia się i zdobywania wiedzy. Dobre fluidy i emocje stanowią do tego furtkę. Ale furtka ta może się bezpowrotnie zamknąć. Zwłaszcza gdy dziecko targane jest w procesie uczenia negatywnymi doznaniami. Pewność siebie i poczucie własnej wartości odgrywają kluczową rolę podczas uczenia się, a system szkolnictwa, który nie rozwija tych cech, nie poradzi sobie z innymi zadaniami. Korepetycje, to tylko dowód na to, że nikt nie „rozkochał” nas w przedmiocie - ba, być może nam go obrzydził.
A przecież trzeba jeszcze wyszlifować umiejętność twórczego rozwiązywania problemów, myślenie krytyczne, zdobywanie umiejętności przywódczych, zdolność patrzenia z ogólnej perspektywy oraz pewność siebie, tak bardzo potrzebne w życiu dorosłego. Rozniećmy więc w dziecku ogień, potrzebę nauki, a korepetycje pewnie nie będą potrzebne. Cóż, rozmarzyliśmy się. Póki co, można jeszcze za Młynarskim zaśpiewać „Obywatelu, zrób sobie dobrze sam”.
***
Nasze omówienie jest z konieczności selektywne i nie odzwierciedla całego spektrum zagadnienia. Za tydzień opublikujemy szczegółową tabelę z wynikami ze wszystkich szkół powiatu wraz z porównaniem z rokiem minionym. Przekonamy się czy wyłonią się nowi liderzy, czy może jednak sztafeta wciąż biegnie bez zmian na czele. Zachęcamy też czytelników do dzielenia się uwagami o naszym szkolnictwie.
Numer: 2009 25
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ