Są miejsca, które nie powinny istnieć zgniecione ciężarem czasu i historii. Są też takie, którym los wyznaczył nową rolę, nieadekwatną do ich przeznaczenia, dlatego wciąż żyją. Takim unikatem jest pałac w Janowie, który przetrwał ponad 60 lat tylko dzięki ulokowaniu w nim szkół związanych z rolnictwem
Kopa nostalgii

Małe jest piękne i do tego energetyczne a nawet mistyczne. Tak można się poczuć w janowskim pałacu, który przed wojną należał do rodziny Ceglińskich wraz z przyległym parkiem i majątkiem. Już Niemcy w jego najwyżej położonej części urządzili lotnisko, a z reszty władza ludowa zrobiła PGR. W upaństwowionym pałacu najpierw mieścił się uniwersytet ludowy, potem szkoliły się służby rolne, aż wreszcie powstały szkoły. Najpierw wodno-melioracyjna, potem rachunkowości rolnej, rolnicza, sadownicza, aż po dzisiejsze agrobiznesowe z akcentem hotelarskim. Właśnie te nowe kierunki uchroniły szkołę przed frekwencyjną zagładą, choć już na początku lat ’90 mogli to zrobić spadkobiercy Ceglińskich. Gdy wreszcie po pół wieku zobaczyli swoją opuszczoną w pośpiechu rezydencję, nie wierzyli, że przetrwała w tak dobrym stanie.
Przed pięcioma laty Zespół Szkół Agrotechnicznych otrzymał w darze sztandar, w piątek 29 maja br. święcił swoje 60-lecie. Tym razem w swoich wnętrzach, bo akurat rozpadało się bez nadziei na choć trochę słońca. Chociaż hol omal nie pękł od gości, zrobiło się miło i nostalgicznie. To za przyczyną dyrektor Danuty Miraszewskiej, która po odczytaniu historii szkoły powiedziała, że najlepiej o urokach Janowa mogą opowiedzieć ludzie związani emocjonalnie z tym miejscem. Ona jest tu od 20 lat, pełniąc przez dekadę swoją funkcję. A hotelarstwo wprowadziła, by ziściła się idea dawnej ziemiańskiej gościnności.
Za te starania otrzymała od starosty Tarczyńskiego nagrodę, a do wójta Dąbrowskiego propozycje wspólnej budowy sali gimnastycznej, bez której dziś szkoła nie ma prawa istnieć.
Z byłych dyrektorów przemawiał autor tej opowieści, życząc każdemu kto tu się uczył lub pracował miłych powrotów lub genialnego odbicia w nowe, lepsze życie i pracę. Wtedy złe doświadczenia ustępują woli wybaczania a nawet serdecznym podziękowaniom. A wrażenie mniejszych sal i korytarzy – do czego przyznał się absolwent Janowa, Grzegorz Wyszogrodzki – nie będą przytłaczać jasności umysłu.
Teraz po każdej rocznicy zostaną w Janowie drzewka pamięci, które tym razem posadził starosta w towarzystwie uczniów i dyrektorki. Nikt nie liczył otrzymanych tego dnia życzeń i kwiatów. Smakowały nawet rymowane wspomnienia Haliny Kornas, próby tańca i aktorstwa młodzieży, a jeszcze bardziej jubileuszowy bankiet, do którego dołożył się własnymi wyrobami Tatulo, czyli Darek Wąsik.
I wtedy przypomniały się wielu gościom obiady Marii Gromek, której produkty dowoził mąż Józef, a w kuchni przez wiele lat pomagała Irena Drwęcka. Warto było pojechać do Janowa, by im za te wszystkie szczere smaki życia podziękować.
Numer: 2009 23 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ