Lustracja po mińsku

Pierwszy teczkowy boom mamy już za sobą. Po ogólnopolskim zamieszaniu sprawa nieco przycichła, ale teraz także na prowincji coraz częściej będzie o lustracji głośno, bo... idą wybory

Jad teczek

O IPN i teczkach SB słyszy się i mówi coraz częściej, w miejscach mniej i bardziej publicznych. Pojawiają się głosy, że publikacja listy przyśpieszyła proces lustracji, który w końcu pomoże rozliczyć się z PRL-owską przeszłością. Nie brak opinii, że wpłynie to jednak na dezorganizację życia politycznego i społecznego. A pierwsze skutki już mamy – tragiczny w Cegłowie i burleskowy w Mińsku.

W świetle obecnej ustawy o IPN, wgląd do materiałów zgromadzonych przez SB mają osoby uznane za pokrzywdzone przez służy specjalne PRL, naukowcy i w uzasadnionych przypadkach dziennikarze. Ale sprawdzić swoje nazwisko może każdy, jeśli nie chce chodzić z łatą konfidenta. Polacy według badań CBOS nie są przeciwnikami działań IPN. Prawie połowa respondentów, bo 49% ocenia pozytywnie jego pracę, co czwarty (26%) ma do niej stosunek obojętny, dopiero co dziesiąty wyraża opinię krytyczną, a 3% badanych ma stanowisko negatywne. Na ocenę pracy IPN wpływ mają zapatrywania polityczne ankietowanych. O wiele pozytywnej oceniają ją osoby o poglądach prawicowych - 65%, niż centrowych - 51% czy lewicowych - 43%. Nie dziwi, że LPR, UW, PiS oraz PO w większości mają aprobujące zdania, natomiast sympatycy SdPL, SLD, UP i PSL – nie zawsze. Pojawiło się mnóstwo tez i argumentów zarówno „za”, jak i „przeciw”. Badania CBOS potwierdzają tę antynomię, bo niemal połowa Polaków (47%) uznała, że stało się dobrze, gdy lista Wildsteina ujrzała światło dzienne. Co trzeci z badanych (34%) jest przeciwnego zdania, a co piąty (19%) nie ma na ten temat jednoznacznej opinii. Osoby, które w publikacji wspomnianej listy widzą niewątpliwy plus, to przede wszystkim ludzie w wieku od 35 do 44 lat, rzadziej (46%) najmłodsi z ankietowanych, a najrzadziej osoby starsze, powyżej 65. roku życia (32%). Ocena opublikowania listy w kategoriach pozytywnych i negatywnych wyraźnie pokazuje poparcie dla lustracji. Chęć dostępu do swojej teczki wyraża więcej niż co czwarty Polak (28% badanych), 36% zainteresowanych chciałoby poznać materiały na ich temat sądząc jednak, że tam ich nie ma. Co dziesiąty przypuszcza, ze w IPN mogą znajdować się informacje na ich temat, ale nie są tym zainteresowani. Częściej chęć wglądu do materiałów wykazują mężczyźni niż kobiety( 34% do 23%). A jak sytuacja przedstawia się w naszym powiecie? Zdecydowanie więcej naszych czytelników (40%) niż Polaków (28%) jest zainteresowanych materiałami, które zbierały służby specjalne PRL, 34% osób uznało, że nie interesuje ich to, ponieważ zapewne nie na ich temat żadnych informacji, a 11% nawet jeśli ich teczki leżały by pełne w IPN, nie są ciekawi, co do ich zawartości. Pozostali nie mają zdania lub byli za młodzi, by dostać się do teczki SB. Tymczasem mamy już pierwsze wyniki odkrywania lustracyjnych prawd. Pierwszym odważnym był Grzegorz Sz., który publicznie przyznał się do współpracy z SB, a tuż za nim Stanisław C. Miejski radny miał dosyć rzucania obelg i przezywania go konfidentem, więc napisał do IPN, by tam zweryfikować swoje nazwisko. Udało się – Ciszkowski z listy Wildsteina to nie nasz radny, który ze służbami owszem, współpracował, ale jawnie w roli ormowca. – A to jest duża różnica – powiedział nam pan Stanisław, przynosząc pismo z IPN. Nieżyjący wójt Cegłowa nie zdążył publicznie przyznać się do współpracy z SB. Gdyby to zrobił, może nie doszłoby do tragedii. Tym bardziej, że w swoim oświadczeniu wyraźnie napisał o niewyrządzaniu innym krzywdy, ale – jak się przekonaliśmy – jad teczek bywa śmiercionośny. Zweryfikował się również pracownik starostwa Tadeusz Błaszczyk (będzie kandydował na radnego w Mińsku) i sam Czesław Mroczek, który startuje w tym roku na posła z listy PO. – Nigdy nie miałem problemów wynikających z mojej działalności opozycyjnej. Wprost przeciwnie, ale by uciąć spekulacje informuję, że nie jestem na liście Wildsteina – wyjaśnił krótko starosta. Stwierdził też, że potwierdzenie uzyskał tylko dla siebie i nie zamierza go publikować. Jest jeszcze kilkadziesiąt osób w Mińsku Mazowieckim i ościennych gminach, którym przydałoby się takie zaświadczenie. Mamy nazwiska, czekając na ruch zainteresowanych. Przyda się jak nie teraz, to za rok – przed wyborami samorządowymi, by nikt nie rzucał lustracyjnym jadem.

Numer: 2005 31   Autor: Katarzyna Zych, J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *