Istnieją dwa kalendarze świąt – obok oficjalnego, kościelnego i państwowego, jest również prywatny, intymny. Nie zawsze idą one ze sobą w parze, a jeśli się spotykają, to niekoniecznie muszą dla nas oznaczać dokładnie to, co faktycznie czczą. Miewamy też różne, często nietuzinkowe pomysły na spędzanie wolnego czasu, jaki się z nimi wiąże. Czy można uznać to za syndrom postępującej indywidualizacji i duchowego wypalenia? Nie do końca i wciąż trudno odpowiedzieć na pytanie...
Święta, czyli co?

Oczyszczenie
Podział na sacrum i profanum oraz potrzeba czczenia czasu świętego są niemal tak stare jak człowiek rozumny. Już pierwotne wspólnoty plemienne celebrowały prymitywne ryty, by w ten sposób nadać swojemu życiu głębszy, metafizyczny sens. Świętowanie to wejście w przestrzeń oczyszczenia, gdzie można się odrodzić i spojrzeć na sprawy doczesne z szerszej perspektywy. Jest to potrzeba tak rdzennie związana z ludzką psychiką, iż nie zdołały jej wyrugować żadne, choćby najgwałtowniejsze przemiany społeczne i kulturowe. Zmieniała się forma oraz obiekty świętowania, ale sama istota pozostaje nienaruszona i wypływająca z niej potrzeba podziału na niskie i wysokie prawdopodobnie pozostanie z ludzkością na zawsze, choć oczywiście może przybierać bardzo różne postaci.
Czasy najświętsze
Celebracyjna topografia układa się bardzo różnorodnie. Dla większości z nas jednak punktem centralnym jest Boże Narodzenie – wciąż utożsamiane głównie z rodzinną atmosferą i prezentami. Dalej plasuje się Wielkanoc lub święta majowe. Dla wójta gminy Dobre, Krzysztofa Radzia, to właśnie 3 maja jest najbardziej ulubionym dniem. Datę tę obok 15 sierpnia i 11 listopada wymienia także wójt Stanisławowa, Wojciech Witczak.
Zdecydowanie najgorszą prasę mają 1 i 2 listopada.
- Nie chodzi nawet o pogodę – tłumaczy pan Tadeusz – przecież w święto niepodległości też często jest zimno i pada deszcz. Kłopot sprawia ten przygnębiający, wyciszony nastrój. A zresztą ludzie nie potrafią czcić pamięci zmarłych – i może to jest nawet gorsze. Często, jak jestem na grobach, drażni mnie, że zamiast się modlić, czy po prostu stać w skupieniu, wszyscy wokół tylko gadają jakby to było jakieś targowisko. W efekcie ja też się rozpraszam i całe świętowanie trafia szlag.
Dodajmy do tego sprzedawaną pod cmentarnym murem watę cukrową, a wyjdzie niezgorszy koszmarek dający powody do niepokoju.
Niech się święci
- Lubiłam i lubię dni świąteczne i niedzielne - stwierdza siedemdziesięcioletnia Zofia, emerytowana księgowa. W domu moich rodziców, i tak zresztą jest do dzisiaj u mnie, na ten dzień zawsze przygotowywany jest uroczysty wspólny obiad z udziałem wszystkich domowników.
Jest to czas refleksji i wypoczynku po całotygodniowej harówce. Dobrze jest trochę spokojnie odpocząć i uciąć sobie nawet popołudniową drzemkę.
Pani Zofia nie jest zwolenniczką odwiedzin niedzielnych, bo one po prostu męczą i zamiast odpoczynku jest robota – trzeba szykować, podawać, a potem zmywać. W jej młodości do wielkiego nietaktu należały świąteczne odwiedziny, zwłaszcza w niedzielne południe kiedy odprawiała się Suma w kościele. W okresie PRL-u były polityczne naciski na Kościół, ale kto chciał i tak się modlił, a ludzie modlili się bardziej i szczerzej niż obecnie.
- Tylko szkoda – mówi Zofia – że właśnie w tamtym okresie poprzez różne czyny społeczne naruszano świętość niedzieli i likwidowano niektóre święta.
Jednak tendencja do łamania świąt i niedziel obecnie jest większa jak za komunistów. Handel funkcjonuje prawie na całego, ludzie grzebią w ogródkach i przy samochodach, a rolnicy potrafią robić w polu. Liczba świąt zarówno kościelnych jak i państwowych w Polsce jest dostateczna, tylko trzeba ich przestrzegać zgodnie z intencją i nie robić z dni roboczych dodatkowych wolnych – snuje swoją refleksję siedemdziesięciolatka.
Trzy razy koszmar
Święta narodowe kojarzą się młodzieży głównie z uroczystościami patriotycznymi. Zagadnięci z reguły mówią o flagach, powadze i zadumie. Wielu wspomina o sklepach, które zazwyczaj są zamknięte.
Jeśli zaś chodzi o święta rodzinne, to w skojarzeniach królują upierdliwe ciocie, które to widziały nas kiedy byliśmy mali, nudne rozmowy przy stole i alkohol oraz żenujące śpiewy.
- Kiedy do mnie zjeżdża się rodzina, staram się ulotnić. Gorzej jeśli to ja jestem gościem – ubolewa Rafał.
Jest jeszcze jedna kategoria: święta kościelne. One kojarzą się jedynie z długim pobytem na mszy. Najbardziej denerwująca czynność przed owymi uroczystościami, to całodniowe sprzątanie każdego kąta w domu. Kościół zresztą nieodzownie kojarzy się z wszystkimi rodzajami celebrowanych u nas świąt.
Krzyż w defensywie
Rozmijanie się treści i formy to nasilające się zjawisko. Na zadane mińskim przechodniom pytanie o skojarzenia z Wielkanocą najczęściej pada promiennie uśmiechnięta odpowiedź: zajączek, jajeczko albo śmigus dyngus.
Jest to, jak się wydaje, skutek postępującej trywializacji życia codziennego i banalizacji kultury. Chociaż na tle Europy Zachodniej wciąż nie wypadamy źle. Na przykład w Wielkiej Brytanii mamy obecnie do czynienia z dokonującą się w zawrotnym tempie reorganizacją wymiaru sacrum, w związku z czym coraz częściej zamiast o Bożym Narodzeniu mówi się o Święcie Zimy, a zamiast Wielkanocy – o przesileniu wiosennym. Niełatwo też – relacjonuje Sebastian, który właśnie wrócił z Wysp – kupić kartki z chrześcijańskimi motywami. Tłumaczy się to niechęcią do urażania uczuć religijnych przedstawicieli innych wyznań. Czy nas czeka podobny eklektyzm? Być może, ale znacznie gorsze byłoby chyba całkowite zobojętnienie.
Na razie w Polsce msza niemal zawsze bywa silnie powiązana ze świętami, nawet z tymi świeckimi. Przekorni mówią nawet o Świętej Trójcy: msza, akademia i... balanga. Czy tak musi być? Większość zapytanych przez nas odpowiada, iż taka po prostu jest polska tradycja. Najpierw cała rodzina idzie wystrojona do kościoła, a następnie wraca do domu, gdzie odbywa się uczta. Z małą różnicą, owa fiesta przy różnych okazjach inaczej się nazywa – jeśli pogrzeb, to stypa, jeśli rocznica śmierci, to „spotkanie przy kawie”. Można by tak wymieniać bez końca.
Młodzi pogodzili się z faktem, że co by nie było, do Kościoła trzeba iść, uważają nawet, że bez tego święta straciłyby na wartości.
Chwila wolności
Święta młodym osobom najczęściej kojarzą się z czasem wolnym. Wielu czeka na nie z utęsknieniem właśnie dlatego, że wraz z nimi nadchodzi czas błogiego lenistwa. Najbardziej lubię święta Bożego Narodzenia, po pierwsze dużo wolnego, po drugie najlepsze prezenty – mówi pewna nastolatka. Zdarza się również, iż młodzież nie ma ochoty przeżywać świąt kościelnych w odpowiedni, przewidziany dla ich charakteru sposób. Nawet bywa i tak, że to telewizor jest najlepszym towarzyszem podczas świątecznej nudy, a jednocześnie błogiej wolności. Święta to również stół pełen smakołyków i dań, których nie serwuje się w pozostałej części roku. W owe dni można zapomnieć o dietach i ograniczeniach. Zresztą zazwyczaj jedzenie i tak nakazane jest przez tradycje.
Na walizkach
Janusz i Ola szykują się do wyjazdu. Zbliża się długi weekend i zamierzają spędzić go poza miastem, spotkać się z niewidzianymi od dawna przyjaciółmi. Nie przewidują udziału w żadnych uroczystościach. Nie czują się przez to mniej patriotyczni. Uczestnictwo w nadętych akademiach i mszach za ojczyznę nie jest dla nich barometrem uczuć narodowych.
Boże Narodzenie i Wielkanoc spędzili wprawdzie tradycyjnie na rodzinnym łonie, ale uznali, że teraz chcieliby spróbować czegoś nowego, więc prawdopodobnie gdzieś wyjadą – może w góry. Robi tak coraz więcej młodych małżeństw. Chcą uniknąć przedświątecznej bieganiny – do pensjonatu przyjeżdża się na gotowe – ale nie chodzi tylko o zwykłe wygodnictwo.
- Coraz częściej to nie są prawdziwe święta tylko jakaś groteskowa parodia – żali się Janusz. – Zamiast śpiewać kolędy wszyscy od chwili zajęcia miejsc przy stole wlepiają nosy w komórki i wysyłają esemesowe życzenia. Dzieciaki przychodzą ubrane w zwykłe dresy. Kiedy ja byłem mały, to było po prostu nie do pomyślenia. A rozmowy? Szkoda gadać. Nic tylko – kto więcej pije, kto przytył, a kto ma nowy samochód. Brak tu jakiejś głębi, podniosłości. Lubię moją rodzinę, ale świętowanie w ich gronie już mi się opatrzyło.
- Wbrew pozorom – uzupełnia Ola – wyjeżdżając wcale nie chcemy niszczyć ducha świąt, ale na nowo go odnaleźć. Z rodziną nie jest to już możliwe.
Nie są w tym poczuciu osamotnieni. By na święta znaleźć miejsce w tatrzańskim czy bieszczadzkim pensjonacie, trzeba je rezerwować nawet z półrocznym wyprzedzeniem. Zaczynają się tworzyć pensjonatowe wspólnoty – swoiste rodziny.
Morale wójtowskie
- Jestem tradycjonalistą – powiedział nam wójt jednej ze wschodnich gmin powiatu mińskiego – i uważam, że liczba świąt zarówno kościelnych jak i państwowych jest wystarczająca. Trzeba, żeby ludzie ich przestrzegali z należytym szacunkiem. Święta kościelne i niedziele przeznaczone są na modlitwę i odpoczynek, bo człowiekowi trzeba refleksji o Stwórcy i sobie samym. Święto Trzech Króli mogłoby być przywrócone, ale to nie najważniejsze, bo w dzisiejszych czasach ludzie łamią spokój należny świętom. Wszystkie innowacje w układzie świąt kościelnych nie są zdrowe. Natomiast święta państwowe wymagają należnego szacunku obywatelskiego. Trzeba przywrócić tradycje narodowe jak wywieszanie flagi, i masowy udział dzieci, młodzieży i osób starszych w uroczystościach państwowych. Uroczystości te winny być żywą lekcją historii, zwłaszcza dla uczniów. Bo człowiek od małego winien być wychowany w duchu miłości do Boga, ojczyzny i bliźniego.
Usztywniacze
Tym, co wielu z nas odstręcza od masowych uroczystości, jest ich sztywna, kostyczna oprawa – koturnowe przemówienia, wieńce składane na pomnikach, ponure modlitwy. Nasza niechęć bierze się w znacznej części z traumy nadętych szkolnych akademii, gdzie obowiązującym kanonem była biała koszula, granatowe spodnie bądź spódniczka i patriotyczne wiersze recytowane z pamięci.
Zapytani przez nas samorządowcy zgodnie zwracają uwagę, że jakkolwiek archaiczne mogą wydawać się tego typu zabiegi, są one niezbędne jako kościec podtrzymujący zbiorową tkankę społecznej świadomości. Jednocześnie podkreślają, że o ile uroczystości ogólnopolskie istotnie traktowane są przez lokalną ludność nieco po macoszemu, o tyle te gminne, związane ze zdarzeniami ważnymi dla lokalnej historii – rocznica masakry w Gęsiance, bitwy pod Dębem lub bitwy o Kałuszyn – naprawdę i szczerze angażują, czego dowód stanowią liczne towarzystwa ustanowione dla pielęgnowania lokalnej pamięci. Również młodzież nie pozostaje obojętna na te obchody.
Osobna kwestia to stosunek do flagi. Lubimy powoływać się na przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie – jak relacjonuje wójt Witczak, który spędził za oceanem trochę czasu – wisi ona w niemal każdym ogródku. U nas trudno mówić o podobnej namiętności. Wieszanie flagi wielu wciąż kojarzy się ze świętem pracy i pochodami pierwszomajowymi, czyli reliktem komunizmu, o którym staraliśmy się przez ostatnie dwadzieścia lat zapomnieć.
- Jak możemy nabrać głębokiego szacunku dla flagi – pyta retorycznie Witczak – skoro nie można jej wieszać bez zezwolenia?
Numer: 2009 18 Autor: Opracował: Marcin Królik, Współpraca: F. Zwierzyński i D. Pacańska
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ