Pieniądze zawsze wzbudzają emocje, a jeśli jest ich mało, nawet zacietrzewienie. Brylują w nim związki zawodowe, które po 20 latach wolnej gospodarki, nie potrafią zrozumieć jej prawideł. To przez upór związkowców zarząd powiatu nie mógł o czasie przedstawić radzie regulaminu dodatków do pensji nauczycieli, więc trzeba było zwołać sesję nadzwyczajną
Burza o dodatki

Powiatowa oświata pożera prawie połowę wydatków budżetu, a na wynagrodzenia idzie ponad 80 procent kosztów utrzymania szkół. Mając te dane, łatwo wyliczyć, że każdy z ok. 740 oświatowych etatowców zarabia rocznie prawie 55 tysięcy, a miesięcznie… ponad 4.500 zł. I to licząc wraz ze sprzątaczkami i pracownikami administracyjnymi. Trzeba przyznać, że mają całkiem nieźle, nawet po zapłaceniu podatku, a przecież w 2009 roku nauczyciele otrzymają 10-procentową podwyzkę.
Goła pensja to wymysł kapitalizmu, więc PRL-owska karta nauczyciela dba o belfrowskie dodatki – za wysługę lat, funkcyjny, motywacyjny i warunki pracy. Zgodnie z ustawą o KN organ prowadzący szkoły określa regulamin ich wysokość i warunki wypłacania. Mało tego – powinien wszystko uzgodnić ze związkami zawodowymi, by nie być posądzonym o sobiepaństwo czy wręcz zamach na ciała pedagogiczne.
Na takie spotkanie z przedstawicielami mińskich związków zarząd poświęcił dwa czterogodzinne spotkania 23 marca i 3 kwietnia. Ustalono dwie podwyżki płac po 5 procent oraz regulamin dodatków, który w kolejnych latach będzie uwzględniał kwoty z roku poprzedniego z rewaloryzacją o wskaźnik średniego wynagrodzenia wszystkich pracowników samorządowych w powiecie.
I na tym sesja mogłaby się pomyślnie zakończyć, gdyby nie dodatkowe 200 tysięcy złotych, które komisja oświaty chciała oddać przede wszystkim dyrektorom, wzmacniając ich dodatki funkcyjne o ok. 360 zł. Zarząd ze związkami uchwalił zgoła odmienny podział, przyznając dwie trzecie puli na dodatki motywacyjne dla nauczycieli.
- Nie spodziewałem się, że tak źle ułoży się nam współpraca z ZNP – nie krył oburzenia z odwrócenia proporcji Grzegorz Wyszogrodzki.
Szef komisji oświaty nazwał żenadą podnoszenie wysokości dodatku motywacyjnego o 5 zł, a zabieranie dyrektorom 200 złotych w sytuacji, gdy i tak mają niższe dodatki od np. dyrektorów szkół podległych miastu.
Ugoda między zarządem i związkami postawiła radnych pod murem, bo przecież odrzucenie regulaminu oznaczałoby bazowanie na starym, czyli bez zwiększonych dodatków.
- Dlaczego tak się stało? Niech nam to wyjaśni starosta i prezes ZNP – domagał się radny Prus ze Stanisławowa. Zaraz po nim radny Piłatkowski z Latowicza stwierdził, że powstał legislacyjny pat, a Stanisław Woźnica zwietrzył w porozumieniu niejasności, przez które poczuł się niepewnie.
Za to oburzony oskarżeniami Wyszogrodzkiego poczuł się sam prezes ZNP, Roman Jaguścik. Twierdził, że radny go oczernia przez dyrektorami (niektórymi), gdy tymczasem nie tylko on negocjował porozumienie. Jest przekonany, że wzrost dodatków powinien nastąpić od 1 stycznia br., a starosta nic nie mówił o większej puli dla dyrektorów.
Antoni Tarczyński natychmiast zaprzeczył, a rzecznik wyjaśniała, że można podwyższać tylko od lutego, gdyż wcześniej nie było podstawy prawnej i na pewno wojewoda odrzuciłby uchwałę. Teraz jest szansa, że regulamin wejdzie w życie z mocą od 1 lutego 2009 roku i nauczyciele otrzymają swoje nowe, większe dodatki.
O co tu naprawdę chodziło? Wielu obserwatorów politycznego życia powiatu twierdzi, że najmniej szło o pieniądze, bo czymże jest dla każdego nauczyciela 5 złotych, a dla dyrektora nawet dwie setki. Co ciekawe to nie opozycja wszczyna nowe powiatowe burze, a konkretni radni. Im bliżej wyborów samorządowych, trzeba się spodziewać sztormów i to z piorunami.
Numer: 2009 17 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ