Kiedy w mroziańskim Gminnym Centrum Kultury odbyło się otwarcie wystawy ceramiki Stanisława Zwolińskiego, na wernisaż przybył sam prezes Związku Ceramików Polskich, Dariusz Osiński. Prace okazały się tak ciekawe i unikatowe, że utworzyła się kolejka do ich wykupienia, a gminna plastyczka, Ewelina Potrząsaj-Kulik doznała wstrząsu i też zafascynowała się ceramiką Zwolińskiego
Randka z gliną

Sztuka jest zaraźliwa. Nic zdrożnego, bo atmosfera kaflarni - pracowni artysty - ma energetyzujący wpływ na człowieka. Największe wrażenie robi jednak widok setek prac. Przestrzeń, nawet tak niewielka, zapełniona jest formami, które albo wypełnione są gliną, albo już na nią czekają. W kaflarni od strychu po piwnice i wszystko przepełnione jest filiżankami, kubkami, wazonami, donicami, talerzami i innymi przepięknymi naczyniami, które wyszły spod zręcznych dłoni artysty. A do tego specyficzny zapach surowej i wypalanej gliny...
Dla samego artysty ceramika jest dzisiaj treścią życia. O swoim fachu mówi, że jest rozległy - od ręcznego lepienia i kształtowania wyrobów na kole garncarskim poprzez porcelanę, materiały budowlane - cegły, płytki, materiały ogniotrwałe (szamotowe) aż do osłonowych elementów statków kosmicznych i zastępczych części ciała ludzkiego jak elementy kostne.
Ceramika dekoracyjna stanowi odrębną gałąź. Daje bardzo duże możliwości twórczego wypowiadania się. Tym bardziej, że podczas wypalania różnych rodzajów glin i szkliw otrzymuje się ciekawe i często nieoczekiwane rezultaty.
Początki swego związku z ceramiką Zwoliński opisuje jak randkowanie:
- Do tej pory nie zdawałem sobie z tego sprawy, że narzeczeństwo było już w dzieciństwie, a zaręczyny - w młodości. A było tak, że pobliżu naszego domu znajdowała się kaflarnia, z której właścicielem mój tata był w dobrej komitywie. Któregoś razu podczas pobytu w kaflarni wziąłem trochę urobionej gliny kaflowej i ulepiłem ręcznie kilka miseczek. Obiło mi się o uszy, że szkliwo tworzy się z soli, więc do tych miseczek nasypałem soli z maminej kuchni i wstawiłem pod kredens. Oczywiście nic z tego nie wyszło poza tym, że glina po dłuższym czasie wyschła. O tym incydencie przypomniałem sobie po kilku latach, gdy już studiowałem na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Nie zdziwiłem się, kiedy otrzymałem nakaz pracy w zakładzie fajansu we Włocławku.
Przez 20 lat współpracował z Cepelią. W 1979 roku kupił i wyremontował kaflarnię w Mrozach. Początkowe wypały prowadzone były w starym piecu opalanym drewnem i trwały nieraz ponad 24 godziny. Wyrobami były wazony i w zdecydowanej większości nawilżacze. Dopiero później, po zainwestowaniu w doprowadzenie trójfazowej linii energetycznej, wyposażył pracownię w piece elektryczne. Do tej pory Zwoliński działa, tworzy i opracowuje nowe receptury wypalania gliny i aktywnie uczestniczy w życiu kulturalnym gminy, czego dowodem była jego wystawa. Twierdzi – wciąż zakochany w ceramice - że pomimo pewnych niedogodności nie zamieniłby się na inne, nawet bardzo komfortowe warunki.
Numer: 2009 17 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ