Nasze epitafia

Jak grom z jasnego nieba, spadła informacja o tragicznej śmierci naszego przyjaciela, Krzysztofa Karolkowskiego. Urodził się prawie 20 lat temu w Wyszkowie, a zginął 20 kwietnia 2009 r. przed Domem Dziecka w Równem koło Strachówki, którego od 7 roku życia był wychowankiem

Nie lubił czerni

Nasze epitafia / Nie lubił czerni

Już od  wczesnego dzieciństwa bardzo lubił rysować i malować. Ulubioną techniką Krzysia było malowanie pastelami olejnymi. W niesamowity i niespotykany u innych sposób umiał łączyć ze sobą kontrastowe barwy. Prace tego kolorysty cieszyły się dużym zainteresowaniem i podziwem u koneserów sztuki. Cykl jego pasteli zakupiła do swojej restauracji Dorota Gessler, 30 rysunków Krzysia można zobaczyć też w Muzeum Opowiadania Historii w Konstancinie - Jeziornej p/Warszawą.
Miał trudne dzieciństwo… Od pójścia do szkoły był wychowankiem Domu Dziecka w Równem koło Strachówki. Nie przeszkadzało mu to jednak być niezwykle radosnym i optymistycznie nastawionym młodym artystą. Gdy widziałem go po raz ostatni, na kilka godzin przed śmiercią, prosił mnie, abym napisał o nim parę słów. Nigdy bym nie pomyślał, że będą to słowa pożegnania.
Był przyjacielem… Pozostawił po sobie ogromny żal, ale i radosne wspomnienia. Od dawna już był związany z mińskim domem kultury. Miał tu przyjaciół, lubił tu przebywać. Tu każdy widział w nim wesołego młodego chłopaka. Zżył się zwłaszcza z Markiem Drożdżem i Danielem Niedźwiedzkim. Obaj pomagali mu jak tylko potrafili. Krzyś ich uwielbiał.
Cieszył się… Bardzo się cieszył, gdy dostał okazję by pracować w MDK. Nikt nie miał wątpliwości, że już wcześniej należał do rodziny pracowników Pałacu, teraz jednak stał się jej integralną częścią. Popracował z nami ledwie kilkanaście dni…
Miał plany… Wciąż mam jeszcze przed oczami wystawę jego prac w holu MDK. Gdy robiłem zdjęcia tej wystawy, nie miałem wątpliwości, że patrzę na prace przyszłego wielkiego artysty. Niedawno kupił szafki, laptopa, prosił mnie abym mu założył stronę internetową poświęconą jego twórczości… Nie zdążyłem…
Zjednywał sobie ludzi… Pamiętam, gdy zapytał mnie czy może sprzedać obiecany mi obraz komuś innemu, zrobiło mi się na chwilę smutno… ale tylko na chwilę. Od razu obiecał, że namaluje mi jeszcze ładniejszą sowę, bo taki właśnie był Krzysiek. Nie sposób było mieć do niego żal, czy się na niego gniewać… To był Krzyś. Nasz Krzyś… A teraz już go nie ma.

Numer: 2009 17   Autor: Mariusz Jaguścik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *