- Do sześciu harcerzy w Cegłowie strzelano, czterej zginęli, a dwóm się udało – pisze w swym epitafijnym wierszu mińszczanin Tadeusz Sztorc, chcąc w ten sposób udowodnić, że bohaterstwo młodych cegłowian zasługuje nie tylko na pamięć, ale też miano patrona miejscowego zespołu szkół. Właśnie harcerze, których zabito 16 września 1939 roku wygrali szkolny plebiscyt, co jednak wcale nie znaczy, że patronami zostaną
Honor za śmierć

Zygmunt Ostrowski, Stanisław Padzik, Alek Wnuk i Stanisław Skwieciński zginęli od kul hitlerowców w 16 dniu wojny obronnej, mając zaledwie po 17 lat. Zanim do ich partyzanckiej siedziby wdarli się Niemcy, oni przez tydzień ubezpieczali transporty i naprawiali tory kolejowe, by Warszawa mogła się bezpiecznie ewakuować. Po zwolnieniu do domu nie spoczęli na laurach, sprawdzając z pistoletem w dłoni podejrzanych ludzi i karmiąc polskich żołnierzy. 14 września Skwieciński przyprowadził ich do Cegłowa, gdzie po krótkiej walce zabili czterech okupantów.
Odwet hitlerowców był straszny. Nazajutrz ich dom otoczył silny oddział Wermachtu. Od razu by zginęli, gdyby nie oficer, który widocznie nie chciał, by doszło do egzekucji na oczach tłumu.
Było ich sześciu. Oprócz Wnuka, Skwiecińskiego, Ostrowskiego i Padzika na egzekucję czekał też Ryszard Zakrzewski i Zbigniew Wierzchnicki, którym udało się przeżyć własną śmierć. Tak o swoim cudownym ocaleniu pisze pan Zbigniew:
- Siedzieliśmy tak z bijącymi sercami i w trwodze z godzinę czasu, bo czuliśmy instynktownie, co nas czeka. Przyszło trzech żołnierzy i zabrali z naszej szóstki trzech kolegów i poprowadzili na łąkę w stronę stodoły Czeczyna. Za kilka minut usłyszeliśmy salwę karabinów i wybuch granatu. Nie mieliśmy już wątpliwości, co się z nimi stało. Żołdacy wrócili sami. Zabrali nas trzech pozostałych. Kazali ręce założyć z tyłu na szyję i bijąc lufami karabinów (miałem jedenaście sinych znaków na plecach) przyprowadzili nas pod parkan. Jeden z kolegów, Padzik, odwrócił się raptownie i z wyciągniętymi rękami zaczął prosić, żeby mu darowali życie. W tym czasie padł do niego strzał. Upadł, trzymając się za pierś. Już do leżącego strzelono drugi raz. Ten drugi strzał był śmiertelny. Zauważyłem, jak mu na wierzch wyszły wnętrzności.
Poczułem i ja ogromny ból w okolicy klatki piersiowej. Upadłem na twarz. Oddano do mnie, już leżącego, cztery strzały z karabinów. Pomimo tego nie straciłem przytomności. Przestałem na moment oddychać. Tylko to mnie uratowało od śmierci. Czułem, jak nade mną stoi mój oprawca z pistoletem w ręku. Trwało to moment. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem obok mnie siedzącego kolegę, trzymającego prawą rękę wiszącą tylko na małym pasku skóry. Miał przestrzelone płuca i głowę. Zdając sobie sprawę, że Niemcy mogą wrócić, żeby nas pochować, postanowiłem uciekać. Niestety, podniosłem się i upadłem na wznak, bo nogę miałem przestrzeloną. Z rąk wisiały tylko strzępy mięsa. Byłem zdany na łaskę losu. Ale Niemcy już nie wrócili. W tym czasie podpalili domy na rynku w Cegłowie. Uciekający kolejarze zauważyli leżących nas na łące. Przybiegli i z pomocą mojej rodziny zabrali mnie do domu. Po prowizorycznym opatrunku odwieziono mnie do szpitala w Mieni (...)
Cegłów pamiętał o swoich męczeńskich bohaterach, fundując im pamiątkową tablicę i kwiaty na wspólnej cmentarnej mogile. Honory im się z pewnością należą, a tych, którzy woleliby odkrywców, Tadeusz Sztorc pyta – ilu harcerzy powinno zginąć, by zasługiwali na miano patrona szkoły?
Nie chce mu się wierzyć, że jakieś bzdurne prawo o nienadawaniu imion zespołom szkół może wpłynąć na decyzję rady gminy, która już pod koniec kwietnia zamierza podjąć odpowiednią uchwałę. Nie przypuszcza też, by wojewoda ją uchylił.
Numer: 2009 16 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ