Drodzy czytelnicy

Ludziom się nie chce... Ot tak, bez żadnej przyczyny nie mają ochoty na cokolwiek, nawet na samo chciejstwo. Może dlatego, że ktoś ich kiedyś zapewniał o chęciach, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniają się w moc i... pieniądze. Znam tylko jedną wróżkę, która to potrafi – ma na imię Labora

Lepy niemocy

Pewnemu, jeszcze niezidentyfikowanemu przez nas kierowcy bardzo się chciało... napić tuż przed wyjazdem na pielgrzymkę do Częstochowy. Złapali go o 10.30 we wtorek policjanci z Rawy Mazowieckiej, stwierdzając 0,8 promila alkoholu. Wiózł 25 dzieci z Mińska dobre dwie godziny, więc trochę procentów wywietrzało. Opiekunowie powiedzieli policji, że niczego nie zauważyli ani nie poczuli, bo 52-letni kierowca z nimi nie rozmawiał. Był grzeczny i nikomu nie przyszło do głowy, by przed wyjazdem sprawdzić jego trzeźwość, a przy okazji stan techniczny autokaru. Rawska policja nie zna jego nazwiska ani właściciela pojazdu, ale my się i tak dowiemy od... czytelników. Czekamy na telefon, bo takich ananasów trzeba tępić, a nieodpowiedzialnych opiekunów powinni rozliczyć rodzice żyjących – na szczęście – dzieci.

Wakacje to zazwyczaj przed- i pourlopowa nuda, ale nasi dziennikarze nie zasypiają w popiele medialnych gruszek i wytropili... śmoka. Tak, nie smoka, a właśnie śmoka, który przemierza trasę z Warszawy do Siedlec i odwrotnie w poszukiwaniu miękkiej ławy sądowej. Nie jest łatwy do wytropienia, bo zmienia się w zależności od miejsca i sytuacji – jak kameleon. Ale dzięki zaprzyjaźnionej z nami Babie Jadze, która zna śmoka od pacholęcia wiemy, że przy wódce wygląda jak Zagłoba, nad wodą jak potwór z Loch Ness, a podczas rozmowy przypomina Frankenstaina. Liczymy, tak jak w przypadku pijanego kierowcy, na pomoc naszych czytelników, szczególnie tych, którzy mieli z nim wątpliwą przyjemność...
My zaś próbujemy pomóc wiejskim gospodyniom, a może bardziej umotywować je od zmiany mentalności i sposobów działania (vide: Póki nie zaginą, s. 8-9). Rzecz w tym, że tak naprawdę wiejskie kobiety nie mają swojej organizacji. Powie ktoś – są koła gospodyń wiejskich. Trzeba stwierdzić, że raczej były, bo te, które jeszcze jakoś działają to zaledwie rozproszone w kilkunastu wsiach grupy aktywniejszych pań i to w starszym wieku. Tę niemoc trzeba ukrócić, a recepta jest tylko jedna – jeszcze raz pokazać młodym, że można wieś ożywić. Sposobów na to jest kilka, a najlepszy to wprząc do działania szkoły, by nauczyciele rozszerzyli programy o szeroko pojętą ludowość. Każda wiejska szkoła powinna mieć kreatora folkloru, bo kto jak nie taki animator zachęci, pomoże, a nawet napisze wniosek o dotacje z UE? By jednak otrzymywać duże wsparcia, kobiety muszą się zrzeszyć i zarejestrować. Wtedy mogą stawać do gminnych konkursów dla organizacji pozarządowych i wygrywać grube pieniądze. Wójtowie na pewno nie pożałują, a za pieniędzmi przyjdą młodzi.
To nie utopia, a szansa na wyciągnięcie wsi z letargu, a tego nie zrobią sami strażacy. Zresztą celem są nie tylko pieniądze, a integracja wiejskiej młodzieży, która obecnie zawieszona jest między domem, miejscem pracy lub miejscowym sklepem, który jest jedyną oazą tzw. rozrywki. Aż śnią się oazy folkloru, gdzie można zdrowo zjeść i się zabawić. To nowe, jeszcze nie odkryte miejsca zatrudnienia i dochodów. Przecież nie jest do końca tak, że wszystkim się nie chce. Udowodnił to konkurs w jedzeniu pyz przed mińskim pałacem (vide: Pyzo-żarcie, s. 7). Ludzie są ciekawi nowości, tylko trzeba im pokazać, że nie będzie to kolejna chała. Takie lepy na niemoc wiszą obok nas, a wielu nawet ich nie zauważa. Czas otworzyć oczy, bo świat pędzi z zawrotną szybkością. Wieś może choć na chwilę ten pęd przyhamować, byśmy mogli się zdystansować i nabrać ochoty na nowe pomysły. Życzę przyjemności z lepobrania... niemocy.

Numer: 2005 30   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *