Sokół tygodnia

Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Ta do cna zbanalizowana przez lekturowe bryki sentencja Ernesta Hemingwaya nosi w sobie wielką moc, mimo iż – jak pokazuje przykład samego Papy – zabarwia je wiele odcieni, nierzadko tragicznych. Bo też i pokonywanie siebie to tak naprawdę rzecz względna. Paradoksalnie to wywieszenie białej flagi klęski jest niekiedy oznaką najwyższego heroizmu. Dobry, choć nie do końca adekwatny przykład stanowić może  choćby męka Jezusa

Pokonać siebie

O tym jak dalece umiejętność walki z własnymi demonami skorelowana jest z czynnikami niezależnymi od nas, świadczą np. diametralnie odmienne biografie dwóch wybitnych polskich pisarzy. Marek Hłasko i Czesław Miłosz przy kolosalnych różnicach mieli ze sobą coś wspólnego – a mianowicie trudny emigrancki los wyrzutków.
O ile jednak autor „Ósmego dnia tygodnia” zmarł w poczuciu klęski, o tyle poeta znad Niewiarzy nie tylko przetrwał piekło posądzeń przez londyńskie kręgi emigracyjne o kolaborację z komunistycznym reżymem, gehennę alkoholu, czy literackie wyobcowanie, ale jeszcze dorobił się statusu żywego posągu. Dlaczego? Możliwe, że zadecydowało środowisko, z jakiego obaj twórcy wyrośli.
Hłasko, choć kreował się na zbuntowanego,  w gruncie rzeczy był nieodrodnym dzieckiem komuny i nie potrafił się z jej wpływu otrząsnąć nawet wtedy, gdy znalazł się w bezpiecznej odległości od niej. Miłosz zaś zanim zaplątał się w polityczne i dziejowe uwikłania, miał już za sobą szlacheckie dzieciństwo, studia na znakomitym uniwersytecie, pobyt w Paryżu i pierwsze sukcesy. Wszedł w destrukcyjny prąd niejako spoza, jako indywidualność w pełni ukształtowana.
Reguła predestynacji jednak nie jest wytłumaczeniem wszystkiego i wobec tego nie należy jej traktować jak wyroczni.

Pętla
Z pewnością sprawdziła się w przypadku Grześka. W latach 70 był zwykłym chłopakiem z jednej z podmińskich wiosek. Jak większość tamtejszych kawalerów wcześnie rozstał się z edukacją. Trochę się obijał, trochę popijał z kumplami, trochę pracował. W soboty jeździł na potańcówki do sąsiednich wsi, a jak dobrze sypnęło kapustą, to nawet i do samego Mińska. Na jednej z nich poznał 18-letnią Halkę. Kilka miesięcy później okazało się, że dziewczyna jest w ciąży, więc się z nią ożenił, żeby – jak to się wtedy mówiło – zachować się jak „prawdziwy mężczyzna”. Po urodzeniu się ich syna, okazało się, że dziecko jest niepełnosprawne. Rodzina Grześka uznała, że kalectwo pierworodnego jest karą bożą za łajdactwo, jakiego dopuścili się młodzi. Grzesiek nie radził sobie z sytuacją, po roku nieudanego małżeństwa porzucił żonę z synkiem i wyjechał szukać szczęścia w Warszawie. Jakiś czas później znaleziono go w mieszkaniu jego starszej o paręnaście lat konkubiny. Powiesił się na pasku od spodni.

W więzieniu ciała
- Tak, ciało jest dla mnie więzieniem – przyznaje pewien niewidomy trzydziestolatek. Z biegiem lat coraz bardziej odczuwam je jako wroga, coraz dotkliwiej uświadamiam sobie, jak wielu rzeczy banalnych dla normalnych ludzi nigdy nie będzie mi dane zrobić tylko dlatego, że nie widzę. Nigdy nie poprowadzę samochodu, nie wyruszę na włóczęgę bez celu po świecie, nigdy nie zostanę korespondentem wojennym, choć od dawna o tym marzę.
Przeciwstawiał się niepełnosprawności odkąd pamięta, ale – jak wspomina – by móc dorównać rówieśnikom, musiał być od nich dwa razy lepszy. Radzi sobie stosunkowo dobrze – ma żonę, pracuje, w miarę możliwości spełnia podróżniczą pasję. Niektórzy – zwłaszcza koledzy z ociemniałego środowiska – twierdzą, że próbuje wyprzeć się niepełnosprawności, zakląć ją tak, by udawać, że jej nie ma. Być może coś faktycznie jest na rzeczy, lecz mimo, iż z całej siły stara się nie myśleć o ograniczeniach, życie co rusz przynosi wyzwania, które mu o nich przypominają. A najgorzej jest, kiedy przychodzi wezwanie na komisję.
- Wtedy zawsze jestem nie do wytrzymania, bywam nawet nieprzyjemny dla bliskich. Niby wiem, że renta mi się należy, że bez niej moja sytuacja materialna byłaby o wiele gorsza. Dzięki tej, jak ją nazywam, państwowej jałmużnie mogłem cały rok spędzić w górach bez konieczności łapania się dorywczych prac. A mimo to coś we mnie krzyczy. Kiedy tak siedzę czekając na swoją kolejkę i otaczają mnie ci wszyscy złamani, zgorzkniali, pogrążeni w swoich ułomnościach ludzie, dopada mnie myśl, że przecież tak naprawdę jestem jednym z nich. Nieważne czego bym dokonał, jestem j e d n y m  z  n i c h!
Jego walka nie jest jeszcze zakończona. Choć wielu widzących go podziwia, nazywa bohaterem, on sam czuje, że mógłby zrobić więcej. Ale w sumie chyba mimo wszystko jest wygranym. Wielu innych w jego sytuacji poddało się marazmowi. On woli obnażać kły.

Stygmat butelkowy
Wyższe wykształcenie i emancypacja nie uchroniły pani Malwiny przed wpakowaniem się w małżeństwo z nałogowym alkoholikiem. Krąży pogląd – konkluduje pani Malwina – że w takie toksyczne związki ładują się kobiety, których ojcowie pili. To nieprawda – moi rodzice byli porządnymi, kochającymi się ludźmi. A jednak wpadłam. Najgorsze były nawet nie cugi męża trwające niekiedy i po dwa miesiące, ale okłamywanie siebie, że kiedyś to się zmieni. Najpierw wmawiałam sobie, że to ja go zmienię moją miłością, potem, że może on sam coś zrozumie. Nic z tego. Owa – jak ją określa – ni to tragedia ni to tragifarsa trwała prawie dziesięć lat. W końcu znalazła w sobie odwagę, by odejść. Teoretycznie zwyciężyła, jednak w tym szczęściu tkwi także liść piołunu. Nikt nie zwróci jej spapranej młodości, nie wygładzi zmarszczek, przez które w wieku 35 lat wygląda na finiszującą czterdziestkę. Już zawsze będę naznaczona butelką – mówi przełykając budzące się łzy.

Miłość jak cierń
Pan Janusz trzydzieści parę lat temu ożenił się z kobietą, której nie kochał. Był zakochany w innej – szalał z namiętności, na sam jej widok chciał latać. Nigdy nie czuł czegoś podobnego w stosunku do narzeczonej, ale mimo iż w dniu ślubu serce miał rozdarte, a wręcz myślał o samobójstwie, nie uciekł sprzed ołtarza. Tę drugą spotykał okazjonalnie. Nigdy nie powiedział jej o swoim gorącym uczuciu, tylko patrzył, patrzył i patrzył za nią tęsknie niczym jakiś zahukany sztubak. Kto wie, może nawet się czegoś domyślała, ale nigdy się nie zdradziła. Pan Janusz uważa, iż jego zwycięstwo polegało na oparciu się pokusie odejścia od żony. Sakrament małżeństwa to przecież świętość, której nie wolno brukać. Jego żona właśnie umarła. Czy znała jego tajemnicę? Podejrzewa, że tak. Kochał ją, bo choć nie było między nimi płomienia, był z nią naprawdę szczęśliwy. Aż boi się pomyśleć, jak potoczyłby się jego los, gdyby odważył się na krok w przepaść.

Ostatnia granica
Czasem najtrudniej pokonać siebie, gdy przychodzi śmierć. Wie o tym dobrze pani Hela, która jest pielęgniarką i już nie raz towarzyszyła odchodzącym pacjentom. Widywała najróżniejsze typy zachowań – od łagodnego pogodzenia przypominającego odpłynięcie okrętu na dalekie nieznane morze, po kurczowe trzymanie się resztek życia połączone z bluźnierstwami przeciwko Bogu. Tak, niektórzy do ostatniej sekundy złorzeczyli Bogu, nawet jeśli w niego nie wierzyli.
- Z reguły – opowiada pani Hela – to właśnie wiara pomaga pogodzić się z odejściem. Ateiści nie chcą pożegnać doczesnej rzeczywistości, bo brak im nadziei, że za progiem śmierci czeka na nich nowe, lepsze życie. Ale nie zawsze jest to takie proste. Spotkałam się z kilkoma przypadkami, gdy pacjent głęboko wierzył, przyjmował sakramenty i modlił się, lecz gdy nadeszła ostatnia chwila, zaczynał się buntować... nagle tracił całą wiarę albo bał się, że Bóg okaże się okrutnym sędzią.
Z drugiej strony poznałam pewnego zdeklarowanego ateistę, który w pełni zaakceptował swoją śmierć. Nie czuł strachu przed pogrążeniem się w nicości. Ja jestem religijna, więc zapytałam go jak to jest. Odpowiedział, że wobec nieuniknioności końca tym bardziej należy doceniać doczesne życie i piękno świata.
W swojej pracy pani Hela również musi pokonywać własne bariery – zwłaszcza, gdy ma się kontakt z wyziewami i wydzielinami ludzkiego ciała. Obrzydzenie jest jak najbardziej naturalną reakcją, ale widząc cierpiącego człowieka, uświadamia sobie, że to przecież jest jej bliźni.
- Nie umiałabym – wyznaje – podejść obok człowieka, choćby nie wiem jak cuchnął czy broczył, żeby nie podać mu szklanki wody, nie poprawić poduszki, przemyć ran czy zmienić pieluchy. Pomaganie drugiemu to jedna z największych cnót. Bo przecież w każdym, a szczególnie w cierpiącym i chorym, przychodzi do nas sam Chrystus.

Świąteczni wolontariusze
Ostatnimi czasy dość często zdarza się, że młodzi ludzie wpadają w sidła choroby. Postanowiliśmy sprawdzić, czy ich rówieśnicy biorą udział w akcjach, które mają na celu pomoc poszkodowanym. Okazało się, że najbardziej oblegana jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Młodzież bardzo chętnie wychodzi na ulicę miast i uczestniczy w zbiórce pieniędzy. Wszyscy zgodnie deklarują, iż sami z przyjemnością pomogliby w organizacji koncertu charytatywnego i przyznają, że zawsze wrzucają pieniądze do puszek, które wystawiane są w supermarketach. Wielu dziwi się, że gwiazdy, które występują na takich imprezach, biorą za to pieniądze. Zdaje się, że nie wszyscy posiadają choć odrobinę współczucia i choć mają bardzo dużo pragną mieć więcej za wszelką cenę.

Odrzucona pomoc
Wbrew pozorom młodzi ludzie są chętni do pomocy ciężko chorym, czy też niepełnosprawnym. Jednakże niekiedy powstrzymują się przed uprzejmością ze względu na to, iż nie chcą krępować danej osoby. Bowiem przyjęto mało trafny stereotyp, że chory może naszą pomoc odebrać jako litość. Kiedyś zaoferowałam swoja pomoc chłopakowi na wózku – opowiada 19-letnia Aneta – który chciał wjechać do tramwaju. I choć długo mu się to nie udawało, spojrzał na mnie wrogo, po czym powiedział, że da sobie radę. Zrobiło mi się głupio. Obecnie staram się ograniczać swoją ofiarność. W pewnym sensie oburzenie osoby niepełnosprawnej jest przewidywalne, ponieważ w takim momencie staje się w centrum uwagi, a wiadomo, że jest to krępujące. Jednak pomoc nie powinna być odrzucana, bo może jej zabraknąć wówczas, gdy będzie najbardziej potrzebna.

Numer: 2009 15





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *