Drodzy Czytelnicy

I jak tu się nie cieszyć, gdy oddajemy ręce wiernych czytelników 600 numer naszego tygodnika. Policzyłem, że od wydania pierwszego numeru minęło dokładnie 4900 dni i nocy. Szczególnie ważne są noce, bo to właśnie o tej porze, po wielogodzinnych bólach, rodzą się kolejne numery Co słychać?. Każdy nowy, niepowtarzalny i do końca - jak nasze życie - niezgłębiony...

Bóle istnienia

Drodzy Czytelnicy / Bóle istnienia

Gazeta jest jak ludzie, którzy ją tworzą. Może dlatego spojrzałem na biorytm dla urodzonych 1 listopada 1995 roku. Jest całkiem dobry, a urzekająco brzmi intelektualny, w którym gwiazdy mówią o dobrej formie. Ale zawsze trzeba być przygotowanym na jej obniżkę i wyprzedać negatywne wydarzenia. Należy też analizować własne zachowanie, by nie zapomnieć o starych ideach i nowych celach. Bo na początku była właśnie tylko idea, by wydawać niezależne czasopismo, do którego nie trzeba dokładać z nauczycielskiej pensji.
Pamiętam doskonale wszystkie wydawnicze i dziennikarskie problemy, które – gdyby nie upór – doprowadziłyby nie tylko do bólu głowy. Ale najważniejsze było zamiłowanie do ciekawego opisywania wydarzeń, do kontaktu z ludźmi, którzy na nas liczyli,
a w końcu nie wyobrażali sobie tygodnia bez
Co słychać? I ten Fredrowski ambaras trwa już od 600 tygodni, w co – powiem szczerze - i trudno uwierzyć, i jeszcze trudniej się nie cieszyć.
W rozwoju każdej firmy są tzw. kamienie milowe. Mamy ich kilka – od przejścia na cykl tygodniowy we wrześniu 1998 roku, druk na LWC (kreda 80 g) w renomowanych zakładach poligraficznych po– co może się wydawać dziwne – organizację imprez sportowych i kulturalnych od piłkarskiej halówki aż po trzy festiwale – chleba, kabaretowy i autorów.
Ostatnim przedsięwzięciem jest stworzenie fundacji, która ma piękną nazwę MIVENA. Dzięki niej już żaden burmistrz czy wójt nie powie, że nie chce współpracować
z podmiotem prywatnym, bo mamy status organizacji pozarządowej. Tak było podczas ostatniej sesji w Mińsku, kiedy radny Bogusław Zwierz zapytał, dlaczego wśród miejskich imprez nie ma Festiwalu Chleba. Nie ma, bo burmistrz Grzesiak bał się partnerstwa publiczno-prywatnego, by nie został posądzony o defraudację samorządowego grosza. I ja rozumiem te lęki, ale jeśli będzie stawał okoniem do fundacji – nie zrozumiem, a być może wymażę Mińsk Mazowiecki z nazw i miejsc organizacji moich imprez. Wierzę jednak, że do tego nie dojdzie, póki chce się chcieć… rozmawiać.
Ni brakuje nad Srebrną i w powiecie kreatorów kultury, którzy zastępują samorządy w ich podstawowej powinności. Skąd więc bierze się przekonanie, że stanowią zagrożenie dla leniwych instytucji. Dlaczego nie ich wśród odznaczonych krzyżem zasługi, czemu są wciąż postrzegani jako wydrwigrosze samorządowych dotacji? Pytań jest znacznie więcej, a zadają je – wbrew pozorom – nie sami społecznicy, a baczni obserwatorzy ich poczynań.
- Rób swoje, licz na siebie, a wszystko przyjdzie w swoim czasie – usłyszałem ostatnio radę utytułowanej działaczki.
Oczywiście, bo przecież nic tak nie nakręca człowieka, jak nadzieja. Czym wobec spełnienia jest rodzenie co tydzień – nawet w bólach - nowego numeru Co słychać?, czy zmęczenie po kolejnych festiwalach? Wystarczy trochę odpoczynku, by znowu myśleć o nowym, lepszym, niecodziennym i nieodgadnionym. Jakże się cieszę, że mogę o tym nie tylko pomyśleć…
A wszystkim naszym czytelnikom, darczyńcom reklamowym i festiwalowym dziękuję za pomoc w cotygodniowych narodzinach prasowej historii Ziemi Mińskiej.  Bądźcie z nami na dobre i na złe – jak przyjaciele.

Numer: 2009 14   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *