Żona jednego z pracowników ZNTK wszczęła alarm z powodu masowych zwolnień w mińskich zakładach. Jej informacje były prawdziwe, ale nie do końca. Nie ma na razie mowy o masówce i wysyłaniu na bezpłatne urlopy, co wcale nie oznacza, że kryzys nie dotarł już do Mińska, o czym bez ogródek opowiada prezes Slavomir Mamatej
Przetrwać biedę

Prezes Mamatej (48 lat) zarządza ZNTK w Mińsku Mazowieckim od ponad 6 lat, tuż po przyjściu na świat córki Janki, która jest dziś uroczą pierwszoklasistką. Najstarszy syn – też Slavek – studiuje, a Vladimir kończy liceum. Rodzina ma się więc dobrze, a na dodatek naszemu Słowakowi Mińsk Mazowiecki się podoba, choć nie stara się mówić wzorową polszczyzną. - Teraz nie mówię porządnie ani po polsku, ani po słowacku – żartuje.
Grunt jednak, że rozumie i jest rozumiany – głownie przez załogę ZNTK. Właśnie zakończył rozmowy ze związkami zawodowymi, którym przewodzą Hieronim Gryz i Stanisław Rżysko. Twierdzi, że pojęli konieczność zaciskania pasa w sytuacji, gdy zamówienia spadły o ponad połowę. W ubiegłym roku mieli 18 napraw głównych i 150 rewizyjnych, a na bieżący rok zakontraktowali na razie 6 kapitałek i 42 częsciówki.
- Złożyliśmy ofertę do zarządu SKM, ale jej składy nie jeżdżą do Mińska Mazowieckiego – twierdzi prezes Mamatej. Wszystko w rękach samorządów, które mogły by dopłacić do przewozów pasażerskich. I niech się nie martwią o tabor, bo na pewno ZNTK da radę dostarczyć odpowiednią liczbę wagonów.
Najlepszy dla spółki był 2007 rok, kiedy to miała 196 mln zł przychodu ze sprzedaży usług i towarów. Teraz może nie być połowy, więc muszą być zwolnienia.
Zaczęli wypowiadać umowy już w styczniu, zwalniając 29 osób z produkcji. To zaledwie 4 procent z 710 osób pracujących poza biurem. W lutym zwolnień nie planują, ale w ogóle trudno będzie się ich ustrzec. Ile i kiedy – na razie nie wiadomo, ale póki co chcą z załogą ustalić plan oszczędności. Będą urlopy płatne i bezpłatne, a może i tylko 4-dniowy tydzień pracy.
Prezes Mamatej myśli też o kontroli jakości pracy przez pracowników podstawowego szczebla z systemem motywacyjnym. Na razie prosi załogę, by wytrzymała trudny okres, który może potrwać kilka miesięcy, ale też i rok. Ujawnia również, że ZNTK nosi się z zamiarem wybudowania hali produkcyjnej. Skoro potrafią kapitalnie remontować, mogą też montować nowe wagony.
Czy to oznacza, że już za rok w Mińsku Mazowieckim wyrośnie konkurencja dla siedleckiego Stadlera? Prezes Mamatej zauważa, że dzisiaj Stadlera i Bombardiera interesuje produkcja nowych pociągów, ale mogą uznać, że opłaca się ich remontowanie. Centrala w Bydgoszczy, która powołała go na prezesa mińskiego ZNTK po ich przejęciu, nie zamierza czekać na konkurenta zza miedzy. Tym bardziej, że mińskie zakłady stanowią piątą część potencjału spółki PESA i mieszczą się już obok Warszawy.
Ale do produkcji potrzebni są ludzie, więc w grę wchodzi lojalność obecnej załogi. Nie zarabiają źle, bo bez płac dyrekcji i zarządu wychodzi średnio ok. 3.100 zł brutto.
W kontekście rozpoczęcia za rok produkcji zapewne skończą na tych 29 zwolnieniach. Nie zamierzają też nikomu sprzedawać nawet skrawka z ich 22,5 ha gruntu, choć podatek od takiej nieruchomości wynosi 107 tysięcy na miesiąc płaconych regularnie do kasy miasta.
Mimo kryzysu prezes Mamatej nie rozkłada rąk i – co ważne – nie ukrywa kłopotów. Przetrwać biedę to najważniejsze zadanie na dziś, a jutro może przynieść zgoła nieoczekiwane nadzieje. Oby tak było, bo 800 osób na bezrobociu to dla miasta i powiatu katastrofa.
Numer: 2009 07 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ