Kilka felietonów to głównie wspominki o naszym mieście, o jego osobliwościach, ale przecież pośród wszystkiego i wszystkich były też miłości! Od pięknych, młodzieńczych westchnień, marzeń, tęsknot, gwałtownego bicia serca do doświadczeń zdobywanych na parkiecie dansingu w „Bachusie” w oparach dymu i nie zawsze eleganckich zapachów jeszcze mniej eleganckich dam. Karnawałowa gorączka sobotniej nocy zastawała nas w oficerskim klubie, czasem na jakiejś publicznej zabawie w sali kina Wrzos, lub w którejś ze szkół
Tańce miłości

Moja dorosłość zaczynała się z początkiem nowych, niezwykle dla nas atrakcyjnych nowinek w repertuarze muzycznym i tanecznym. Z trudem, ale systematycznie poszerzała się sfera wolności i swobód obyczajowych. Dotąd na zabawach przeważały zapyziałe walczyki znad modrego Dunaju, poleczki, czasami uważane za lubieżne tango w wykonaniu zdawało się nieśmiertelnego Fogga lub podejrzany politycznie fokstrot.
Władza zamarła w osłupieniu, gdy narodził się Elvis Presley i rock and roll. Imperializm amerykański zapanował nad umysłami młodych, bynajmniej nie nawołując do obalenia socjalizmu, i właśnie dlatego władza była zaniepokojona i zdezorientowana. Jak powstrzymać ten wszechogarniający, groźny przewrót kulturowy? Co się stało? Dlaczego młodzi z dnia na dzień przestali lubić piękne, radzieckie piosenki i rodzime oberki? Póki co nie było instrukcji z wyższych, partyjnych instancji, więc miejscowi strażnicy socjalistycznej moralności przychodzili na zabawy i demonstracyjnie trzymając się swoich partnerek, tańczyli stylem „chodzonym” melodie big-bandu. Pokrzykiwali także co chwilę w stronę odważnych i już umiejących kręcić pupą i podnosić swoje partnerki:
- Po ludowemu! Po ludowemu tańczyć!
To było wołanie na puszczy! Wiadomo było, że nikt i nic już tego nie zatrzyma!
A moje miłości? Niestety, przeważnie nie znajdowały wzajemności... Cierpiałem w młodzieńczym sercu, roniąc czasem łezkę, gdy wybranka traktowana przeze mnie jak ołtarz, szła do tańca i nie tylko z jakimś pryszczatym dryblasem, co „brał ją jak swoją”! Inny przybłęda tak się zajął moją miłością, że przed maturą, w atmosferze uśmieszków i plotek, byliśmy wszyscy świadkami na ich ślubie.
Od lat nikt mi nie zabiera bezceremonialnie miłości mojego życia. Patrzymy na siebie, ja coś tam do niej mówię, wyznaję kolejny raz swoją miłość, szepczę coś o nadziei, że się spotkamy i że na pewno nie będę odrzucony, bo... nikt tak cię nie kochał, jak ja. Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie. Potem żegnam się i odchodzę...
Idę do drugiej, ale po to, by ją ucieszyć moim widokiem. Nie dane jej było spełnić nadziei na moją wzajemność. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić, ale to było dla niej za mało. Zawsze odczuwam żal, bezradność i powracające pytanie - dlaczego to zrobiłaś?
Myślami jestem jeszcze przy jednej, dla której byłem powietrzem. Nie dlatego, że nie mogła beze mnie żyć, lecz z powodu – jak powiedziała – mojej dla niej niewidzialności. Nie mogę jej odwiedzić, zapomniałem miejsca jej spoczynku, zresztą nie mieści się w Mińsku. Gdy w myślach odświeżam nasze wspólne ścieżki, zawsze dziękuję Bogu, że mnie ustrzegł przed tą diwą! To była kobieta fatalna! Bynajmniej nie dlatego, że nieczuła na męskie serca. Całe swe dorosłe życie spędzała w ogrodach Bachusa, trawiąc swój wdzięk i bezpretensjonalność w kiepskich, rozrywkowych inwestycjach.
Przemykają mi jeszcze inne sympatie, te które wspominam wdzięcznie i takie, których w pamięci pozostały ledwie blade, niewyraziste zarysy. Mój sentyment do Mińska Mazowieckiego spotęgowany jest nierozłącznością tych lirycznych doznań lat młodości z piaskiem boiska szkolnego i śladami bosych stóp Ali, które ukradkiem całowałem. W kinie Bałtyk, w migotliwym blasku ekranu wdychałem bliskość zapachu Oli, a park pamięta straconą cnotę Bożenki...I jak tu nie kochać Mińska?
Jednak nie posłuchałem przysłowia, że kraść trzeba daleko, a żenić się blisko i... wyjechałem z Mińska. O tym, że przysłowia się sprawdzają, przekonałem się na własnej skórze, ale więcej o tym może innym razem.
Numer: 2009 07 Autor: Rajmund Giersz
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ