W mińskiej gminie

Stojecki klub Iskra zajął 9 miejsce w B-klasie. Nie może spaść niżej, chyba że wycofa się z rozgrywek. Ale to nie będzie rzecz o sporcie, a znanym przysłowiu o niepokornym cielęciu i szczególnej niepamięci

Iskrząca amnezja

- Kto ma forsę, ten ma co chce – tak trzeba sparafrazować inne przysłowie i wywiesić je na tablicy informacyjnej nie tylko w mińskiej gminie. Znają tę zasadę wszyscy, ale nie każdy chce zostać pokornym cielęciem, lub – jak kto woli – niezależnym działaczem sportowym jak Andrzej Chrystoph ze Stojadeł.

Na koniec roku szkolnego i sezonu piłkarskiego gminni radni postanowili podyskutować o sporcie w gminie. Ale pomysł spalił na panewce, bo rada nie zaprosiła na sesję szefów klubów. Może dlatego, że zdaniem komisji (także od kultury fizycznej) trzeba stawiać nie na kluby, a sport szkolny. Wójt Dąbrowski przychylił się do tego postulatu i klubowe 30 tysięcy oddał szkołom.
I na tym debatę można było zakończyć, gdyby nie sprawozdanie komisji rewizyjnej, która kontrolowała wydatki klubów sportowych i doszła do wniosku, że stojecka Iskra powinna zwrócić gminie 5.200 złotych. Tyle długów – jak stwierdził Mieczysław Kosiński – narobił Andrzej Chrystoph, a nowy prezes, Waldemar Padzik nieprawnie spłacił je z tegorocznej dotacji.
Ala sprawa nie wygląda tak podejrzanie jakby się mogło wydawać. Otóż prezes Chrystoph nie ukrywał, że nie należy do sympatyków gminnej władzy i otrzymał na 2003 rok... 2 tysiące. – Ja sobie i z takimi pieniędzmi poradzę – miał rzec do wójta Dąbrowskiego, więc ten uznał, że Iskra nie potrzebuje większego wsparcia.
No i Chrystoph sobie radził, płacąc z własnej kieszeni sędziom. Dostał też od sponsora bramki i kosiarkę za 7 tysięcy, ale po dymisji chciał to wszystko zabrać, by zrekompensować sobie straty. W 2004 roku prezesem zostaje Waldemar Padzik, ale on nie zadowala się skromną dotacją. Dostaje do gminy 10 tysięcy i... spłaca Chrystopha, by ten nie zabrał sprzętu. Dzięki temu posunięciu iskrzanie wciąż grali w lidze, ale nie byli to – jak dotychczas – głównie mińszczanie, a chłopcy z gminy.
– Teraz trzeba sprzedać kosiarkę i oddać pięć tysięcy gminie – nie ustępował radny Kosiński.
– Prawo dopuszcza płacenie za faktury w następnym roku – ripostował wójt Dąbrowski.
– Wszyscy mają tu amnezję – strofowała kolegów radna Szopa, przypominając skargi Chrystopha na brak pieniędzy. Wójt się wtedy tylko uśmiechał, a gdy prezesem został jego człowiek, nagle znalazła się forsa.
– To nie jest patologia jak sugeruje radny Pucelak, a jedyne wyjście z trudnej sytuacji. Po pierwsze daję tyle pieniędzy, ile uważam, a po drugie Chrystoph za 5 tysięcy chciał zabrać sprzęt wart dwa razy więcej. I kto tu wygrał...? – retorycznie rozkładał na łopatki wójt Dąbrowski.
Wyszło więc na to, że Chrystoph tylko dużo mówił, a po prostu bez gminy nie mógł sobie poradzić. No cóż, amnezja może czasami zaiskrzyć, ale bez pokory i współpracy jeszcze trudniej. Bycie opozycjonistą kosztuje tym więcej, im mniej jest zrozumienia i szacunku. Jeszcze trzeba czasu, by się jeśli nie pięknie, to przynajmniej mądrze różnić.

Numer: 2005 29   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *