Sokół tygodnia

Sezon grypowy szaleje w najlepsze. Zima to pora, w której statystycznie najczęściej odwiedzamy gabinety lekarskie. Publiczna służba zdrowia to – jak zgodnie twierdzą eksperci – jedyna gałąź, na której wyłożyły się dotąd wszystkie rządy bez względu na proweniencję światopoglądową. Mimo to mieszkańcy naszego powiatu, choć nie uważają się za szczególnie zamożnych, coraz częściej wybierają „prywaciarzy”. W końcu – jak ironicznie mówią – za pieniądze to nawet i pielęgniarka jakoś tak szerzej i promienniej się uśmiecha

Gdzie po zdrowie?

Badajcie się..
Ostatnie badania jakie prowadziłam dla zakładów zmusiły mnie do ogłoszenia apelu do ludzi, aby korzystali z zaproszeń i wykonywali badania. Inny rodzaj badań profilaktycznych to badania do pracy. Wielu pracowników się buntuje i zwleka z wykonywaniem badań, a to poważny błąd, bo w razie choroby czy innego nagłego zdarzenia ZUS sprawdza zaświadczenia lekarskie i w przypadku braku tego dokumentu będą problemy z wypłatą świadczeń – mówi doktor Lilianna Świderska.
Zachętą do profilaktyki może być też fakt, że podczas takich badań często wykrywa się choroby, które nie bolą, ale niszczą organizm. Zdarzyło się kilkunastokrotnie wykryć nowotwór gruczołu sutkowego, tarczycy czy płuc.
Apeluję więc do młodych kobiet – mówi dalej dr Świderska - aby wykonywały samokontrolę i wyczuwając guzek, zgłaszały się do lekarza. Pamiętajcie - do ginekologa i onkologa nie trzeba skierowania. Należy też wiedzieć, że do Instytutu Onkologii w Warszawie przy ul. Rentgena 5 wystarczy się tylko zgłosić i każdy będzie przyjęty. Guzek, który jest wyczuwany nie cofnie się samoistnie, tym bardziej gdy czujemy, że się powiększa to natychmiast należy udać się do lekarza.
Proszę sobie wyobrazić, że zgłosiła się do mnie kobieta z pewną nieznaczną dolegliwością, a przypadkiem okazało się, że wyhodowała sobie dwukilogramowy ogromny guz lewego gruczołu sutkowego. Kobieta miała tylko 29 lat i mieszkała w centrum Mińska! Dużo się mówi o tym, że rak wcześnie wykryty w stu procentach jest wyleczalny. Niestety, tak ogromny guz daje o wiele dłuższe leczenie, ponieważ trzeba zastosować chemioterapię, radioterapię, a na końcu - skalpel. W małych guzkach odwrotnie - chirurg wycina guzek, czasami z węzłami chłonnymi, nawet jak rozpoznanie jest tragiczne - nowotwór złośliwy. Taka chora wychodzi zwycięsko i jest wyleczona. Nawet z własnych mięśni piersiowych rekonstruuje się cały sutek – puentuje dr Świderska.
Kobieta po 25 roku życia powinna chodzić na badania profilaktyczne do ginekologa przynajmniej raz w roku. Robić cytologię i badać piersi - USG, mammografię. Są spotkania amazonek, wiece kobiet po operacji, są kobiety wolontariuszki, które opowiadają o swojej chorobie i pokazują, że z rakiem można zwyciężyć. Wspierają w ten sposób kobiety, które zachorowały i są zagubione.

Szpital się trzyma
W szpitalu powiatowym od roku 1997 funkcjonuje pięć oddziałów – wewnętrzny, chirurgiczny, dziecięcy, noworodków i ginekologiczno-położniczy. W roku 2001 został uruchomiony oddział anestezjologii i intensywnej terapii, a w czerwcu roku ubiegłego – ratunkowy. Dzienne utrzymanie pacjenta uzależnione jest od oddziału, na którym przebywa oraz od jednostki chorobowej na którą jest leczony.
Oprócz tego pacjenci mają do dyspozycji dwadzieścia poradni specjalistycznych. Niestety z racji dużego obłożenia standardowy czas oczekiwania w większości z nich waha się od miesiąca do dwóch. Rekordy bije poradnia kardiologiczna, gdzie niekiedy czekać trzeba nawet cztery miesiące. Na bieżąco obsługiwani są pacjenci w poradni uzależnienia od alkoholu, zdrowia psychicznego czy rehabilitacyjnej.
Mimo ponurej aury, jaką szpital u wielu z nas wciąż wywołuje, jest też kilka powodów do domy. Choćby oddział ginekologiczno-położniczy, który ordynator dr Florczak wraz z szefującą oddziałowi noworodków dr. Targińską podniósł do rangi ogólnopolskiej. Dobre perspektywy rysują się też dla interny – kierujący nim od niedawna dr Dariusz Niedziałek wskazuje, że aby ożywić mińską „umieralnię” należy przede wszystkim pozyskać specjalistów. Na razie to mało realne, toteż interna coraz bardziej przechyla się w kierunku oddziału stricte wewnętrznego.
Jeden z największych kłopotów to konieczność umieszczania uleczalnych chorych razem z umierającymi. Na wyodrębniony oddział geriatryczny szpital nie ma warunków. Wszystko jednak – jak wyznaje jedna z pielęgniarek – sprowadza się do poczucia, że stając przy łóżku naprawdę służymy choremu.

Na bocznym froncie
Małe gminne ZOZy to niekiedy istne pola walki, szkopuł jednak w tym, że często brak odpowiedniej ilości żołnierzy. Roczny limit pacjentów przypadający na jednego lekarza wynosi 2700. W Jakubowie, gdzie nad gminnym zdrowiem pieczę trzyma dr Mariusz Górski, do tej granicy jest już niebezpiecznie blisko – na pięć tysięcy przyjmowanych osób jego matka, która wraz z nim prowadzi tamtejszy ośrodek, obsługuje 2500. Do tego trzy pielęgniarki i jedna położna. Gdyby nie finansowe wsparcie NFZ byłoby krucho. Teraz, w apogeum sezonu grypowego, mają pracy po łokcie i trudno wygospodarować chwilę na odpoczynek. W Cegłowie też nie jest rewelacyjnie. Na pięciu lekarzy i cztery pielęgniarki przypada ponad dwadzieścia pięć tysięcy pacjentów. Dlatego wielu mieszkańców tamtych terenów decyduje się na leczenie w Mińsku. Jak wszędzie są oczywiście chlubne wyjątki.

Obfity Sulejówek
Na terenie gminy Sulejówek funkcjonuje obecnie pięć placówek służby zdrowia. Obok kierowanego przez Grażynę Grudzińską Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej istnieje należące doń Pogotowie Ratunkowe oraz dwie przychodnie miejskie, jak również jeden ZOZ niepubliczny – „Centrum”.
Jednak to placówka, której dyrektoruje Grudzińska, jest okrętem flagowym tamtejszej opieki zdrowotnej – i to okrętem, trzeba przyznać, mogącym dumnie podnosić banderę. Dyrektor Grudzińska ma niewątpliwie powody do chwalenia się choćby uruchomioną w minionym roku nowoczesną przychodnią dziecięcą, która uzyskała bardzo wysokie notowania od NFZ. Publiczna opieka medyczna w Sulejówku dysponuje ponadto stu dwudziestoma lekarzami, z czego dwudziestu jest rotacyjnie dostępnych przez cały czas, oraz piętnastoma specjalistami w najbardziej newralgicznych gałęziach medycyny. Jeśli dołożyć do tego roczną dotację od Urzędu Miasta w wysokości 130 tys. zł otrzymujemy obiecujący obraz.
Czy w mieście o populacji zbliżonej do dwudziestu tysięcy mogłoby być lepiej? Z pewnością, ale jak na miasto bez szpitala i tak nie ma powodów do narzekania. Na zdrowie z pewnością korzystnie wpływa też duża ilość drzew i terenów zielonych.

Uspołeczniona rzeźnia
- Uspołecznione przychodnie to kłębek bałaganu - mówi siedemdziesięcioletnia Genowefa. Już samo zapisanie się do lekarza jest dużym problemem.
W mińskiej przychodni przy ul. Kościuszki najpierw nikt telefonu nie odbiera, później jest zajęty, a kiedy się człowieku dodzwonisz już jest brak numerków. Na szczęście są tacy lekarze jak Bolesław Pasik, Andrzej Ostrowski czy Janina Wierzbicka-Buczek, którzy dodatkowo obsłużą chorego w potrzebie.
Kiedy się czeka przed drzwiami u lekarza, daje się zauważyć, że szereg pacjentów to z kolei ludzie zdrowi – najlepszy dowód, że popadają w spory, a nawet się kłócą. Najgorzej jest ze specjalistami, trzeba czekać miesiącami, a nawet – i to bez najmniejszej przesady - latami. Podobnie wyglądają badania w pracowniach specjalistycznych, gdzie w przypadku absencji głównego specjalisty, pozostała służba jest bezczynna. Tutaj zaraz widać różnicę pomiędzy opieką zdrowotną uspołecznioną, a prywatną.
Prywatny zakład nie pozwoli sobie na płacenie za bezczynność, zadba o specjalistę – stąd zrozumiałą rzeczą jest, że lepiej leczyć się prywatnie. Ale warunki z kolei materialne na to nie pozwalają.
- Pracowałam tyle lat – kończy swoją skargę staruszka – do 65 roku życia. Potrącali mi z poborów na opiekę i powinnam mieć ją na stare lata – stwierdza z żalem.

Prywatny luksus
Wobec doprawdy przygnębiającego wizerunku publicznych przychodni coraz więcej z nas decyduje się na leczenie prywatne. Na terenie Mińska Mazowieckiego z powodzeniem działają zarówno prywatne gabinety jak i całe przychodnie świadczące usługi w zakresie podstawowej opieki medycznej, by wspomnieć Centrum, Mariolkę i Melisę.
Wydostanie się z państwowych kleszczy jest bardzo proste – wystarczy zabrać kartę badań okresowych i szczepień. Należy jednak pamiętać, że po przepisaniu się do innego ośrodka nie będziemy mogli korzystać z pomocy lekarza pierwszego kontaktu w innych placówkach niż ta, z którą zawarliśmy umowę. Na szczęście nie dotyczy to specjalistów.
Pacjentów taki obrót spraw zadowala. Standardy leczenia w prywatnych ośrodkach są – jak mówią – znacznie wyższe, a obsługa milsza. I nie wadzi im świadomość, że uśmiech ów jest opłacony.

Mówią o lekarzach
Ludzie, zwłaszcza pacjenci, bardzo często źle mówią o lekarzach: że są bez sumienia, chciwi na pieniądze, nieczuli na ludzka biedę i nieszczęście. Z pewnością są i takie przypadki, ale większość lekarzy to ludzie uczciwi pracujący z powołaniem i poświęceniem.
Młody medyk Mariusz jest zbulwersowany opinią malkontentów, którzy żądają od lekarzy cudów, ale nigdy w życiu tak naprawdę nie szanowali własnego zdrowia. Zauważa słusznie, że szereg z nas marnuje zdrowie na lekkomyślnym życiu, używkach, alkoholu, kłótniach i bijatykach. Ludzie potrafią niszczyć sobie nerwy, zadawać rany, niszczyć mięśnie i łamać kości, pić wódkę i leżeć nieprzytomnym godzinami na zimnej ziemi. Później żądają od lekarzy ratunku, a niejednokrotnie jeszcze wyzywają.
- Trzeba powiedzieć - stwierdza Mariusz, - że żaden lekarz nie przywróci zdrowia do pierwotnego stanu, może tylko pomóc ratować chorego.
Trzeba przyznać mu rację, w szczególności po ostatnich przypadkach odmrożeń, zamarznięć i śmierci w wypadkach drogowych, których można byłoby uniknąć, gdybyśmy szanowali swoje zdrowie, a wtedy i służba zdrowia byłaby mniej oblegana.

Numer: 2009 02





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *