Mimo radosnych świąt i sylwestra, mijający rok najbardziej ciąży na samym końcu. Oczekiwania i nadzieje wypełniły się przeznaczoną im treścią, ale nie zawsze po naszej myśli. Jednak w nowym roku wszystko się może odwrócić! Nowe limity nadziei, nowa wiara w spełnienie się pragnień: może się coś zarobi? Może się coś pożytecznego kupi? Jak nie my, to nasze dzieci! Ta minuta czy dwie przybywającego dnia jest jaskółką, wprawdzie nie przynoszącą jeszcze wiosny, ale jej dobrym zwiastunem
Styczniowa bieda

Mamo! Na Trzech Króli to dzień jest dłuższy ledwie o kilkanaście minut! - Wiem, wiem. Ale w dawnych czasach ludzie mówili „na barani skok”, ponieważ bardzo chcieli jak najszybciej wyjść naprzeciw temu, co ma nadejść. Zawsze i każdemu stary rok obrzydł...
Wprawdzie zawsze mama narzekała, że styczeń jest wyjątkowo długi, ale ta nadzieja na zmiany osładzała nieco konieczność wyjątkowego liczenia się z groszem. No cóż, większe wydatki grudniowe, a do wypłaty bardzo daleko...! Dlatego styczeń był niejako genetycznie obciążony odpowiedzialnością za domowy budżet. O tej odpowiedzialności świadczył brak uśmiechu żebraczki Agnieszki. W ciągu roku Agnieszka obłudnie się uśmiechała i z pewnym wahaniem wyciągała rękę po pajdkę chleba licząc, że gospodyni dołoży kilka groszy premii. Gdy taki fakt miał miejsce, Agnieszka w wyjątkowo szerokim uśmiechu pokazywała szczerbate usta z dwoma krzywymi zębami. Kilkakrotnie dziękując, dawała wyraz swojemu ukontentowaniu. W styczniu nie liczyła na taki obrót spraw. Z powagą, wyraźnie podzielając troskę gospodyni, chowała skrzętnie pajdkę chleba do worka.
Dziadek skończył strugać, trwające od początku zimy, nowe stylisko do siekiery. Teraz, pociągnięcia dłonią po gładkim stylisku były raczej pieszczotą. Kilka razy podnosił do góry i sprawdzał okiem szlachetność linii swego dzieła. Wyglądał przy tej czynności jak Napoleon z pocztówki, gdy przez perspektywę oglądał linię wroga. Dziadek też miał swojego wroga w ogromnych karpach i pniach drzew, które czekały na niego u ludzi przez całą zimę. Dla odmiany, po babce niczego nie można było wywnioskować. Zasłonki w jej oknie, jak przez cały rok, bywały czasowo zaciągnięte w dzień, gdy babka spożywała w samotności śniadanie czy inny posiłek. - Nie ma się czym dzielić - mawiała pytana, dlaczego tak w samotności spożywa dary boże. Zresztą, dzielić się z kimkolwiek i czymkolwiek byłoby wbrew jej naturze. Co innego, gdy znalazł się fundator a choćby składkowicz, wtedy talent towarzyski babki zaprzeczał panoszącej się opinii, że babka sama wypije, przekąsi kiełbasą a swoim niedostatkiem i pobożnością afiszuje się na ławce przed domem skórką od chleba i modlitewnikiem.
W taki mroźny czas, nawet sąsiad Grabowski zawiesił swą działalność wspomagającą monopol spirytusowy. Kiepski ruch w interesie i brak opału odkładał do przedwiośnia, kiedy to następowało ożywienie w tej branży.
W styczniu pijaczka Błażejewska omijała naszą ulicę. Wiedziała, że towarzyskie życie w styczniu, na naszej ulicy, zamiera i nikt od niej też niczego nie kupi. Ciągnęła nieraz za sobą sanki z przedziwnym towarem, jak gumowy balon do robienia gorących okładów, malarski pędzel zwany ławkowcem lub koło do roweru.
Jedyny, choć nieproszony gość, tęgi mróz, codziennie zabierał z komórki kubełek węgla nie licząc się zupełnie z faktem, że to dopiero styczeń a „kudy” jeszcze luty i marzec! Sąsiadka, samotna staruszka z trudem brnęła w głębokim śniegu z wiadrem do studni. Studnia dookoła oblodzona, uniemożliwiała bezpieczne zaczerpnięcie kulką nawet młodszym, więc śpieszyłem zawsze kobiecie z pomocą. Bardzo dziękowała, mawiając często: - Aby do wiosny! Jeśli starzec przeżył marzec, będzie zdrów. Jeśli baba w marcu słaba, pacierz zmów!
Któregoś marca staruszka nie przeżyła, za nią dziadek, później babka i ich rówieśnicy z całej ulicy Sewerynów. Z czasem, i to z politycznych powodów, Lenin wyparł Sewerynów na tyle skutecznie, że jej nazwa nie powróciła nawet po 1989 roku i dziś mamy trakt kardynalski.
Potem przyszła kolej na wywłaszczanie, bloki i korty... Dziś tylko samotna brzoza, jako niemy świadek przeszłości, trwa jeszcze w miejscu, gdzie kiedyś biedne życie smakowało nadzieją na nowy, lepszy rok.
Numer: 2009 02 Autor: Rajmund Giersz
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ