Pamięci Stanisława Ciszkowskiego

Tak niewiele zabraklo mu do 81 urodzin... A z datą tych urodzin wiąże się zresztą pewna nieścisłość. Wbrew obiegowym biogramom tak naprawdę urodził się nie w Nowy Rok, lecz w wigilię 1927 roku, zaś rodzice zapisali go na 1 stycznia, żeby – jak ujął w jednym z wywiadów – była równa liczba, czym niejednokrotnie napytali mu ambarasu

Afekt z humorem

Pamięci Stanisława Ciszkowskiego / Afekt z humorem

Najczęściej widywano go, jak paradował przez mińskie ulice na swoim zielonym rowerze. Mówiono o nim różnie – pełen życia, tryskający energią, irytujący uparciuch… On sam nazywał siebie burmistrzem Nowego Miasta. Jedno wszelako jest faktem bezdyskusyjnym – Stanisław Ciszkowski nawet po śmierci z pewnością pozostanie jedną z barwniejszych postaci Mińska. Udowodnili to żałobnicy, którzy 19 grudnia wypełnili kościół św. Antoniego niemal po brzegi. Każdy z nich zapamiętał go inaczej, dla każdego był jedyny w swoim rodzaju.
Z zawodu był ślusarzem. Fachu uczył się w zakładzie Roguskiego – najstarszym w Mińsku. Po powrocie z wojska rozpoczął pracę w ZNTK, gdzie przepracował do połowy lat osiemdziesiątych. Jednak nie to stanowiło zasadniczą treść jego życia. Już od młodości fascynowały go stare motocykle, którym namiętnie przywracał przedwojenny blask.
Burmistrz Grzesiak, który po mszy skierował słowo do zebranych, przypomina sobie jak widywał go śmigającego po mieście na WFM-ce. Ciszkowski dał się również poznać jako zapalony pasjonat krajoznawstwa, organizator rajdów i wycieczek, ale nade wszystko – niestrudzony działacz społeczny zarówno w ramach TPMM, którego był aktywnym członkiem, jak i struktur samorządowych. Przyjął też rolę skarbnika pamięci, z której - zwłaszcza w ostatnich latach - był chyba najbardziej znany.
- Przychodził do mnie co rusz – opowiadał burmistrz Grzesiak – prosił o zaświadczenia, że ma zgodę na fotografowanie tego wszystkiego, co się w Mińsku Mazowieckim dzieje i zmienia. Dziwiliśmy się czasami, że zawsze był tam, gdzie chciał być. Był nieustępliwy, nie dawało się go łatwo zbywać byle jaką odpowiedzią.
Ks. Jan Byrski z właściwą sobie wrażliwością na kwestie społeczne zwrócił uwagę na czuwający przy trumnie poczet sztandarowy, który – jak powiedział – najdobitniej symbolizuje wdzięczność za wykonaną przez Ciszkowskiego pracę na rzecz dobra wspólnego. Przypomniał ponadto, że Ciszkowski w swoim turystycznym zapale przyczynił się też do zorganizowania kilku pielgrzymek.
- I choć różnie można go oceniać, to z pewnością zostanie mu poczytane w Niebie jako zasługa – zakończył proboszcz.
Jednym z ostatnich dużych przedsięwzięć, w jakim wziął udział pan Stanisław, był rajd autobusowy przez powiat. Jego uczestnicy – zwłaszcza ci, którzy wówczas zetknęli się z nim po raz pierwszy – dostrzegli w nim wytrawnego gawędziarza, znawcę dziejów zapomnianych nagrobków,  konesera opowieści o lokalnych duchach i człowieka tryskającego niespożytymi pokładami humoru. Nikt nie mógł podejrzewać, że są to jego ostatnie żarty.
W ostatnim czasie, kiedy cierpiał najdotkliwiej, nie chciał już odbierać telefonów. Kiedy burmistrz dzwonił do niego, odpowiadał, że jeszcze żyje, po czym odkładał słuchawkę.
- Wydawało się, że przeżyje nas wszystkich – podsumował swoje wspomnienia Grzesiak – A jednak Bóg przeciął nić jego życia.
Po uroczystościach w kościele nastąpiła deportacja zwłok na cmentarz parafialny. Po ostatnich ceremoniach dokonanych przez ks. Leszka zmarłego pożegnał w imieniu TPMM wiceprezes Artur Piętka. Stanisław Ciszkowski spoczął obok swojej małżonki Celiny pochowanej tu w 1986 roku. Gdy mogiłę pokrył stos wieńców, wszystkim za udział w uroczystościach pogrzebowych podziękował syn Krzysztof. Trzeba wiedzieć, że w okresie wdowieństwa, jak również w czasie choroby, opiekowała się nim synowa Elżbieta.
Pozostaną po nim albumy pełne zdjęć drobiazgowo dokumentujących tutejszość, a w pamięci tych, którzy go znali i współpracowali z nim, bez wątpienia utrwali się jako człowiek kochający swoją małą ojczyznę wyjątkowym, szaleńczym afektem.
Niech spoczywa w pokoju i życzliwej pamięci.

Numer: 2009 01   Autor: M. Królik, F. Zwierzyński





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *