Mińsk Mazowiecki wystawowy

Co mają ze sobą wspólnego wieża ciśnień i Jacek Siudziński? Otóż więcej niż można by sądzić. Zarówno ów relikt komunizmu jak i urodzony w 1957 roku miński malarz od wielu lat niszczeją. Oboje też potrzebują pomocnej ręki, która potrafiłaby wydobyć ich z przepaści. Tym zaś, który postanowił podjąć próbę ratunku, był znowu Leszek Celej

Krzyk jednej nocy

Mińsk Mazowiecki wystawowy / Krzyk jednej nocy

Otwierając w andrzejkowy wieczór wernisaż prac Siudzińskiego dyrektor MZM stwierdził, że o pomstę do nieba woła fakt, iż taki obiekt jak licząca sobie bez mała pół wieku wieża, który stwarza potencjalnie ogromne możliwości, popada w ruinę na oczach 35-tysięcznego miasta. – Jest w Mińsku Mazowieckim coś fatalistycznego – ciągnął – łatwo nam dyskutować o problemach kultury, potrzebie ratowania zabytków, czy trosce o klimat w mieście, a nie zauważamy, że tracimy coś ważnego.
Podobnie rzecz ma się z Jackiem Siudzińskim. Wśród publiczności, jaka w pierwszej godzinie szczelnie wypełniła najniższą kondygnację wieży, było wiele osób, które go znały, bądź uczęszczając do szkoły w latach 60 i 70 zetknęły się z jego matką Jadwigą. Bohater wieczoru niestety się nie pojawił. Od blisko dwudziestu lat boryka się z psychicznym demonami, a od dziewięciu nie sięga po pędzel i paletę. Jest to tym bardziej przykre, że – jak ze smutkiem ujął Celej – wyrasta on na prawdziwą perełkę wśród lokalnych twórców.
Siudziński to bowiem bodaj jedyny spośród tutejszych alchemików płótna, którego dzieła kupiły Muzea Narodowe w Warszawie czy Poznaniu. Jego nazwisko rozpoznawalne jest też zagranicą – zwłaszcza w Niemczech, gdzie przyczynił się do odnowienia wielu kościołów lub jak w Monachium tworzył koncepcję Dróg Krzyżowych. W mnogości jego prac znalazła się jedna szczególna, która stała się dla dyrektora Muzeum Ziemi Mińskiej bezpośrednią inspiracją do działania. Jest to stanowiący zresztą wizytówkę imprezy nieduży obrazek utrzymany w niebieskiej tonacji i przedstawiający dwie androgeniczne istoty. Jego tytuł „Gdzie jesteś... wołam” mówi wszystko.
Ale przy uważnym wgłębieniu również i w pozostałych dał się dostrzec szczególny rodzaj nadwrażliwości, czy wręcz obsesyjnej intensywności. Siudziński wydaje się być dość silnie związany z tradycją ekspresjonizmu – przy całym rozbuchaniu nader jednak introwertycznego. Jego płótna są niezwykle cielesne, seksualne, ich bohaterowie – zazwyczaj nadzy – rozpaczliwie poszukują łączności między sobą. Mimo to w większości przypadków erotyczny żar dotyku osłabia i wyhamowuje chłód i mrok zastosowanych kolorów. Przypomina się tutaj Pablo Picasso z okresu błękitnego. Lód ogarnął duszę późniejszego autora „Guernici” po samobójczej śmierci przyjaciela, a co w jego ramiona pchnęło Siudzińskiego, możemy jedynie próbować zgadywać.
Większość obrazów pochodziła z depozytu MZM przekazanego po długich namowach przez samego malarza, część z kolekcji Kucińskich oraz od osoby, która wolała nie zdradzać swojej tożsamości. Pozostałe stanowią własność muzeum. Ich wartość rynkową ocenia się dzisiaj w zależności od rozmiaru od 3 do 6 tys. zł.
Wystawa – zgodnie z praktykowaną w wielu europejskich miastach ideą nocy otwartych muzeów – była czynna do drugiej. O frekwencję Leszek Celej się nie martwił – tym bardziej, że o 1.30 wieżę ciśnień odwiedziła spora grupa obozujących pod Mińskiem harcerzy.
Nastrój niesamowitości – tak przecież organicznie zrośnięty z andrzejkowym wieczorem magii i wróżb – dodatkowo potęgowała muzyka, kapiąca woda i świece, jak również samo wnętrze oraz zmieniające się w parę oddechy zwiedzających. Na szczęście przenikliwy chłód można było wypędzić zbożówką z cukrem i woltami. Nic jednak nie mogło zniszczyć dojmującego poczucia, że zawieszone na surowych ścianach obrazy krzyczą z głębi swojego kamiennego i zakleszczonego w trudnym do odgadnięcia bólu milczenia.
Również i sama wieża wołała... o litość. Niestety prawo nie pozwala odsprzedać jej w prywatne ręce kogoś obdarzonego twórczą wyobraźnią, kto być może umiałby wyłuskać drzemiące w niej możliwości. Na razie jej fatalny stan, ze względu na który sobotnia impreza mogła odbywać się wyłącznie na najniższej kondygnacji, nie pozwala na uruchomienie stałej ekspozycji lub czegokolwiek innego, ale Celej zapewnił, że muzeum będzie zabiegać o przywrócenie staruszki do życia i uczynienie jej stałym punktem na kulturalnej mapie miasta. Wystawa jednej nocy  stanowiła pierwszy
i, trzeba przyznać, udany krok w tym kierunku.

Numer: 2008 49   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *