W mińskim Mechaniku

Halina Woźniak, przewodnicząca zarządu Związku Kombatantów Armii Krajowej prawie nie mogła mówić ze wzruszenia, gdy w tę szarą listopadową sobotę stanęła przed zebranymi w kaplicy przy kościele św. Jana Chrzciciela. Jeszcze paręnaście lat temu zapewne nie uwierzyłaby, gdyby ktoś powiedział jej, że doczeka tego dnia, a jednak stało się...

Zmiana warty

W mińskim Mechaniku / Zmiana warty

Kiedy blisko siedemdziesiąt lat temu szli do lasu, wielu z nich miało jeszcze mleko pod nosem. Struktury paramilitarne i wojskowe istniały w powiecie mińskim praktycznie od pierwszych wojennych dni. Już wówczas działało w nich około dziesięciu tysięcy bojowników i bojowniczek. Najpierw był ZWZ, który w 1942 roku przekształcił się w AK. Pierwszy kryptonim obwodu AK w powiecie mińskim brzmiał „Mewa”, potem został zmieniony na „Jamnik”, by w końcu po sławetnej Wielkiej Wsypie stać się „Kamieniem”. Dziś te trzy człony wymieniane są nad Srebrną jednym tchem.
Historia obeszła się z nimi okrutnie. Po latach spędzonych w leśnych kryjówkach mieli swoje pięć minut, gdy po akcji „Burza” weszli do Mińska Mazowieckiego opromienieni nimbem bohaterstwa. Nie trwało to jednak długo. Wycofujących się szkopów szybko zastąpili sowieci, a dokonane w grudniu pod Kałuszynem skrytobójcze morderstwo na komendancie obwodu „Mewa-Kamień” Ludwiku Wolańskim znanym jako Lubicz dało im przedsmak czekającej ich już wkrótce mrocznej przyszłości.
Aż trudno w to uwierzyć, ale ponoć jeszcze na początku lat ‘60 niektórzy z partyzantów trwali w głębokiej konspiracji, jak gdyby wojna wcale się nie skończyła. Nadzieja na zmiany gasła stopniowo, toteż jedynym co im pozostało były wspomnienia oraz... sztandar. Pielęgnowali go niczym skarb, ale ich ramiona się zmęczyły – dojrzał czas do zmiany na posterunku pamięci. Sztandar, a wraz z nim dziedzictwo wzniosłych ideałów i chwalebnych tradycji, postanowili przekazać młodym.
Zaszczyt ten spotkał uczniów mińskiego Mechanika. Dyrektor Tomasz Płochocki nazwał 15 listopada 2008 roku dniem wielkiej nobilitacji dla szkoły, której kombatanci okazali wielkie zaufanie. Zobowiązał się, iż społeczność Mechanika będzie odtąd zawsze reprezentować AKowców na wszelkich uroczystościach. Później, gdy dwa poczty stanęły naprzeciw siebie, naprawdę można było odnieść wrażenie, że jakaś epoka kończy się nieodwołalnie. Z pewnością mieli je sędziwi żołnierze, którym trudno było zachować hardość. Złożony przez uczniów akt ślubowania ostatecznie domknął drzwi.
Podczas uroczystości – zarówno w przykościelnej kaplicy, jak i w szkole, gdzie oprócz przekazywania sztandaru doświętowywano 11 listopada – padło wiele wzniosłych słów. Jak zwykle przy takich okazjach księża – w tym również ks. Walicki – oficjele, wśród których nie zabrakło starosty Tarczyńskiego (absolwenta Mechanika) i sami kombatanci nie szczędzili koturnowych fraz o honorze, patriotyzmie, wierności i obowiązku walki dla dobra Polski, lecz w tym przypadku brzmiały one nie na wyrost. Przypuszczalnie sprawiła to obecność leśnych herosów. Oni wypisane na sztandarze hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna”, które pokolenie i-podów kwituje wzruszeniem ramion, przerobili dzierżąc w rękach broń – często skorodowaną lub odebraną Niemcowi, którego musieli zlikwidować.
Młodzież nieporadnie i bez przekonania czytająca patriotyczne wiersze raczej nie pojęła i prędko nie pojmie istoty tego, co zdarzyło się w owo zimne przedpołudnie. Oni wolą swoje mp3, ale – paradoksalnie – to dobrze. Bo może ich młodość nie zostanie złamana, może nie będą musieli zabijać, a później opowiadać o swojej tragedii jakimś nic nie kumającym ziomalom. Może…

Numer: 2008 47   Autor: Marcin Królik





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *