Mińsk Mazowiecki renesansowy
Ostatnie chóralne tony już przed tygodniem wybrzmiały w starym kościele, ale pomimo to Mińskie Towarzystwo Muzyczne zgodnie z obietnicą nie zaprzestało raczenia nas wykwintnymi dźwiękowymi daniami. Tym razem ściągnęli nad Srebrną grający na Zamku Królewskim na Wawelu zespół muzyki dawnej „Floripari” pod kierownictwem Aleksandra Tomczyka, który zabrał słuchaczy do złotych czasów Odrodzenia
Jak u Jagiellonów
Koncert, który rozświetlił mury kościelne między dwoma wieczornymi mszami, został pomyślany jako odmalowana za pomocą renesansowych utworów opowieść o jednym dniu z życia na dworze Jagiellonów. Dniu – jak zaznaczył Tomczyk – oczywiście hipotetycznym, nie ma bowiem dokładnych przekazów o potocznym życiu krakowskiego dworu, ale na pewno skupiającym w sobie cały czar epoki, gdy to na Wawelu zamieszkała charyzmatyczna Bona Sforza przynosząc ze sobą powiew nowego. I bynajmniej nie chodzi wyłącznie o marchew czy ziemniaki.
W tamtych jakże z obecnej perspektywy niewinnych latach, odwrotnie niż dziś, czas odmierzały nie wskazówki czy wyświetlacze zegarów, lecz modlitwy, toteż dzień musiała rozpocząć poranna jutrznia. W jej ramach na przebudzenie został odegrany „Hejnał świta na ranne powstanie” do słów Mikołaja Reja i muzyki nieznanego kompozytora. Po nim również za pomocą anonimowej kompozycji pozdrowiono Maryje, by wreszcie zakończyć „Psalmem XCIX” Mikołaja Gomółki.
A co po modlitwie i śniadaniu? Oczywiście taniec. Tomczyk przypomniał, że za Jagiellonów nauka tańca była co najmniej tak samo ważna jak obecnie języki, ekonomia czy informatyka. A jako, że jesteśmy w Renesansie, tańczyć należy nie inaczej jak na modłę włoską. Corta Danza Scuola (Krótka Szkoła Tańca) nie mogła zatem przebiegać inaczej niż pod dyktando rodaków Bony. Również czwarta część została poświęcona Italii. Otworzyła ją pochodząca z drugiej połowy szesnastego wieku tęskna pieśń „Kędykolwiek teraz jesteś” pochodząca z krakowskiej biblioteki Czartoryskich, a zakończył utwór Giovanniego Gastoldiego „A lieta Vita”, który w Europie Leonarda da Vinci i Michała Anioła był równie popularny jak dzisiejsze przeboje ze szczytów list.
Gdy nad wyczarowanym przez krakowskich muzyków Wawelem zapadł wieczór, nadszedł czas na bal, podczas którego można było sprawdzić nabyte wcześniej umiejętności taneczne. Po balu zaś – zgodnie z modlitewnym ordynkiem – nastała pora wyciszenia. Przednocną kompletę wypełniły dwa polskie utwory: „Błogosławiony człowiek” Wacława z Szamotuł oraz „Wiekuisty pasterz mię pasie” znanego już z modlitw porannych Mikołaja Gomółki skomponowany do nawiązujących do psalmu XXIII słów Jana Kochanowskiego.
Osobną przygodą było obcowanie z dawnymi instrumentami takimi jak viola da gamba, kornatuzy, bendir czy najbardziej niezwykły z nich wszystkich wirginał, w którym charakterystyczny, lekko metalizujący dźwięk uzyskuje się poprzez szarpanie strun piórkami peruwiańskiego kondora, a jego części robi się ręcznie na wyłączne zamówienie konkretnego artysty, który potem sam je składa i maluje. A ponieważ stare instrumenty lubią ciepło kominka i blask świec, muzycy musieli je co pewien czas dostrajać z uwagi na panujący w kościele chłód. Szkoda, że zabrakło czasu na bliższe przyjrzenie się tym cudeńkom.
Artyści z „Floripari” przypomnieli za pomocą dźwięków, że mimo upływu wieków i przewalających się przez nasz kontynent przemian Renesans to wciąż jedna z najpiękniejszych epok – także dla Rzeczypospolitej, gdzie kochany przez wszystkie warstwy społeczne król Zygmunt Stary na krótko stworzył kwitnące i tolerancyjne państwo – epoka wypełniona wspaniałą sztuką i łagodnym, pastelowym śródziemnomorskim światłem. Taki też był ten niedzielny koncert.
Nie chciało się po nim wracać do zimnej, byle jakiej i gnuśnej teraźniejszości pełnej skaczących sobie do gardeł polityków.
Numer: 2008 47 Autor: Marcin Królik
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ