Słowa warte myśli

Tuż przed Wszystkimi Świętymi znowu napisał o nas Mirosław Lissowski. Twierdzi on, ze tylko nasz tygodnik zainteresował się sprawą cmentarza wojskowego w Mińsku, więc  właśnie nas informuje, o jej biurokratycznym końcu. Nie ma nasz respondent powodów do zadowolenia, bowiem w całej tej sprawie był, jak samotny strzelec i może jedynie stwierdzić, że na układy nie ma rady

Układ cmentarny

Słowa warte myśli / Układ cmentarny

W sprawie bezczeszczenia kwatery wojskowej na mińskim cmentarzu otrzymał wreszcie odpowiedź od wojewody Kozłowskiego. Z całej tej dziwnej i żenującej procedury można wyciągnąć kilka wniosków. Co do mińskiego burmistrza, to potwierdziło się, że taka sprawa, jak cmentarz wojskowy i jego otoczenie, mało go obchodzi, bo w ciągu całej procedury nie stać go było nawet na zajęcie własnego stanowiska w tej sprawie.  Miejscowy proboszcz nie zdobył się nawet na słowa przeproszenia i ubolewania za to, do czego lekkomyślnie doprowadził. A co stwierdził wojewoda? Tylko tyle, że obecny stan grobów w najbliższym otoczeniu kwatery „zaistniał w wyniku działań z lat wcześniejszych”. Nie wyjaśnia jednak, jakie to były działania, w jakich latach wcześniejszych i kto właściwie sprzedał te działki przylegające do kwater wojskowych. Wredne komuchy, czy garbate karzełki – ironizuje Lissowski.
Kozłowski daje nadzieję, że gdy zaistnieją możliwości, to obszar kwatery zostanie wyłączony z terenu cmentarza i przekazany we władanie Wojewody Mazowieckiego. Okazuje się, że przez okres półtora roku, odkąd został w tej sprawie skierowany wniosek do wojewody, nie zaistniały jeszcze takie możliwości.
Ciekawe ile jeszcze lat musi upłynąć dla pana wojewody, aby taka możliwość zaistniała? - W moim przekonaniu, sprawa uregulowania statusu prawnego cmentarza wojskowego w Mińsku nie ma żadnych szans na przyzwoite załatwienie. Jest to tym bardziej żałosne, że ten problem nie interesuje organizacji kombatanckiej, ani Towarzystwa Przyjaciół Mińska. Jak więc pan redaktor widzi,  pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, jeśli stoi za tym silna grupa. Jest to smutne – kończy ten wątek pan Mirosław.
Ale zaraz rozwija drugi kłębek - mińskich kombatantów. Twierdzi, że z nimi jest tak, jak niegdyś u Piłsudskiego było z legionistami, których po I wojnie namnożyła się wielka liczba.
- Nie pomylę się chyba, że 90% autentycznych uczestników walki zbrojnej z terenu Mińska zginęło w czasie wojny. Byli to głownie młodzi chłopcy, uczniowie tajnych szkół średnich. Większość z nich zginęła po 17 lutego 1944 r. Można jednak wyrazić ubolewanie, że poza rodziną Sażyńskich o innych się nie pamięta, chociaż powinno – zarzuca Lissowski, podając przykłady tak chlubne jak Mietek Jankowski ps. Brzoza, przedwojenny drużynowy ZHP w mińskim gimnazjum i liceum. W okresie okupacji był dowódcą wszystkich łączników z Szarych Szeregów. Wspaniały człowiek, niezwykle szlachetny, świetny dowódca. W 1942 r. zdał w Mińsku tajną maturę. Nieszczęsnego 17 lutego 1944 r., gdy przyszli go aresztować, rzucił się na żandarmów niemieckich i usiłował uciec. Niemiecka kula dosięgła go, gdy przeskakiwał płot. Na jego mińskim skromnym grobie, jest tabliczka z zapisem „zginął śmiercią tragiczną”. Taka informacja może wskazywać, że np. wpadł pod samochód.
Inna postać to Stanisław Pułka – przedwojenny komendant hufca ZHP na powiat miński. W czasie okupacji kontynuował działalność i organizował tajne harcerstwo. U niego w domu w Cegłowie, w latach 1941-42 zadawano  na kolejne stopnie harcerskie. Już jako emeryt potrafił uzyskiwać z demobilu wojskowego namioty i sprzęt biwakowy, w celu organizowania obozów harcerskich dla biedniejszej młodzieży. Takich działaczy harcerskich, jak Stanisław Pułka, dziś się już chyba nie spotyka.
Kolejny zapomniany to Kazik Aniszewski ps. Dęboróg – żołnierz AK, po 17 lutego 1944 dowódca jedynego oddziału partyzanckiego, jaki działał na terenie naszego powiatu. Dowodził skutecznie wieloma akcjami bojowymi. Aresztowany przypadkowo w Mińsku w maju 1944 r., zginął w obozie koncentracyjnym.
Przypomina także  rodzina Popielów, z której Niemcy zamordowali dwóch braci Józefa i Aleksandra, żołnierzy AK oraz ich matkę Leonię Popielową.
Obawia się, że wymienione nazwiska niewiele już dziś mówią młodzieży, a może i decydentom, którzy chętnie się otaczają na imprezach kombatantami i sztandarami. Żałuje także, że dotychczas nie ma żadnego rzetelnego opracowania na temat ruchu oporu na terenie Mińska oraz ludzi, którzy brali w nim udział... z bronią w ręku.

Numer: 2008 46   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *